Dlaczego dzieci w Chinach mają w spodniach dziury w kroku? Czemu dzieci się nosi, a nie wozi? Dlaczego typowa chińska rodzina to dziecko plus 10 dorosłych? Śpieszymy z odpowiedziami, przy okazji wpisu z praktycznymi poradami dotyczącymi podróży z niemowlakiem do Chin.
Nasz pomysł zabrania Oliwii do Chin nie spotkał się ze zbyt przychylnymi opiniami. Było trochę zaskoczenia, wątpliwości, komentarzy: “Będzie się męczyć”, “Po co ją zabieracie tak daleko?”, “Przecież tam będzie niebezpiecznie”, “A co ze szczepieniami?”. Nikt, ale to nikt nie nawet nie zasugerował, że to może być męczący wyjazd również dla rodziców. Jak było w rzeczywistości?
W tym tekście przeczytasz o:
Czy jechać z niemowlakiem do Chin?
Ten wyjazd to nie było takie hop siup od początku. Kiedyś rzucaliśmy wszystko i kupowaliśmy bilety jak tylko pojawiła się informacja, że jest jakaś promocja. Tak było np. z biletami na Islandię, które kupowałam przez komórkę w komunikacji miejskiej, lub na Kubę, które w ukryciu kupiłam będąc na szkoleniu. Pojawiają się bilety do miejsca, w które zawsze chcieliśmy polecieć, szybka wymiana linków, terminów i kupujemy… Uwielbiam ten dreszczyk emocji, czy jeszcze będą w tej cenie, a potem cieszenie się jak dziecko i rozpoczęcie poszukiwań noclegów, planowanie, marzenie, czego to nie zobaczymy i zrobimy…
No więc teraz było inaczej. Promocja trwała, a my się zastanawialiśmy. Chcieliśmy lecieć, ale wątpliwości nasze były związane głównie z samym lotem (to jednak co najmniej 8 godzin w samolocie) oraz zdrowiem na miejscu. Czytaliśmy sporo wpisów na innych blogach, których rodzice wybrali się z maluchami w dłuższą podróż, o tym jak się przygotować i czego się spodziewać.
Spotkaliśmy się też z pediatrą, który powiedział, że sam Pekin jest bezpieczny, więc jeżeli nie planujemy jeździć gdzieś dalej, to on nie widzi przeciwwskazań – i wtedy wszystkie nasze wątpliwości się rozwiały. Kupiliśmy bilety.
O samej podróży samolotem do Państwa Środka już pisaliśmy, więc nie będziemy się powtarzać, ale na pewno powstanie osobny wpis na temat latania z dzieckiem. Tutaj skupimy się na aspektach związanymi z samymi Chinami.
Białe dziecko okiem Chińczyka
Czytaliście nasz wpis na temat Sycylii z dzieckiem? Jeśli myślicie, ze Włosi uwielbiają dzieci, to nie byliście jeszcze w Chinach! :) Porównywać poziom uwielbienia dzieci Włochów i Chińczyków, to jak porównywać smak mrożonej pizzy do świeżej, prosto z pieca – no nie da się! :)
Tutaj, białe dziecko stanowi nie lada atrakcję, a im młodsze, tym większą. Oliwię wytykali palcami, uśmiechali się do niej, zagadywali, choć ani my ani Oliwia nic nie rozumieliśmy. Niektórzy robili zdjęcia z ukrycia, a niektórzy bez żadnego skrępowania podchodzili i cykali foty. Były momenty, że nie mogliśmy spokojnie przejść chodnikiem, bo byliśmy otoczeni grupką “fanów” lub co chwila ktoś nas zatrzymywał.
Wszyscy, ale to wszyscy byli zauroczeni i nie jest to tylko skromna opinia rodziców zapatrzonych w swoje dziecko. Ci którzy nie zwracali uwagi zapewne mieli po prostu problemy ze wzrokiem ;) A tak serio, to każde białe dziecko jest oblegane. Widzieliśmy inne małżeństwo z dwójką blond aniołków…, to była dopiero jazda. Niestety w negatywnym ujęciu, bo do dziś mam ten obraz przed oczami: dzieci zestresowane, nie wiedzą co się dzieje, bo są otoczone przez grupkę 20 osób, które coś mówią, robią im zdjęcia. Dzieci płaczą wniebogłosy a tamci jeszcze głośniej. Szkoda nam było strasznie zarówno dzieci i rodziców.
Ta “popularność” również na szczęście pomagała. Ludzie są bardziej otwarci, starają się pomóc, a my to skrzętnie wykorzystywaliśmy. Np. w metrze, które nie należy do ulubionych środków transportu – szukaliśmy zawsze grupy osób, która będzie się uśmiechać i wygłupiać przed Oliwią, co może trochę poprawi komfort podroży. Oliwia również chętnie wodziła wzrokiem i kokietowała wszystkich.
Byliśmy też rzadko spotykanym widokiem z innego powodu: rodzice samotnie podróżujący z dzieckiem. W Chinach, rodziny podróżują stadami – jest jedno dziecko i 10 dorosłych wokół. Nie spotkaliśmy nigdy matki samotnie podróżującej z dzieckiem! Zawsze do pomocy była babcia, siostra, ciocia, ktokolwiek. Nawet jeśli wydawało nam się, że kobieta idzie sama z dzieckiem to kawałek dalej szli dziadkowie, bracia, wujkowie.
Jedzenie dla dzieci w Chinach
Jedzenie jest słabym punktem tego programu… Na szczęście Oliwia jest cały czas karmiona głównie piersią i to nam ratowało sytuację.
Śniadania w hotelu były jeszcze w miarę w porządku – robiliśmy owsiankę, ryż z owocami, jakieś pieczywo. Gorzej w kolejnych miejscach, hostelach, gdzie nie mieliśmy kuchni, a kupienie dobrego pieczywa graniczyło z cudem. Dostępne w sklepach i piekarniach to albo nadmuchane buły i chleby z tablicą Mendelejewa w składzie (po chińsku!) albo ekstremalnie drogie, pakowane 6 kromek chleba. Ratowaliśmy się zabranymi z Polski płatkami owsianymi, kaszą manną oraz słoiczkami.
Baliśmy się dawać jedzenie z tutejszych barów czy garów stojących przy ulicy. Częstowaliśmy natomiast gotowanymi warzywami, które czasami były serwowane w knajpach oraz oczywiście wszechobecnym ryżem.
W drodze (w ciągu dnia), w ruch szły chrupki, wafle ryżowe, aczkolwiek dostać takie coś w sklepie na miejscu jest bardzo ciężko. Na dziale z żywnością dla dzieci dominują mleka modyfikowane. Nie ma żadnych słoiczków, kaszek, a jedynie jakieś drogie biszkopty. Na normalnych działach zresztą też nic specjalnego nie znaleźliśmy.
Podróżowanie po Chinach: z wózkiem czy bez?
Chiny są absolutnie nie dostosowane do przemieszczania się z wózkiem! Spodziewaliśmy się, że Pekin, który jest miastem bardzo rozwiniętym będzie miał dostosowaną infrastrukturę ale niestety tak nie jest.
Mają chyba najbardziej rozwinięte metro na świecie, ale nie wszystkie (a wręcz bym powiedziała, że mniejszość) stacji jest dostosowanych dla wózków. Jeśli już są windy, to często nie działają, a jak już się uda zejść do stacji metra, to nie liczcie na to, że ktoś Was przepuści czy zrobi miejsce aby wjechać wózkiem do wagonu – użyjcie siły swoich mięśni i szerokości barków aby samemu wywalczyć sobie miejsce.
To samo dotyczy chodników, sklepów – ludzie nie ustępują miejsca, nie schodzą z drogi – to Ty jako prowadzący wózek musisz wszystkich wymijać i uważać, aby ktoś na Ciebie nie wszedł. Oczy dookoła głowy. Krawężniki, schody, wysokie progi (szczególnie w świątyniach i pałacach) – to jest coś na co szczególnie trzeba uważać. Co prawda same chodniki i aleje są w miarę przejezdne, ale jednak jest to zatłoczony kraj i manewrować dużym wózkiem wśród tłumów jest ciężko.
Wózek się jednak przydaje: mogliśmy w nim przewozić rzeczy, przewinąć Oliwię, posadzić w restauracji czy odłożyć jak zasnęła. Nam sprawdził się super Babyzen Yoyo, który mogliśmy zawsze złożyć i zajmował mało miejsca czy to w pociągu czy autobusie. Dodam, że byliśmy całe dnie na nogach i poza hotelem, czasami jechaliśmy gdzieś dalej, a wózek ani razu nie był dla nas ciężarem, tylko pomocą. Takie cudo możecie nabyć np. tutaj.
Nieodłącznym elementem podróży było również noszenie. Na wyjazd mieliśmy naszą wykochaną chustę Safari i nosidło ergonomiczne polskiego producenta Lenny Lamb. Wahaliśmy się czy w ogóle go użyjemy, bo jak wyjeżdżaliśmy Oliwia jeszcze stabilnie nie siedziała, ale w trakcie wyjazdu wszystko się zmieniło i mogliśmy w pełni cieszyć się wygodą użytkowania. Ratowało nas często, nawet na Wielkim Murze :)
Dostępność produktów higienicznych w Chinach
Czas na ciekawostkę: w Chinach dzieci nie noszą tzw pampersów ;) No dobra, noszą ale nie wszystkie (i to od niedawna…). Bardzo popularnym tutaj widokiem jest dziecko ze spodenkami rozciętymi w kroku, a pod spodem, jeśli dobrze pójdzie to pampers, albo wszystko na wierzchu.
Czemu? Wygoda. W kraju jest przyzwolenie, aby dzieci załatwiały swoje potrzeby tak jak stoją, bez względu na to czy jest to ulica, sklep, autobus, pociąg… Nie dziwi więc brak przewijaków (podczas całego pobytu widzieliśmy cały jeden!).
Jak więc z dostępnością pieluszek? Może i nie uwierzycie, ale w Chinach kupiliśmy najlepsze pieluchy jednorazowe jakie do tej pory mieliśmy :) W samym Pekinie jest sporo dużych marketów (np. Walmart, Wu Mart, Carrefour…), w których znajdziecie półki uginające się od pieluch i chusteczek.
Jedynym problemem dla nas było znalezienie małych paczek, bo nie chcieliśmy wozić ze sobą po 60 pieluch. Na szczęście znajdywaliśmy takie pakowane po 10-20, cenowo wychodziły podobnie, a były naprawdę super: mięciutkie, chłonne i bardzo mocne. Cena jednej sztuki to ok. 1 yuan (60 groszy).
Szczepienia, leki
Do samego Pekinu i Xi’an nie są wymagane żadne dodatkowe szczepienia, również dla dzieci. Nawet gdybyśmy się uparli, to i tak niemowląt nie szczepi się przeciwko chorobom tropikalnym, więc ten temat odpadł nam od razu (szczepienia są ograniczone i odradzane, więc lepiej unikać kierunków, gdzie są one wskazane).
Leki? We wszystko zaopatrzyliśmy się w Polsce. Wzięliśmy coś na biegunkę, ząbkowanie, paracetamol, olejek eukaliptusowy, maść majerankową i witaminę D. Jak z dostępnością leków na miejscu? Na szczęście nie musieliśmy się przekonywać. Co prawda zdarzył się katarek, ale poradziliśmy sobie tym co mieliśmy.
Weszliśmy jednak do apteki aby przekonać się jak z dostępnością leków i nie ma się co martwić o zaopatrzenie w leki. Znajdziemy tutaj leki, maści, żele, syropki dla dzieci. Oczywiście wszystko po chińsku i na tutejszy rynek (nie znaleźliśmy ani jednej znanej nam marki), ale panie w aptece były bardzo pomocne i nawet jak nie znały j. angielskiego, to radziłyśmy sobie pisząc na słownikach w komórce :)
To jak z tym zmęczeniem?
Czy wyjazd do Chin z tak małym dzieckiem do dobry pomysł? Czy byliśmy bardziej zmęczeni podróżując z dzieckiem? Śpieszę z odpowiedziami.
Tak, uważam, że z małym dzieckiem można lecieć do Chin. Ba, uważam, że im mniejsze tym łatwiej, co nie oznacza, żeby zabierać noworodka. Co to, to nie. Oliwia miała 8 miesięcy i bardzo zaczynało ją interesować co się dzieje wokół, nie chciała już siedzieć spokojnie w wózku i nie spędzała większości dnia na spaniu. Z drugiej strony nie chodziła jeszcze, więc dużo ją nosiliśmy i nie była na tyle samodzielna, aby się sama czymś zająć, więc było to dla nas bardziej angażujące, ale na szczęście jak nie wózek to nosidło.
Jeżeli dobrze się przygotujemy i potrzeby dziecka będą na pierwszym miejscu to uważam, że spokojnie Pekin jest miejscem do którego z dzieckiem można lecieć.
Czy byliśmy zmęczeni? Tak. Czy bardziej niż jak podróżowaliśmy sami? Raczej nie :)
Otóż, kiedy jeździliśmy we dwójkę nasz dzień był wypchany po brzegi. Start wcześnie rano, powrót do hotelu bardzo późnym wieczorem. Dużo chodziliśmy, robiliśmy mało przerw. Teraz jest inaczej. Plan jest mniej ambitny, robimy dużo przerw, ale z drugiej strony musimy zadbać o jedną osobę więcej – zabawić, pobujać, przewinąć, nakarmić. Suma summarum wychodzi podobnie ;-)
Podsumowanie
Podróż do Chin z dzieckiem jest wyzwaniem. Nie będziemy słodzić, że jest lekko i przyjemnie. Jest to kraj z zupełnie inną kulturą, zachowaniami, które mogą bardzo zaskoczyć, zniechęcić czy nawet obrzydzić co niektórych.
Tutaj kobieta w ciąży czy rodzina z niemowlakiem nie ma specjalnych przywilejów i trzeba się z tym liczyć. Jeśli weźmiecie pod uwagę powyższe porady, przygotujecie się odpowiednio, to jest szansa, że jednak będzie fajnie :)
Co prawda, każde dziecko jest wyjątkowe i coś co się u nas sprawdziło nie zawsze zagra u innego, ale to już inna historia ;) Bardzo wiele tak naprawdę zależy od rodziców – już o tym pisałam, ale powtórzę się: jeśli rodzić będzie spokojny i wyluzowany, to dziecko również :)
My cudownie wspominamy ten wyjazd i nie zamierzamy się zatrzymywać. Nie wyobrażamy sobie teraz podróżowania bez Oliwii. I również Wam życzymy udanych i szczęśliwych wyjazdów z najmłodszymi :)