Planujesz wyjazd na Kubę? Chcesz na własną rękę zwiedzić wyspę i poznać Kubańczyków?
W tym wpisie zamieszczamy przydatne informacje o różnicach kulturowych, podobieństwach, jak i o tym co nas osobiście zaskoczyło i zasmuciło na Kubie.
Kuba zawsze była na liście naszych kierunków “To Do”, trochę za sprawą egzotyki (w końcu Karaiby), trochę po Dominikanie (wiedzieliśmy, że wrócimy w te rejony). Trochę również za sprawą filmów w stylu Dirty Dancing 2 i kubańskich rytmów, które sprawiały, że chcieliśmy poczuć ten klimat. Za samym rumem i cygarami byśmy tak daleko nie lecieli :) Jak już wspominaliśmy w jednym z początkowych wpisów, ocieplanie relacji na linii Hawana – Waszyngton, jeszcze bardziej zmotywowały nas do kupienia biletów (aby zdążyć przed tymi wszystkimi zmianami).
Kuba i Kubańczycy
Podczas wyjazdu poznaliśmy wielu Kubańczyków, najlepiej tych u których nocowaliśmy. Często mieliśmy problemy z komunikacją po angielsku, na pewno jest łatwiej gdy zna się hiszpański (był to jeden z tych wyjazdów, gdzie wznieśliśmy się na wyżyny posługiwania nieznanym językiem). Niemniej jednak wykazywali dużą chęć komunikacji i “jakoś szło” się dogadać. Mimo to, polecamy przypomnieć sobie hiszpański w zakresie: liczebniki, godzina, produkty spożywcze (więcej niż podstawowe nie będzie Wam potrzebne), pytanie o drogę, kierunki… Tyle wystarczy aby przeżyć :)
Kubańczyków poznaliśmy z dobrej i złej strony… jak chyba wszędzie na świecie znajdą się Ci którzy służą pomocą i Ci którzy chcą tylko zarobić. Ludzie u których nocowaliśmy, w restauracjach, byli bardzo pomocni. Robili pyszne jedzenie, zagadywali, opowiadali o tym jak im się żyje i z chęcią słuchali o Polsce. Są ciekawi świata, zmian jakie zachodzą (kilka osób pytało dokładnie jak Polska sobie poradziła po socjalizmie) i widać, że z nadzieją patrzą na przychodzące zmiany. Dla nich to duża szansa – nie tylko na zarobek z turystyki, ale szansa na lepsze życie, dostęp do produktów, edukacji, informacji. Dodatkowo, rozmawiając z nami uczą się języków, co pozwoli im rozwijać biznes turystyczny.
Niestety, trzeba jednak zachować czujność. Szczególnie w dużych miastach, gdzie jest sporo naciągaczy, osób, które będą chciały wymienić walutę, zaciągnąć na wieczorki z salsą etc. Trzeba zawsze pilnować swoich rzeczy, jeśli nie chce się mieć problemów z powrotem do swojego kraju ;) Mieliśmy kilka sytuacji, że ktoś niemal siłą chciał wejść do auta lub wyłudzić od nas pieniądze. W takich sytuacjach trzeba być stanowczym i po prostu odejść.
Nie dajcie się też naciągnąć, szczególnie w Hawanie, na tzw. wieczorki salsy. Nas o tym ostrzegali tuż po przyjeździe… i kilka razy starali się nas naciągnąć. Raz, z czystej ciekawości co to za ściema poszliśmy na taki “wieczorek” w ciągu dnia. Zaprowadzili nas do jakiegoś zapyziałego baru, gdzie grała muzyka z głośnika, a salsę tańczyła jakaś starsza Kubanka. Nasi “przewodnicy” chcieli abyśmy od razu zamówili tam coś do jedzenia i picia, również im… Najs traj :)
Zazwyczaj mieszkania w których nocowaliśmy były przygotowane w najwyższym, kubańskim standardzie. Słowo ‘kubańskim’ jest tu użyte celowo. Coś co u nas uchodzi za szczyt kiczu (np. różowe poduszki w serduszka) u nich jest dobrem luksusowym. Mydło i papier toaletowy również nie były zawsze dostępne, a jeśli już, to w skromnych ilościach.
Wielokrotnie my – goście, spaliśmy w dobrych warunkach, mieliśmy suto zastawiony stół, a właściciele cały czas spędzali w małych klitkach, przy zniszczonych meblach i ledwo działającym sprzęcie. Ich domy i mieszkania są wiecznie otwarte, bo i tak każdy ma to samo.
Jeden sąsiad specjalizuje się w fotelach bujanych i każdy ma fotel od niego. Inny robi ozdoby i znajdą się one niemal w każdym mieszkaniu. Ale to turysta dostanie najwygodniejsze łóżko, termosy z ciepłym mlekiem i kawą, które u nas tylko przypominają czasy PRLu. Turysta może poczuć się jak król i to za $20 za noc.
Niech nie zdziwi Was również, że w każdej casa particular będą Was prosić o paszport – mają obowiązek ewidencjonowania gości, z czego są rozliczani przez Państwo.
Na próżno szukać tutaj noclegu “na czarno” – wszystko musi się odbyć legalnie. Casy, które przyjmują gości łatwo rozróżnicie: po pierwsze są ładniejsze (zazwyczaj), a po drugie mają charakterystyczny niebieski znaczek przy wejściu.
Nic, czyli dużo?
Można pomyśleć, że Kubańczycy nie mają nic, a według nas mają całkiem dużo… mają przede wszystkim czas, mają sąsiadów, rodzinę. Spędzają czas przed domem, ale spędzają go razem. Mieliśmy poczucie, że na Kubie czas płynie wolniej, każdy zagada, zatrzyma się, nie musi się nigdzie spieszyć. I chociaż widać już postęp, młodsze pokolenia latają ze smartphone’ami, to nie są od nich uzależnieni.
Kubańczycy mają smartphone’y z internetem na kartę, który i tak jest ograniczony. Co ciekawe, częściej korzystają z internetu przez telefony niż komputery (to jest dopiero luksus!). Nie możesz w każdej chwili sprawdzić pogody, trasy dojazdu czy najlepszej knajpy w okolicy. Gdy pytaliśmy Kubańczyków jaka jutro będzie pogoda, zawsze słyszeliśmy tą samą odpowiedź: “nie wiem, będzie w wiadomościach o ósmej” :)
Przypomnieliśmy sobie jak to jest jeździć z mapą, korzystać ze stacjonarnych telefonów, oglądać telewizję na małym, kineskopowym telewizorze bez pilota, nie mieć zawsze pod ręką papierów ręcznikowych, chusteczek czy chociażby dostępu do produktów w sklepach.
Tak, życie jest tu zupełnie inne, biedniejsze można by pomyśleć, ale o ile bogatsze. Wszyscy się dobrze znają, każdy sobie pomaga, a my mieszkając w dużych miastach nie znamy nawet z imienia naszych sąsiadów.
Prawdą jest również, że po prostu mają mniej i choćby nie wiadomo ile zarabiali, niektórych produktów i tak nie dostaną. Na Kubie znajdziemy sklepy, w których zakupy robi się na kartki, ale można też zapłacić w lokalnych walutach: CUP i CUC. Oferują one podstawowe produkty, które są stosunkowo tanie (mąka, pieczywo, artykuły spożywcze w puszkach, cukier, jajka). To z tych podstawowych produktów kupicie kanapki, pizze w okienkach :) Bywa jednak, że sklepy świecą pustkami, i nagle w ciągu dnia pojawia się ni stąd ni zowąd długa kolejka, bo coś przyjechało.
Są również sklepy gdzie dostaniecie napoje gazowane (Coca Cola już jest na Kubie!), chemię i kosmetyki, lepsze jedzenie, ale oczywiście są one stosunkowo droższe. Tutaj półki są pełne, a ceny zbliżone do europejskich. O cenach i walutach CUP i CUC możecie poczytać tutaj.
Kubańczycy sobie jakoś radzą, żyją już w takiej rzeczywistości ładne kilkadziesiąt lat, ale są coraz bardziej świadomi tego co się dzieje na świecie i że można lepiej żyć (albo po prostu inaczej). Z nadzieją ale i ze strachem obserwujemy co się dzieje na Kubie. Jak wykorzystają zniesienie barier? Czy rozwarstwienie społeczeństwa się pogłębi? Czy będą umieli skorzystać ze zmian jakie nadchodzą? Na pewno przekonamy się już całkiem niedługo.
My trzymamy z całych sił kciuki, aby im się udało :)