Co trzeba zobaczyć na Kubie? Pierwsze co przychodzi na myśl to oczywiście stolicę – Hawanę. Jednak pojechać, zobaczyć tylko Hawanę i ocenić całą wyspę z perspektywy tego miasta to jak ocenić Łódź na podstawie ulicy Wschodniej.
Tak, Hawana jest jedyna, oryginalna w swoim rodzaju… ale jest też zniszczona, zapuszczona, zaniedbana, rozsypująca się. A na Kubie jest sporo miejscowości ładniejszych, kolorowych, lepiej zachowanych i należy o tym pamiętać zanim powie się, że Kuba to ruina na ruinie.
W tym tekście przeczytasz o:
Pierwsze kroki w Hawanie
Nasz lot trwał prawie 10 godzin, zanim wylądowaliśmy w Hawanie (i to przelot z Madrytu, a nie Warszawy!). Lądując, przebijaliśmy się przez duże chmury, co nie napawało nas optymizmem. Na dodatek, gdy już wylądowaliśmy rozpoczęła się burza. Nic to, jesteśmy wreszcie na “słonecznej” Kubie, w stolicy, największym mieście na wyspie. Mieszkają tu ponad 2 miliony ludzi, a faktycznie pewnie znacznie więcej.
Na samym lotnisku dziki tłum, ale udało nam się wypatrzeć osobę, która zawiozła nas do kwatery. Na lotnisku warto wymienić walutę. Tylko tutaj można zaopatrzyć się w CUP lub CUC. O walutach napiszemy na pewno osobny post. Co jest ważne podkreślenia już na samym początku to fakt, że CUC’e są walutą mocarniejszą, która posługują się m.in. turyści. Możemy za nią więcej kupić. CUP to waluta symboliczna, która płacą Kubańczycy – używając jej kupujemy bardzo tanie rzeczy ale ich wybór jest bardzo ograniczony.
Najlepszy nocleg i śniadania na Kubie to… casa particular
Do naszego ‘apartamentu’, zwanego casa particular, dojechaliśmy w nocy (w deszczu i burzy), starym, kubańskim samochodem, a jedyne co zobaczyliśmy mknąc przez miasto to Plac Rewolucji z podświetlonymi wizerunkami słynnego Che i Camillo.
Jako że jet lag dał się we znaki, od 4 rano podziwialismy wschód słońca i obserwowaliśmy jak Hawana budzi się do życia. Z minuty na minutę, z każdym promykiem słońca było coraz gorzej… naszym oczom ukazywały się kolejne rudery, bloki, zniszczone budynki z wybitymi szybami.
Apogeum nastąpiło kiedy o 7 rano zapiał kogut (mieszkamy w bloku, na 5 piętrze, centrum stolicy a ten głos ewidentnie dobiegał zza drzwi, a nie okna ;-)). Miasto zaczęło żyć. Pojawili się mieszkańcy idący do pracy i odprowadzający dzieci do szkoły… no i oczywiście stare samochody. Początkowo nie mogliśmy się napatrzeć i każdemu robiliśmy zdjęcie a dopiero po jakimś czasie przywykliśmy do tego widoku.
Na 8 umówiliśmy się z właścicielami na śniadanie, które zostało zaserwowane w naszym apartamencie. Zjedliśmy po omlecie, warzywach, pysznych owocach i świeżo wyciskanym soku z mango. Pyszne! Śniadanie zrobiło duże wrażenie, ale urzekły nas również sztućce, naczynia w których mieliśmy podane jedzenie. W ogóle całe wyposażenie mieszkania przypomina rzeczy z domów naszych babć i dziadków :) Generalnie rzecz biorąc, polecamy Wam jadać śniadania w miejscach których będziecie spać (o ile będą to casa particular). Dużo, pysznie i lokalnie :)
>>> Informację o noclegach na Kubie znajdziecie w tym wpisie.
Zwiedzanie Hawany
Wracając do Hawany: z rana trochę padało, ale przejaśniało się. Nie było żaru którego się spodziewaliśmy, ale to i dobrze bo inaczej zwiedzanie Hawany byłoby udręką.
Postanowiliśmy do centrum dojść pieszo (ok. 30 minut) i zobaczyć jak wyglądają uliczki z dala od części turystycznej. Stare, zniszczone domy, stare ale jeżdżące samochody, mnóstwo ludzi na ulicach, handel obwoźny i sklepy z pustymi półkami – tak ukazała się naszym oczom stolica. Niektóre mijane domy były ładniejsze, bardziej zadbane, ale były to z reguły kolejne casa particular na wynajem dla zagranicznych turystów.
Na samym początku poszliśmy szukać samochodu do wynajęcia. Skierowano nas do samego centrum, aby szukać czegoś w dużych hotelach, w których funkcjonowały tez wypożyczalnie. Okazało się że wynajęcie auta graniczy z cudem, a kiedy już się uda to nie ma wyboru opcji, rozmiaru etc – bierze się to co jest.
Tak więc po sprawdzeniu z 5 hoteli udało nam się wynająć chińską podróbkę, która spełniała najważniejszą funkcję do jakiej została stworzona, czyli jeździła z punktu A do B :) Nie wiele poza tym… Samochód do odbioru będzie czekał na nas następnego dnia jak sobie zaplanowaliśmy, sukces! Wam polecamy jednak rezerwację samochodu przez Internet (jest to możliwe) przed przylotem (na 2 tygodnie przed terminem nie jest to jednak już możliwe).
Kiedy już udało się zarezerwować samochód (nawet z użyciem karty kredytowej!), rozejrzeliśmy się spokojnie wokoło. Byliśmy w samym centrum, przy Hawańskim Kapitolu (Kapitol w Hawanie – National Capitol Building), wzorowanym na słynnym budynku z Waszyngtonu.
Po jednej stronie typowe, kolorowe fasady rodem ze zdjęć z przewodników, a z drugiej rozsypujące się budynki. To miasto ma klimat… władze niby remontują budynki, ale zanim jeden skończą to dwa obok zdążą się zawalić.
Sam Kapitol jest również remontowany, a jak spojrzeć dokładniej z innej strony, to wydaje się opuszczoną ruderą z powybijanymi szybami.
Kubańskie lody za 13 groszy…
Przeszliśmy się kawałek, a po drodze udało nam się dokonać pierwszego zakupu “z okienka” ;) Na przeciwko Kapitolu było okienko gdzie Pani sprzedawała lody kręcone za 1$. Ponieważ były to nasze początki nie wiedzieliśmy czy to są CUPy czy CUCe (o nich dużo więcej później) więc spróbowaliśmy zapłacić w lokalnej walucie i udało się! ;) Lody kosztowały nas 13gr, Viva Cuba!
Stara Hawana – Habana Vieja
Pożywieni, ruszyliśmy dalej w stronę starego miasta – Habana Vieja. Wytyczyliśmy sobie trasę tak aby zobaczyć najważniejsze budynki, ale tak naprawdę to sama droga była największa atrakcją.
Pierwszy główny punkt naszej podróży to oczywiście Stary Rynek, czyli Plaza Vieja. Ten kawałek Hawany zrobił na nas ogromnie pozytywne wrażenie. W odróżnieniu od wcześniejszych widoków, tutaj było po prostu pięknie. I jeszcze ten sklep Lacosty… przecież idealnie wpisuje się w całe społeczeństwo Kubańczyków… ;)
Jeszcze mała przerwa na posiłek… oczywiście owoce! Naturalne, nie pryskane, kubańskie, karaibskie! :)
Tuż obok znajduje się również ciekawy punkt, Plaza de San Francisco. Polecamy Wam odbić również trochę w prawo w stronę portu, gdzie spotkać możecie charakterystyczny wizerunek pewnego Pana, który często można znaleźć na okładkach przewodników.
Warto zajrzeć również na tyły Kościoła Convento de San Francisco de Asís, gdzie znajdują się ogrody (i figurka) Matki Teresy z Kalkuty.
Kierując się dalej na północ można dojść również ciekawymi uliczkami do Castillo de la Real Fuerza.
Samo Castillo wygląda trochę jak zameczek. Tak na prawdę jest to fort, który w podstawowym zamyśle miał służyć obronie przed piratami (w końcu to Karaiby!). Warto spojrzeć również na drugi brzeg zatoki.
Poza oczywistym punktami jak Plaza Vieja (Stary Rynek), Katedra czy Castillo de la Real Fuerza, warto zaglądać również do otwartych domów, które są albo galeriami sztuki, albo muzeami. Wejście jest z reguły bezpłatne, a w środku siedzą znudzeni pracownicy którzy tylko czekają na okazję aby komuś przybliżyć historie danego budynku (szkoda, że tylko w języku hiszpańskim…).
Następnie skierowaliśmy swoje kroki w stronę Katedry w Hawanie, posilając się w kolejnym okienku, słuchając kubańskiej muzyki na ulicy.
Pod wspomnianą wcześniej Katedrą w Hawanie (Catedral de la Virgen Maria de la Concepcion Inmaculada), do której udaliśmy się w następnym kroku, spotkaliśmy kogoś, kogo się spodziewaliśmy – kolegę Martyny Wojciechowskiej! Zaczepił nas od razu, a jak dowiedział się, że jesteśmy z Polski wyciągnął z płaszcza polską gazetkę :) Oczywiście nie obeszło się bez zdjęcia ;)
O pozostałych miejscach w Hawanie możecie przeczytać w części drugiej >>>
Zapraszamy Was również do galerii z większą ilością zdjęć: