Ostatni tydzień września spędziliśmy w drodze. W drodze do naszych wschodnich sąsiadów :)
Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały, że czas ruszyć cztery litery i wyjechać, odpocząć. To był chyba najdłuższy okres bez dalszych wyjazdów. O podróżowaniu w ciąży napisaliśmy już kilka wpisów, ale od kiedy pojawiła się Oliwia plany wyjazdowe zeszły na drugi plan.
Nie oznacza to, że zaprzestaliśmy odkrywania nowych miejsc, ale potrzeba trochę czasu, aby odnaleźć się najpierw w domu w nowej rzeczywistości, a potem dopiero planować poznawanie świata na nowo ;)
Byliśmy w kilku miejscach w okolicach Łodzi, głównie na spokojnych spacerach z domieszką zwiedzania. Jednak brakowało nam bardzo tego planowania, poszukiwania, pakowania, rezerwowania, odkrywania. Tak więc podjęliśmy decyzję, aby zrobić próbę generalną.
W tym tekście przeczytasz o:
Planowanie wyjazdu na Litwę
Postanowiliśmy, że na początek wybierzemy miejsce, które spełni kilka najważniejszych warunków:
- W miarę blisko samochodem (i to “w miarę blisko” jest bardzo elastyczne ;) ).
- Jeśli za granicę, to jednak blisko Polski.
- Miejsce rozwinięte, czyste, bez żadnych plag, epidemii, z dobrą opieką medyczną (wiadomo, cywilizacja musi być ;-)).
- Miejsca dostosowane dla osób z dziećmi (głównie pod kątem jeżdżenia wózkiem).
- Nie wydamy majątku na miejscu.
- Jeśli zwiedzamy miasta, to ważne, aby atrakcje były w bliskiej odległości od siebie.
- Dostępność hoteli i parkingów.
- Bezpieczeństwo (zamachy, terroryści, uprowadzenia, czyli wszystko co może się zdarzyć nawet w Europie Zachodniej).
Było jeszcze kilka innych, mniej istotnych (tak mało, że już ich nie pamiętamy ;) ).
Po poszukiwaniach i kilku rekomendacjach od znajomych i rodziny postanowiliśmy, że będzie to Litwa, z naciskiem na Wilno, a jak się uda to zobaczymy jeszcze Kowno. Litwa nie była nam obca (połowicznie, dosłownie), a i tak wydała nam się bardzo interesującą opcją na wyjazd na przedłużony weekend. Chociaż ten przedłużony weekend to trochę na wyrost, bo w drodze spędziliśmy więcej dni, ale spokojnie 3-4 dni wystarczą.
Prawdziwa Litwa?
Jak to pisał słynny polski wieszcz “Litwo ojczyzno moja…” – tak mogłoby rzec wiele Polaków, którzy emigrowali do Polski po II wojnie światowej. Słuchaliśmy opowieści jak wyglądało dzieciństwo na ziemiach litewskich czy relacji z podróży, które kształtowały nasze wyobrażenia na temat Litwy. Spodziewaliśmy się, że na każdym kroku będziemy spotykać się z polskimi akcentami, spuścizną, a na miejscu dogadamy się bez problemu po Polsku.
Na szczęście podróże nie tylko kształcą ale również pomagają zweryfikować nasze przypuszczenia i domysły. O tym będziemy pisać w najbliższych wpisach.
Litwa to nie jest państwo satelickie czy marionetkowe, jakby się mogło jeszcze wielu osobom wydawać. Co więcej, Litwini są bardzo wrażliwi na tym punkcie. Kraj ten nie jest ani rosyjski, ani polski, jest litewski i nie ma co oczekiwać, że dogadamy się po polsku lub rosyjsku bez problemu. OK, często, trafialiśmy na osoby, które znały te języki, ale było to głównie w dwóch sytuacjach: rozmowy z osobami starszymi lub miejsca typowo turystyczne, gdzie jest zatrzęsienie Polaków i Rosjan. W większych miastach, szczególnie z osobami młodszymi, tylko angielski.
Planowanie inne niż zawsze…
Był to jeden z nielicznych wyjazdów, gdzie prawie w pełni zdaliśmy się na rekomendacje innych osób. Polecono nam gdzie jechać, ile dni spędzić, a nawet gdzie jeść. Nie oznacza to, że ślepo podążaliśmy utartymi szlakami (chociaż też nic w tym złego), ale przynajmniej oszczędziliśmy sobie dylematów pt. “gdzie dzisiaj zjemy”. Również wyjątkowo, jak nigdy, nasz przewodnik (w postaci Lonely Planet, jak zawsze) mylił się w kwestii dobrych miejscówek do jedzenie.
Przed wyjazdem mieliśmy zarezerwowane tylko trzy noclegi: jeden jeszcze w Polsce, a dwa już w samym Wilnie. Po cichu mieliśmy jednak nadzieję, że zostaniemy dłużej, pojedziemy do Kowna, a i na okolice Wilna znajdzie się czas (szczególnie Troki). Z rezerwacją noclegów nie ma problemu, można to zrobić korzystając np. z booking.com lub bezpośrednio na stronach hotelu (np. Novotel w centrum Wilna).
Cały wyjazd był dla nas sporą niewiadomą, postanowiliśmy podejść do wyjazdu bardzo elastycznie – nic na siłę i za wszelką cenę. Mamy naszą nową małą Pasażerkę na pokładzie i to ona będzie decydować co i kiedy. My – rodzice, zadbamy o to, aby miała dobre warunki, pełen brzuszek, ciepłe łóżeczko, suchego pampersa i bliskość rodziców ;)
Już samo pakowanie było dla nas sporym wyzwaniem, na szczęście jechaliśmy dużym, rodzinnym samochodem Mitsubishi Outlander, więc tak naprawdę mogliśmy wziąć zapas rzeczy dla całego żłobka ;)
Teraz, po powrocie, już wiemy, że ponad połowa to była przesada i nasze “przydasie” to rzeczy, które po prostu nam się podobają, a w praktyce podczas wyjazdu w ogóle z nich nie korzystaliśmy. O tym jak się zapakować i innych poradach praktycznych będzie osobny wpis :)
Tyle słowem wstępu o planowaniu tego wyjazdu. Rozpoczynamy naszą relację z Litwy, zapraszamy do śledzenia :)
Zobacz nasze wszystkie wpisy z Litwy.