Zabieramy Was do grobowców pod Pekinem. Jest to ważne dla Chińczyków miejsce i w gruncie rzeczy dociera tu mało zachodnich turystów. Nic dziwnego, bo jednak dotarcie tutaj na własną rękę to katorga.
Zaczniemy jednak trochę inaczej…
W tym tekście przeczytasz o:
Dojazd do Grobowców dynastii Ming
Inaczej, bo sam dojazd to nieoczywista atrakcja… ;) Ale po kolei…
Pekin jest naprawdę dużym i zatłoczonym miastem. Każdy metr kwadratowy jest wykorzystywany, a jak budować wieżowce to co najmniej dwudziesto-paro-piętrowe, a i tak więcej jest tych wyższych. Pisaliśmy już o hutongach, czyli niskiej zabudowie, które zostały w dużej mierze wyniszczone pod nowe bloki i biurowce. Miasto w ciągłej budowie. Nie, wróć: państwo w budowie. Jadąc pociągiem widzieliśmy mnóstwo małych miast i miasteczek, właśnie z wieżowcami. Czasami wyglądało to dość komicznie jakby postawiono blokowisko w polu (dosłownie!). Jedynie parking samochodowy i droga dojazdowa, a na parterze kilka sklepów usługowych i koniec.
Budowane są drogi, mosty, tory kolejowe, linie metra, lotniska. Podobnie jak Dubaj – jesteśmy przekonani, że jeśli wrócimy tu nawet za 5 lat, to miasto i cały kraj bardzo się zmieni. Planując nasz wyjazd musieliśmy opierać się na najbardziej aktualnych informacjach, a to co podawał nasz przewodnik (z 2015 roku) dodatkowo weryfikować. Szczególnie jeśli chodzi o pociągi i metro w mieście. W samym Pekinie jest prawie 20 linii metra i ciągle budowane są nowe stacje.
Kiedy planowaliśmy każdy kolejny dzień sprawdzaliśmy zawsze jak wygląda dojazd, aby nie wpakować się w przemieszczenie komunikacją naziemną. Metro znaliśmy, jest super rozwinięte, proste w orientacji i bardzo tanie. Chcieliśmy pojechać do tytułowych Grobowców Dynastii Ming, które znajdują się pod Pekinem, ale trochę przerażała nas wizja telepania się autobusami miejskimi. Kiedy więc przeczytaliśmy, że Chińczycy planują rozbudować metro w tym kierunku od razu zaczęliśmy szukać szczegółów i udało się! Niedawno otwarto nowe stacje na linii metra nazwanej “Changping Line”, która jedzie tuż pod grobowce (i nawet stacja metra nazywa się tak samo(!), czyli Ming Tombs). Więc mamy plan na kolejny dzień.
Nigdy jeszcze nie jechaliśmy tak długo metrem. Wyobraźcie sobie, że jechaliśmy z centrum Pekinu, z jedna przesiadką, a podróż trwała półtorej godziny! Dłużej niż pociąg relacji Łódź-Warszawa.
Mimo, że w większości linia jest już naziemna, to stacja na której wysiadaliśmy była podziemna.
I tak zmierzamy do rozwiązania zagadki… Otóż wychodziliśmy na powierzchnię szukając odpowiedniego wyjścia z podziemi, tak aby od razu być po odpowiedniej stronie ulicy. Kiedy tylko wychyliliśmy głowy, naszym oczom ukazało się pole! Zarośnięte pole, jakieś pojedyncze zabudowania i mur betonowy!
A może to jest plac budowy? W zasięgu wzroku każde z wyjść ze stacji metra, ale żadnej ulicy pomiędzy, nic! Staliśmy i nie mogliśmy się nadziwić, że zbudowali tutaj stację, pociągnęli linię, pomimo, że jeszcze nic tu nie ma. Znając jednak życie, za rok będzie tutaj kolejna dzielnica Pekinu ;)
Nie bardzo wiedząc dokąd mamy iść, przeszliśmy przez jedyną dziurę w płocie i znaleźliśmy się w zupełnie innym świecie. Z metropolii, zgiełku, hałasu, wysokich wieżowców i pięcio-pasmowych ulic wyszliśmy na ulicę, jednopasmową, wiejską z niskimi zabudowaniami, pojedynczymi, pustymi sklepami i zlotem lokalnych taksówkarzy, którzy od razu nas dopadli. Byliśmy zdezorientowani jak nigdy. Zero znaków, map, a przecież jesteśmy w jednym z ważniejszych miejsc pod Pekinem. Uciekliśmy na bok, aby spokojnie zorientować się w terenie, chociaż o to było ciężko, bo co chwila ktoś nas chciał gdzieś podwozić, ale my byliśmy wyjątkowo asertywni (naczytaliśmy się wcześniej o tym jak łatwym łupem są zagubieni turyści).
Na szczęście pomogła nam młoda dziewczyna, która wskazała drogę do grobowców. Droga ta wiodła pomiędzy domami, aby dojść do większej drogi, po której już nawet jeździły autobusy. Wiedzieliśmy, że mamy skręcić w prawo i iść dalej, do jeszcze większej drogi. Szliśmy poboczem, bo nie ma chodników, z wózkiem, wzdłuż zniszczonych, starych zabudowań, w kurzu i piachu. Pierwsze znaki pojawiły się przy wspomnianej większej drodze, ale były to znaki samochodowe (lepsze to niż nic, ważne, że jesteśmy na dobrej drodze).
W końcu doszliśmy do rozwidlenia i do pierwszych grobowców (tak przynajmniej nam się wydawało). Tak naprawdę doszliśmy tylko do bramy, za którą czekała nas ścieżka, około pół kilometra, ale była o niebo lepsza od wszystkich dróg którymi dzisiaj szliśmy!
Uff… no tak! Nareszcie dotarliśmy do grobowców!!! :)
Zwiedzanie Grobowców Dynastii Ming (Ming Tombs)
Po przejściu pół kilometra doszliśmy do wejścia z kasami i informacją turystyczną. Udało nam się zdobyć w końcu szczegółową mapkę i tutaj dopiero zrozumieliśmy… jak wielki jest to obszar i że w gruncie rzeczy jesteśmy w stanie zobaczyć tylko jeden, maksymalnie dwa grobowce. Odległości pomiędzy nimi są dość spore i nie ma szans abyśmy doszli na pieszo. Tutaj dopiero było wejście do grobowców, a dokładniej do pierwszego obiektu: Pawilonu Steli wraz ze Świętą Drogą, wzdłuż której stoją kamienne posągi.
Na dużym terenie (ok 40 km²) jest pochowanych 13 z 16 cesarzy Dynastii Ming, a każdy grobowiec, to taka mini-świątynia. Jedynie 3 grobowce są udostępnione zwiedzającym: Chang Ling, Ding Ling oraz Zhao Ling (albo jak kto woli: Changling, Dingling i Zhaoling).
Pozostało nam jedynie podjąć decyzję do którego jedziemy i złapać autobus miejski (czyli coś czego chcieliśmy za wszelką cenę uniknąć). Staliśmy więc na drodze, z dwoma grupami turystów i próbowaliśmy zatrzymać jakiś zwykły, miejski autobus. Czekaliśmy z 15 minut w oparach farby, bo akurat malowano płot przy drodze. Na szczęście udało się, doczekaliśmy się autobusu, rzuciliśmy nazwę grobowca, Pani kiwnęła, a my wsiedliśmy do autobusu (można płacić kartą pre-paidową, tak samo jak w metrze).
Nasz wybór padł na Ding Ling, bo jest to jedyny grobowiec, do którego można zejść do podziemi. Rozważaliśmy jeszcze Chang Ling, również polecany, ale jednak bardziej po drodze było nam do pierwszego. Wysiedliśmy z autobusu na dość dużym parkingu samochodowym, gdzie było również sporo autokarów. Idąc do wejścia minęliśmy kramiki, gdzie można kupić chińskie pamiątki, jedzenie i picie.
W końcu weszliśmy na teren grobowca, a przez grobowiec rozumiemy tutaj cały, duży obszar, na którym znajdują się różne budynki. Po przejściu dziedzińców doszliśmy do głównego budynku i tutaj zaczęły się schody – dosłownie, na dodatek w górę ;)
Kierunek zwiedzania prowadzi najpierw na wzniesienie, a dopiero później wchodzi się do grobowca i zaczynają się schody w dół. Na dole można obejrzeć duże komnaty z ołtarzami i sarkofagami. Niestety większość artefaktów zostało zalanych lub skradzionych.
Podążając za kierunkiem zwiedzania wychodzi się następnie na górę skąd rozpościera się ładna panorama na okoliczną dolinkę. Na terenie kompleksu znajduje się również kilka budynków, w których wystawione są liczne eksponaty.
Na miejscu spędziliśmy około półtorej godziny. Chodziliśmy powoli, nigdzie się nie śpiesząc i była to wystarczająca ilość czasu. Gdybyśmy byli tu wcześniej, to zapewne wybralibyśmy się do jeszcze jednego grobowca, ale wiedzieliśmy, że przed nami jeszcze długa droga.
Jakimś cudem udało nam się złapać autobus (dopiero czwarty, który wjechał na parking jechał do Pekinu – tak nas przynajmniej poinformowano). Jechaliśmy znowu bardzo długo, z 40 minut, może godzinę i to nie do centrum Pekinu, a jedynie do miejsca w którym mogliśmy się przesiąść na metro. Na szczęście mimo długiej trasy przejazd był całkiem tani i spokojny.
Podsumowując
Czy zauważyliście, że większość tego wpisu to opis dojazdu i powrotu niż samych grobowców? No właśnie. Zdecydowanie większą atrakcją i przygodą była dla nas sama podróż niż grobowce. Może to kwestia, że widzieliśmy tylko jeden, a może po prostu zmęczenia, kiedy już dotarliśmy na miejsce, ale nie byliśmy wyjątkowo oczarowani tym co zobaczyliśmy na miejscu.
Inna kwestia, że nie jesteśmy wielkimi znawcami historii tej dynastii, więc i nasze zainteresowanie było mniejsze. Dodatkowo, grobowce zostawiliśmy sobie na sam koniec naszego pobytu w Pekinie, więc po zobaczeniu już innych, bardziej okazałych miejsc, podświadomie porównywaliśmy je do tych wcześniejszych.
Sam grobowiec trzeba przyznać, że jest imponujący wielkością i głębokością, jednak lepiej jest tutaj przyjechać albo autokarem albo taksówką, aby siły oszczędzić na oglądanie grobowców i poznanie historii. Może inne są bardziej zapierające dech w piersiach, ale nie było nam dane tego sprawdzić :)