Kuchnia chińska różni się od typowego polskiego ‘chińczyka’. Znajdziemy tutaj coś więcej niż kurczaka w pięciu smakach czy sajgonki :) Dzisiaj będzie prosto, tłusto, tanio i nawet czasami smacznie ;)
Od razu uprzedzę – to nie jest kolejny kulinarny przewodnik po Chinach. Nie zagłębialiśmy się w poszczególne nazwy, składniki czy sposób przyrządzenia. W tym wpisie przedstawimy Wam w trochę inny sposób jak można zjeść w Chinach.
W tym tekście przeczytasz o:
Smaczna chińska kuchnia?
Kuchnia chińska nigdy nie należała do naszych ulubionych. Na palcach dwóch rąk wyliczymy ile razy zjedliśmy chińczyka w Polsce i po każdym zarzekałam się, że nie tknę już chińskiego żarcia. Wierzyliśmy jednak, że w Chinach znajdziemy coś innego, nie tylko ryż czy makaron z mięsem i warzywami. Wierzyliśmy też, że głodni chodzić nie będziemy…
Chcieliśmy jeść dużo i spróbować prawdziwego chińskiego jedzenia, a nie typowego “chińczyka” z Polski. Czytaliśmy o pierożkach na parze, smażonych przekąskach czy plackach, a wszystko świeżo robione na ulicach.
Świeżo robione może i tak, ale jak naprawdę jest ze świeżością i jakością produktów? Niestety to pozostaje tajemnicą… my możemy jedynie dodać od siebie, żebyście zapomnieli o jakiś przyzwoitych warunkach sanitarnych. Tutaj bary rządzą się innymi prawami, a im taniej chcesz zjeść tym tych praw jest mniej. Widzieliśmy tanie, zapyziałe jadłodajnie, a tuż obok przyzwoite restauracje czy zachodnie fast foody.
Początkowo nie mogliśmy się zupełnie odnaleźć. Koło hotelu było mnóstwo knajp z których krzyczały do nas kolorowe neony z nic nie mówiącymi nam krzaczkami. Zero słowa po angielsku! Wszystko smażone, aż czuć stary olej na całej ulicy – takie było nasze pierwsze wrażenie, ale na szczęście wraz z upływem czasu i naszej większej odporności na nowe doznania kulinarne okazało się, że w okolicy można było całkiem smacznie zjeść – potrzeba było tylko trochę odwagi, aby podejść, zobaczyć i… próbować się dogadać.
O czym trzeba wiedzieć?
Kuchnia chińska (a może jednak powinniśmy użyć słowa pekińska, bo co region to inaczej) jest raczej tłusta – wszelkie mięsa, makarony, ryże są w większości smażone, ociekające tłuszczem. Na szczęście bardzo popularne są też pierożki czy pampuchy, które są gotowane na parze: mogą być nadziewane lub nie, na słodko lub słono. Zdecydowanie bardziej lekkostrawne :) Polecamy również zupy z pierożkami lub makaronem.
W kuchni lokalnej dominują mięsa, ryby, owoce morza, makarony, ryże, a z warzyw głównie kapusta. I to nam najbardziej przeszkadzało – brak świeżych warzyw. Pojawiają się tylko jako dodatek w sosie do mięsa. Nawet pierożki, jeśli chcecie wegetariańskie, to jedyna opcja na nadzienie to pieczarki i kapusta.
Nam bardzo zasmakowały placki, takie a’la naleśniki, które zwą się jianbing. Są one nadziewane (uwaga!) jakimś chrupkim plackiem, sałatą, orzeszkami ziemnymi i sosem. Proste, a jakie pyszne. Do tego tanie jak barszcz – sztuka kosztowała ok 6 yuanów, a dla wybrednych za dodatkowe 2-4 yuany można było dostać mięsiwo w środku.
Zapomnijcie o słodkościach, miłośnicy czekolady to kraj zdecydowanie nie dla Was! Są tutaj cukiernie, ale oferują głównie biszkopty z kremami, bitą śmietaną, jakieś donutsy… generalnie słabo.
Również wegetarianie będą mieli ciężki orzech do zgryzienia. Kuchnia jest oparta na mięsie, pozostają wspomniane placki, pierożki, makaron/ryż z warzywami. Chińczycy nie bardzo rozumieją, dlaczego mieli by z mięsa rezygnować, dla nich to kolejne zachodnie widzimisię.
Co warto spróbować? Jesteśmy w Pekinie, więc może kaczkę po pekińsku? W przeciwieństwie do ryby po grecku, w Pekinie faktycznie jest to bardzo popularne danie, a w wielu miejscach zobaczycie ociekające tłuszczem, pieczone kaczki. Ciekawostką są też np. 100-letnie jaja, na szczęście tylko z nazwy, ale ich wygląd nie zachęca do ucztowania.
Oczywiście wszystko je się pałeczkami – w restauracjach mamy do wyboru albo drewniane, jednorazowe albo wielorazowe, prosto ze sterylizatorów.
Gdzie i jak ucztować?
Podczas wyjazdu jedliśmy w wielu mniej lub bardziej ciekawych miejscach. Poniżej prezentujemy Wam kilka propozycji co i gdzie można zjeść w zależności od tego na co macie ochotę.
1. Zapobiegawczo – zaraz po wylądowaniu byliśmy bardzo przytłoczeni i zdezorientowani co się tutaj wyczynia. Pierwsze kroki skierowaliśmy więc do hipermarketu, gdzie chcieliśmy rozeznać się co i jak. Market nie byle jaki bo Walmart i to 3 piętrowy.
Tutaj też zjedliśmy pierwszy posiłek w Chinach – za kasami była stołówka z kilkoma restauracjami w tym jedna typu self-service. Nie było nic po angielsku, ale mogliśmy chociaż zobaczyć jak coś wygląda zanim zamówimy.
Wzięliśmy wiele rzeczy po trochu, a do tego “pomidorowa” w chińskim wydaniu (nie, nie chińska zupka z papierka). W sumie, wystarczyła by nam sama zupa, ale przynajmniej mogliśmy popróbować różnych rzeczy.
2) Zachodnio – jeśli nie chcecie próbować chińskiego jedzenia, to bez problemu znajdziecie tutaj znane sieciówki. Dodatkowo, wspominaliśmy już, że w Pekinie znajduje się ulica, gdzie możecie spróbować wielu nowych trendów jak np. lody w bąblowych waflach, churros, mniej lub bardziej wymyślne przekąski.
3) Lokalnie – koło hutongu, w którym nocowaliśmy w Pekinie zobaczyliśmy raz długą kolejkę, która nas bardzo zaskoczyła. Około 20 osób czekało pod wejściem do budynku, który jeszcze wczoraj wydawał nam się opuszczony. I to jest właśnie kwintesencja – miejsca, które w ciągu dnia wyglądają jak zamknięte, stare lokale, wieczorami budzą się do życia.
Postanowiliśmy udać się tam na kolację i sprawdzić jakie to pyszności mają do zaoferowania. Co się okazało? Kolejka stała za skrzydełkami :) Wyglądające jak stołówka miejsce specjalizuje się w skrzydełkach na kilkanaście sposobów.
Wybieracie sobie tyle ile chcecie (w zestawie są 2 sztuki), a Pan kelner przynosi Wam wiaderko ze skrzydełkami nadzianymi na wykałaczki. Potem zgaduj zgadula który smak zamówiliście :)
Czy były jakieś prze-smaczne? Nie powiedziałabym, ale atmosfera tego miejsca zasługuje na polecenie :)
4) W biegu – nasz hicior! Wspomniane powyżej placki/naleśniki/tortille. Łatwo je przegapić, bo czasami jest to małe okienko, ale warto szukać :) Jest to tanie, szybkie do zrobienia, smaczne i pożywne. Może być zbyt ostre, więc warto na początek poprosić o mniej sosu. Panowie wylewają coś jak ciasto naleśnikowe, smażą naleśnik, nakładają dodatki i zawijają na drogę. Na zimno również smakuje dobrze.
5) DIY – nowość, a przynajmniej dla nas, bo może gdzieś w Polsce można już spróbować kuchni, w której to Ty gotujesz :) Jest to sieć restauracji, w której na każdym stoliku jest kuchenka elektryczna.
Wybierasz sobie zestaw dodatków (mięsa, warzywa, makarony etc) i dostajesz garnek z wywarem (czasami dwoma), w którym sam sobie przyrządzasz jedzenie. Możesz sterować kuchenką, ustawiać temperaturę, wyłączać – Ty decydujesz jak ugotowane chcesz mieć jedzenie. Proste, a ile zabawy.
Sieć tych restauracji to Xiabu Xiabu.
6) Take away – w trakcie naszej podróży często odpuszczaliśmy długie przesiadywanie w restauracji. Zamiast tego zamawialiśmy jedzenie na wynos i wieczorami nadrabialiśmy cały dzień (wiem, niezdrowo tak na wieczór :( ). W restauracjach bez problemu możecie zamówić jedzenie na wynos i tak robiliśmy. W okolicy naszego pierwszego noclegu w Pekinie znaleźliśmy restaurację, gdzie było dostępne menu obrazkowe (rzadko spotykane!) więc bez problemu mogliśmy pokazać palcem co chcemy.
Tutaj próbowaliśmy pekińskie “chińczyki” jak ryż czy makaron smażony z mięsem, warzywami, kaczka po pekińsku. Tutaj również próbowaliśmy różne przystawki i desery (chociaż te ograniczały się głównie do owoców). Take away jest bardzo popularny. w Chinach: mamy tutaj na myśli okienka serwujące chińskie przysmaki, otwarte kuchnie z garami oraz handel obwoźny.
Tutaj już przydaje się znajomość chińskiego, albo musicie się liczyć z tym, że nie wiecie na co traficie. Taki lajf.
7) Na bogato – są w Pekinie lepsze i droższe restauracje. My nawet w jednej byliśmy. No dobra, może nie była super droga, ale byliśmy świadkami jak funkcjonują takie miejsca. Po pierwsze automatyzacja i wybór dań.
Czekając w kolejce na stolik dostajesz numerek, a na ekranie wyświetlają się numerki, które będą teraz zajmować miejsca, a kelnerki chodzą z padami, słuchawkami i mikrofonami. Menu to książka wielkości książki telefonicznej! Ale za to są obrazki :) Dań od groma, aż ciężko zdecydować się na coś.
Było to miejsce w którym najdłużej czekaliśmy na jedzenie, ale warto, bo naprawdę było smacznie. Niemniej jednak nadal trochę czuliśmy się jak na stołówce, tyle, że takiej lepszej. Przemiał ludzi i potraw był olbrzymi.
8) W drodze – zupki chińskie! Ale nie takie jak znamy w foliowych opakowaniach. Tutaj, w sklepach są całe półki uginające się od pudełek gotowych do zalania wrzątkiem. Wybór smaków, rozmiarów, kolorów jest naprawdę ogromny. Skąd ta popularność?
Ano jest to podstawa każdej wycieczki – nieważne, czy podróż trwa godzinę czy pięć, zupka chińska musi być. Początkowo byliśmy w szoku, że na odcinku do Wielkiego Muru, kiedy tylko ruszyliśmy ze stacji, do kraniku z wrzątkiem ustawiła się kolejka. Później do tego przywykliśmy :) I tak, w każdym pociągu dostaniecie wrzątek – należy się jak psu buda. Prawda jest tak, że nie jest to zdrowe jedzenie, nie jest wybitnie smaczne, ale przez moment można się poczuć jak tubylec :)
Jak widzicie widzieliśmy i smakowaliśmy wiele, a to nadal tylko jakiś promil tego co można spróbować w Pekinie. Jesteśmy otwarci na nowe doznania kulinarne, chętnie skosztujemy coś czego wcześniej nie jedliśmy, ale nie jest to kuchnia na której chcielibyśmy żyć przez dłuższy okres czasu. Za tłusto, za mało owoców i warzyw.
Jakie są Wasze wrażenia po spróbowaniu prawdziwej chińskiej kuchni? :)