Z reguły, zwiedzanie stolic krajów do których podróżowaliśmy planowaliśmy na początek. Wiadomo, dolatujemy, zwiedzamy miasto, bierzemy auto i w drogę.
Tutaj było odwrotnie, zostawiliśmy sobie Reykjavík jak przysłowiową wisienkę na torcie (albo wisieneczkę, bo prawdziwa wisienka była kolejnego dnia ;) ).
Zostały nam ostatnie dni na Islandii, te były już bardziej komercyjne – byliśmy w miejscach, do których tłumnie uderzają turyści w pierwszej kolejności. Naszym najważniejszym punktem po drodze był Reykjavík, a docelowo jechaliśmy do Keflaviku, gdzie mieliśmy kolejny nocleg.
Zapomniana droga z Borgarnes do Reykjavíku
Naszą podróż zaczęliśmy z Borgarnes, gdzie z samego rana jeszcze zaopatrzyliśmy się w jakieś jedzenie na drogę. Do stolicy droga jest prosta i krótka – raptem jakieś 70 km, więc nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy sobie jej trochę nie urozmaicili i zamiast jechać główną drogą oddaliliśmy się w głąb fiordów.
Droga nie była najlepszej jakości (choć wystarczająco szeroka, aby minęły się samochody), a i pogoda się trochę zepsuła. Szczęście z tego było takie, że ukazała nam się przepiękna tęcza :)
Ze względu na tunel, który sprawia, że wiele osób jedzie bezpośrednio do Reykjavíku, omijają oni również najwyższy wodospad na Islandii – Glymur (198 m). Tako rzecze nasz przewodnik Lonely Planet, choć według niektórych źródeł (np. Wikipedii), wodospad stracił ten tytuł na rzecz innego wodospadu, utworzonego przez lodowiec.
Niemniej jednak trzeba przyznać, że 200 metrów musi robić wrażenie. Musi, bo mimo, że nie jechaliśmy ekspresówką, to nie było nam dane go zobaczyć.
>> Zobacz również: Islandia – wszystkie wpisy
Wodospad nie jest tak łatwo dostępny jak inne atrakcje na Islandii: najpierw dojeżdża się szutrową drogą, zjeżdżając z drogi nr 47. Wąską drogą jedzie się do końca, gdzie znajduje się parking i mapa z trasą do wodospadu. Niestety trasa na kilka godzin… i może to jeszcze nie byłoby przeszkodą, jednak pogoda była coraz gorsza, a widoczność bardzo słaba. Przypomnieliśmy sobie inny wodospad, który ledwo byliśmy w stanie dostrzec (Hengifoss) i zrezygnowaliśmy z wędrówki.
Tak więc, lekko niepocieszeni pojechaliśmy bezpośrednio do Reykjavíku. Choć po drodze mieliśmy również piękne widoki. Na szczęście im bliżej celu tym pogoda była coraz lepsza.
Reykjavík – stolica Islandii
Nasze pierwsze kroki w Reykjaviku skierowaliśmy ku symbolowi stolicy – Hallgrímskirkja. Wysoki na 73 m kościół jest podobno widoczny z odległości 20 kilometrów. Jest to olbrzymia, cementowa konstrukcja, która ma przypominać wulkaniczne skały, formowane na kształt kolumn.
Przed budowlą znajduje się statua Wikina Leifura Eirikssona, którego podejrzewają o dotarcie do Ameryki jeszcze przed Kolumbem.
Staliśmy chwilę przed budowlą i nie wiedzieliśmy jakich użyć słów by ją opisać :) Jeżdżąc po Islandii widzieliśmy kilka swoistych kościołów, ale ten zdecydowanie się wyróżniał, głównie wielkością, bo kilka innych też było betonowych.
Z praktycznego punktu widzenia, budowla stanowi dobry punkt odniesienia, więc jest szansa, że nie zgubicie się w stolicy :)
Nie tracąc wiele czasu, ruszyliśmy ulicą Skólavörðustígur w stronę centrum miasta. Po krótkim spacerze, na tej samej ulicy rozpoczął się deptak, zamknięty dla samochodów.
Po jednej stronie mijaliśmy typowe islandzkie chatki, a po drugiej typowe dla wielkich miast sieciówki :)
Jest to miasto jak żadne inne. Mimo, że jak na stolicę europejską, mieszka tu stosunkowo niewiele osób (niecałe 120 tysięcy osób), to ma się wrażenie, że w tym mieście dzieje się tyle, że nie wiadomo na co się zdecydować (wydarzenia sportowe, koncerty, festiwale jak np. odbywający się właśnie festiwal boczku ;) ). Na ulicach do późnych godzin jest pełno ludzi (równie dużo turystów), znajdziemy tutaj mnóstwo knajp, choć te do których zaglądaliśmy nie miały zbyt urozmaiconej oferty.
Poszliśmy dalej w kierunku katedry – Dómkirkjan. Spodziewaliśmy się znowu jakiegoś odjechanego budynku, a jest to skromna budowla z XVIII wieku z drewnianym wnętrzem. Mimo, że nie największa, to ogrywa znaczącą rolę: tutaj na nabożeństwa przychodzą członkowie parlamentu przed obradami.
Oczywiście tuż obok znajduje się Alþingishúsið – siedziba parlamentu, w klasycznym stylu.
Doszliśmy również do Ratuszu, który znajduje się w nowoczesnych budynkach nad jeziorem Tjörnin.
Generalnie, miasto jest ładne, zadbane, ale ma zupełnie inny charakter niż inne europejskie stolice. Tutaj, doświadczamy bardziej sztuki nowoczesnej, połączenia tradycji z nowoczesnością. Lepiej odłożyć przewodnik, mapy i po prostu iść przed siebie. Zajrzeć w mniejsze ulice, napić się piwa w jednym z licznych pubów i po prostu doświadczyć tego miasta, zamiast skakać od jednej do drugiej atrakcji.
Islandczycy są bardzo pomocni, zawsze wszędzie dogadacie się po angielsku, więc polecamy usiąść na chwilę porozmawiać z mieszkańcami miasta i po prostu cieszyć się chwilą :)
Nasza chwila była dosłownie chwilą, bo musieliśmy jeszcze tego samego dnia dostać się do następnego miejsca. Późnym wieczorem dojechaliśmy do Keflaviku.
To nie był koniec atrakcji na ten dzień, bo przed nami jeszcze zorza polarna i jej obserwacja, ale o tym za chwilę…
Zobacz galerię wszystkich zdjęć >>>
Zobacz również nasze praktyczne podsumowanie wyjazdu na Islandię.