Trinidad – prześliczna miejscowość, w której czas zatrzymał się w latach 50-tych.
Kolorowe budynki, brukowane drogi, dorożki (wszędzie dorożki!) i jeźdźcy na koniach – tak w kilku słowach można opisać tą miejscowość. Po co jednak ograniczać się do kilku słów, kiedy jest tyle do pokazania i zobaczenia!
W tym tekście przeczytasz o:
Droga (z Hawany) do Trinidadu
Do Trinidad’u pojechaliśmy prosto z Hawany. Bez GPS (Sygic i Google nie obsługują tego rejonu), z mapą jak za dawnych czasów :) Pierwsze problemy rozpoczęły się po jakiś 5 kilometrach od naszej casy particular. Wokół Hawany jest tzw. “ring road”, który prowadzi do autostrady. Autostradą tą można dotrzeć na wschód wyspy. Z kolei aby dotrzeć do Trinidadu, trzeba odbić z autostrady przed Santa Lucia. Banał. Nie na Kubie.
Znalezienie wjazdu na autostradę graniczy z cudem. Polecamy kierować się po prostu na tunel, który prowadzi do autostrady, a nie kombinować jak koń pod górę i szukać najkrótszej drogi.
My byliśmy końmi… Kiedy już zupełnie nie potrafiliśmy się odnaleźć i krążyliśmy w kółko na jednym z wielu rond bez żadnych drogowskazów, jakiś “pomocny” Kubańczyk zatrzymał się, wsiadł do samochodu i wyprowadził nas do autostrady (czy wspominaliśmy, że ostrzegali nas na każdym kroku, aby broń boże się nie zatrzymywać w takich sytuacjach??). Byliśmy zdesperowani, więc nie protestowaliśmy zbytnio.
Jak się później okazało, owy Kubańczyk trenował judo, taekwondo czy coś takiego i był całkiem dużej postury. Co chwila powtarzał, że pomaga, że on jest nieważny, że chce nas dowieźć w najlepsze miejsce etc. Oczywiście na koniec zażądał sobie odpowiedniego haraczu “na taksówkę”… Najważniejsze, ze wreszcie wydostaliśmy się z Hawany i nic więcej nas nie obchodziło. Tak więc, przestrzegamy przed takimi osobami :)
Autostrada… tutaj to słowo nabiera nowego znaczenia ;) Na próżno szukać oznakowań, estakad, stacji benzynowych czy chociażby MOP’ów. Za to możemy liczyć na: powozy konne, rowery jadące pod prąd, zawrotki “gdzie się da”, autostopowiczów w ilościach hurtowych czy darmową szkołę jazdy slalomem (jeśli uważacie, że w Polsce są dziury w drogach, to nabierzecie nowej perspektywy).
Po drodze mijaliśmy kilka mniejszych i większych miejscowości. Zatrzymaliśmy się również na stacji aby zatankować i coś zjeść… wybór nie był zbyt duży :)
Tuż przed samym Trinidadem spotkaliśmy naszych nowych małych przyjaciół, z którymi będziemy mieli okazję spotkać się jeszcze nie raz…
Po męczącej podróży udało nam się dotrzeć do Trinidadu.
Trinidad!
Ledwo wjechaliśmy na pierwszą uliczkę Trinidadu i już nasz samochód obiegło z pół tuzina tubylców oferujących swoją pomoc. Grzecznie podziękowaliśmy i z piskiem opon uciekliśmy z tego miejsca. Po krótkim czasie udało nam się znaleźć nasza kwaterę – zdecydowanie był to najlepszy nocleg w trakcie całego pobytu.
Przemiła rodzina, bardzo pomocna, opowiedzieli nam bardzo dużo o życiu na Kubie, wyzwaniach i zmianach jakie tu zachodzą. Poznaliśmy tam młodego Kubańczyka, który ma w tym roku rozpocząć studia i zostawić rodzinne gniazdo. Niestety bez niego ciężko by było się dogadać i cokolwiek załatwić, bo cała rodzina mówiła tylko po hiszpańsku. Niemniej jednak nocleg wspominamy super, przede wszystkim pod kątem jedzenia, które było po prostu wyśmienite! :)
>>> Informację o noclegach na Kubie znajdziecie w tym wpisie.
Zwiedzanie Trinidadu
Trinidad jest małym aczkolwiek ślicznym miastem. Centralnym punktem miasta jest plac Plaza Mayor, przy który znajduje się Iglesia Parroquial de la Santisima Trinidad. Jak to już na centralne punkty miast na Kubie przystało i tutaj jest nad wyraz pięknie, jakby to nie była Kuba ;)
Generalnie polecamy nie ograniczać się tylko do atrakcji wskazanych w przewodnikach, ale przede wszystkim poczuć to miasto: odejść dalej w małe uliczki, obserwować mieszkańców, poczuć się jak lokalny mieszkaniec…
Koniecznie musicie też spróbować lokalnego drinku Canchanchara (na bazie rumu, oczywiście). Możecie spróbować go (i innych kubańskich drinków jak Mojito) w dowolnym miejscu, również wprost na ulicy, z okienka :)
Polecamy jednak odwiedzić tutejsze restauracje, które mają swój niepowtarzany urok: wchodzi się przez normalne domy aby wyjść na piękne patio, taras na którym są serwowane tutejsze specjały. Nas zachwyciła właśnie jedna z takich restauracji: mała, skromna. Jednak gdy weszło się na taras to super widok na najbliższą okolice zabierał dech w piersiach, a picie drinka było prawdziwą przyjemnością.
W Trinidadzie spędziliśmy dwie noce. Jeden dzień przeznaczyliśmy na plażing – wybraliśmy się do polecanej Playa Ancon. Jadąc wzdłuż wybrzeża jest kilka plaż: te bardziej dzikie, gdzie mamy okazję być jedynymi osobami na plaży, jak i te bardziej skomercjalizowane, gdzie można wynająć leżaki i parasolki. Oczywiście te drugie są bardziej zadbane, piasek jest czyściutki, ale polecamy zobaczyć obie :)
Po plażowaniu, zostało nam jeszcze trochę dnia, więc postanowiliśmy pojechać w kierunku dawnych plantacji trzciny cukrowej, z którymi związana jest historia rozwoju i upadku gospodarki Kuby. W Valle de los Ingenios możemy zobaczyć pozostałości po XIX-wiecznych cukrowniach, magazynach oraz willach właścicieli. My byliśmy na 44-metrowej wieży, z której pilnowano pracowników, a nawet niewolników. Widok z wieży, niesamowity!
Byliśmy również kilka kilometrów dalej w Casa Guachinango, która jest starą hacjendą z końca XVIII wieku. Warto tam zajrzeć tylko jeśli będziecie mieć chwilę wolnego.
W drodze powrotnej do Trinidadu zahaczyliśmy jeszcze o mały punkt widokowy. Okolica jest po prostu przepiękna:
Taneczna Kuba w rytmach Salsy?
Wieczorem mieliśmy jeszcze siły, więc wreszcie udaliśmy się na kubański wieczór z salsą! Nasz przemiły Kubańczyk pokazał nam najpopularniejsze miejsce wśród turystów – Casa de la Musica, na schodach tuż przy katedrze. To tutaj wieczorami, zespoły na żywo grają gorące, kubańskie rytmy, a Kubańczycy uczą turystki podstawowych kroków. Miejsce bardzo komercyjne, aczkolwiek warto tam zajrzeć również wieczorem.
Co nas jednak najbardziej zaskoczyło, to miejsce gdzie udał się nasz kolega… poszedł na koncert heavy metal’owy! Z “atrakcji” widzieliśmy również bal, gdzie bardzo elegancko ubrana młodzież coś świętowała, niestety do tej pory nie wiemy co to była za okazja… :(
Trinidad – Kuba jak sprzed lat?
To miasto zmienia się wieczorami nie do poznania. Mieszkańcy po zachodzie słońca stroją się, ubierają w najlepsze ciuchy i nie tańczą wieczorami salsy, ale bawią się przy ciężkim brzmieniu brazylijskiego bandu ;)
Poznaliśmy to miasto z wielu stron i według nas jest to najładniejsze miasto na Kubie! Zdecydowanie polecamy tu przyjechać. Nie ma tu zwiedzania na cały dzień, ale warto poczuć klimat tego miejsca, zjeść obiad na jednym z tarasów, napić się canchanchara i delektować kokosem na pobliskiej Playa Ancon.
Zapraszamy jak zawsze do naszej galerii: