Nasz ostatni dzień na Islandii, poza zwiedzaniem okolic Keflaviku, postanowiliśmy spędzić w Blue Lagoon – geotermalnym spa, które stanowi jedną z największych atrakcji turystycznych Islandii.
Dzień pełen relaksu, odpoczynku, kąpieli w gorących wodach, maseczek, saun… czy można lepiej pożegnać się z tym krajem?
Blue Lagoon – najbardziej znane baseny termalne
Blue Lagoon (isl. Bláa Lónið) stanowi niemalże turystyczny symbol Islandii i znalazła się na liście 25 cudów świata według rankingu National Geographic, który opisał miejsce jako „dymiące, turkusowe baseny Błękitnej Laguny Islandii, uwięzione w wulkanicznej skale przedstawiają inną wizję świata”. Inna wizja świata? Jak moglibyśmy to ominąć?! Pomimo odstraszającej ceny i ostatnich wolnych miejsc postanowiliśmy kupić bilety online i ostatni dzień zaplanowaliśmy spędzić jak królowie :)
Jest to miejsce nieopodal Keflavik’u, więc najlepiej zaplanować sobie wizytę w Blue Lagoon na początek lub koniec wyjazdu. Jak wspomnieliśmy, warto kupić bilety online (jest trochę taniej i omija się długą kolejkę do wejścia). W ofercie jest kilka pakietów, od podstawowego (tylko wejście) do najbardziej ekskluzywnych z masażami, drinkami, szlafrokami i co tam sobie jeszcze dusza zażyczy.
Droga na miejsce jest bardzo prosta, jest mnóstwo znaków, ale tak naprawdę wystarczy jechać w sznurze aut, które jadą w tym samym kierunku. Na miejscu jest parking i co ważne przechowalnia bagażu (nasza ostrożność przez ostatnie dni bardzo opadła, więc wszystko zostawiliśmy w samochodzie, oczywiście zamknięte w bagażniku). Po wejściu do budynku stanęliśmy w krótszej kolejce, gdzie pokazaliśmy bilet na telefonach i weszliśmy do środka.
Szatnie nie są koedukacyjne jak zresztą w całej Islandii. Są spore, dobrze wyposażone i czyste, chociaż turyści i tak robią swoje i jest spory chaos.
Kiedy już przeszliśmy do wyjścia naszym oczom ukazał olbrzymi basen z błękitną, parującą wodą i jedyne co nas powstrzymywało przed wskoczeniem do niej była niska temperatura na zewnątrz (jakieś 7 stopni C, a my staliśmy trzęsący się w kostiumach). Jakoś się zebraliśmy w sobie i pokonaliśmy odcinek 20 metrów dzielący nas od cudnej, gorącej wody, gdzie nie pozostało nic innego jak rozkoszować się chwilą i moczyć bez końca :)
Polecamy Wam również nasze inne teksty o basenach, które widzieliśmy i opisaliśmy:
– SUNTAGO Park of Poland
– Termy Uniejów
– Park Wodny Tropikana w Mikołajkach
Jest to spory obszar, gdzie można zarówno skorzystać z leczniczych właściwości wody, napić się drinków, spędzić czas w saunie, skorzystać z masaży jak również użyć “silica mud” jako maseczki. I byłoby to na pewno ciekawe miejsce, gdyby nie tak skomercjalizowane… Co więcej, wokół w basenie krąży mnóstwo osób z telefonami, tabletami i kamerkami go pro, aby uwiecznić tą chwilę z perspektywy wody. Aż strach się obrócić bo zaraz można kogoś popchnąć i tragedia gotowa – iPad zanurzający się w otchłani błękitnej wody…
Mimo, że planowaliśmy tutaj spędzić cały dzień, to po jakiejś półtorej godziny udaliśmy się w kierunku szatni i opuściliśmy to miejsce.
Keflavik i okolice
Sam Keflavik nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Kilka uliczek na krzyż, kilka malutkich restauracji (nie udało nam się znaleźć żadnej z typowym islandzkim jedzeniem), małe ale ładne nabrzeże.
Niemniej jest to dobra baza noclegowa i wypadowa nawet do Reykjaviku. Oczywiście jest to świetne miejsce na nocleg również przy okazji zwiedzania tej części wyspy, m.in. wspomnianego wyżej Blue Lagoon. Znajdziecie tutaj tańsze noclegi niż w stolicy, bardzo blisko lotniska (do którego możecie dojść nawet na piechotę) i w bardzo bardzo dobrym standardzie.
Okolice Keflaviku są bardzo piękne i już tutaj stawiając swoje pierwsze kroki po przylocie można poczuć prawdziwą Islandię i napawać się widokami z których słynie to miejsce.
Korzystając z tego, że mamy jeszcze trochę dnia do zagospodarowania pojechaliśmy jeszcze bardziej na zachód, w kierunku “mostu łączącego kontynenty“. Było to symboliczne miejsce, ale zdecydowanie mniej okazałe niż to, które widzieliśmy w Parku Narodowym Þingvellir, o którym pisaliśmy tutaj. Dodatkowo wiatr, który się nagle zerwał, uniemożliwiał nam utrzymanie się na tym prowizorycznym mostku, więc z wiatrem wróciliśmy do samochodu.
Jedyne co nas wtedy najbardziej zastanawiało (zamiast podziwiać to unikalne miejsce) to czy nasz samolot wystartuje przy tak silnym wietrze, ale okazało się, że nie stanowiło to nawet powodu do jakichkolwiek opóźnień i wszystko odbyło się zgodnie z rozkładem lotów.
Tak oto spędziliśmy ostatni dzień na Islandii. Ostatni w trakcie tego wyjazdu, bo mamy nadzieję tu jeszcze wrócić, tyle zostało do zobaczenia!
Zobacz galerię wszystkich zdjęć >>>
Zobacz również nasze praktyczne podsumowanie wyjazdu na Islandię.