Widzieliśmy już Funchal, przepiękny półwysep São Lourenço, przeszliśmy się lewadami i widzieliśmy wschodnią część wyspy. Teraz przyszedł czas, aby ruszyć na zachód Madery!
Dzisiaj zabieramy Was na wycieczkę po zachodniej części Madery – pojedziemy przez środek wyspy do Sao Vicente, aby stamtąd ruszyć w malowniczą podróż wzdłuż zachodniego brzegu.
Rankiem ruszyliśmy z Funchal w kierunku drogi nr ER104, która wiedzie przez środek na północ wyspy. Jechaliśmy początkowo drogą ekspresową, która zmieniała się w coraz to węższą i bardziej stromą drogę.
Później, jadąc wzdłuż południowego wybrzeża na zachód, podziwialiśmy miasteczka jedno za drugim, położone na stromych zboczach wzniesień, a na nich niemalże jedno na drugim malutkie poletka z uprawami. Fascynujące jest doprawdy jak bardzo można wykorzystać te miniaturowe skrawki ziemi.
Co więcej, tuż nad urwiskami stoją domy, samochody parkuje się na dachach, a żeby dotrzeć co do niektórych to naprawdę potrzeba wielu koni mechanicznych pod maską lub zdrowych kolan.
>>> Polecamy również nasz eBook "Madera" za jedyne 39,99 zł! Wszystko w jednym miejscu, a w nim 103 stron pełnych inspiracji, opisów i praktycznych porad.
Ale wróćmy do początku wyprawy… Kiedy zaczęliśmy się przebijać przez środek wyspy, miejski krajobraz zaczął ustępować bardziej naturalnemu. Naszym oczom ukazywały się coraz bardziej intensywnie zielone wzgórza, liczne serpentyny, bajeczne doliny – nic tylko zatrzymywać się co chwila i robić zdjęcia.
W tym tekście przeczytasz o:
São Vicente
Pierwszym miejscem w którym zatrzymaliśmy się na dłużej było São Vicente. Jest to mała, spokojna miejscowość, znajdująca się w południowej części wyspy, na wybrzeżu. Najpierw chcieliśmy zobaczyć samo miasteczko, a potem przejechać w stronę “plaży”.
Zaparkowaliśmy w centrum, tuż przy Igreja Matriz de São Vicente – XVII wiecznej świątyni, z drewnianym ołtarzem. Tuż obok znajdują się zadbane, ciasne uliczki – w sam raz na poranną kawę. Ludzi na ulicach jak na lekarstwo – może to kwestia pory dnia, a może to właśnie urok tej miejscowości. Można w spokoju i ciszy pobłądzić uliczkami, a jedyne odgłosy to te dochodzące z małych kawiarni i restauracji.
Im bliżej brzegu, tym więcej turystów, chociaż to na pewno nie piaszczyste plaże ich przyciągają, bo takich tutaj nie ma. Jest jedna i do tego kamienista – polecamy wsłuchać się w odgłos fal i uderzających o siebie kamieni :)
Co więc sprawia, że do São Vicente przyjeżdża sporo turystów? Są to na przykład jaskinie wulkaniczne, które można zwiedzać z przewodnikiem (Grutas de São Vicente e Centro de Vulcanismo), czy kolejne wysokie klify.
Nie zostaliśmy długo w tej miejscowości i ruszyliśmy dalej w kierunku Porto Moniz, jadąc drogą pełną wodospadów ze słynnym na całej Maderze wodospadem zwanym “welonem panny młodej” – znajdującym się za miejscowością Seixal. Prowadzi do niego nieczynna już droga, więc o dojeździe do samego wodospadu można zapomnieć. Na szczęście, welon można podziwiać z daleka. Warto jednak wypatrywać również innych, mniej znanych acz wysokich wodospadów.
Maderyjskie naturalne baseny
W miejscowości Seixal odbyły się również nasze dwa “maderyjskie pierwsze razy”. To tutaj zobaczyliśmy w końcu słynne naturalne baseny napełniane wodą z Atlantyku. Tak, tego lodowatego Atlantyku, więc konia z rzędem odważnemu, który wejdzie chociaż do pasa. A odważnych zanotowaliśmy zero ;) Przed wejściem na teren tych basenów znajduje się budka w której zapewne kupuje się bilety za kilka symbolicznych euro, ale była zamknięta na cztery spusty, więc nie wiemy czy w innym okresie to miejsce jest również bezpłatne.
Drugi “pierwszy raz” dotyczył bardziej przyjemnych rzeczy, czyli degustacji tutejszego wina. Trochę przypadkiem trafiliśmy do rodzinnej winiarni, gdzie skosztowaliśmy lokalnego trunku, a Ci którzy skosztować nie mogli, bo prowadzili samochód, zabrali zapas ze sobą ;)
Następnym punktem było Ribeira de Janela, lecz nie sama miejscowość była dla nas celem (choć węzeł dróg powalił na kolana), lecz ujście rzeki i formacje skalne: Ilheus da Rib oraz Ilheus de Janela. I jeśli mamy być zupełnie szczerzy, to 5 minut patrzenia na te skały wystarczy. Podobno kamienista plaża jest w sezonie chętnie odwiedzana, a bezpieczeństwa kąpiących się pilnuje nawet ratownik ;)
Po drodze, tak samo jak we wschodniej części wyspy, mijaliśmy wiele odcinków nieużywanych już dróg.
O jeżdżeniu górskimi krętymi drogami możecie poczytać też m.in. tutaj.
Porto Moniz
Szybko, a nawet bardzo szybko pojechaliśmy do Porto Moniz, czyli lokalnego kurortu, chciałoby się wręcz rzec, że odpowiednika Costa Brava, Saint Tropez czy Riwiery Makarskiej. Cechy wspólne? Mało, ograniczmy się do braku miejsc parkingowych ;)
Turystów nie przyciągają tutaj plaże, jednak jest tutaj coś bardziej wyjątkowego – są to naturalne baseny uformowane pierwotnie przez wulkaniczną lawę, a następnie przebudowane przez człowieka. Mamy tutaj cały, duży kompleks basenów i chociaż woda lodowata, to tutaj śmiałkowie się znaleźli. Kompleks jest większy niż ten w Seixal, bardziej skomercjalizowany, mamy przebieralnie, toalety, bezpieczniejsze zejście do wody – jeśli wolicie odludne miejsca, ciszę i spokój, to polecamy jednak Seixal.
Z pozostałych atrakcji pozostaje nam spacer pomiędzy bardziej naturalnymi basenami we wschodniej części miejscowości, akwarium oraz muzeum “żywej sztuki”.
Porto Moniz do wyludnionych miast nie należy. Jest to typowo turystyczna miejscowość i pomimo niskiego sezonu, było sporo wczasowiczów. Aż strach pomyśleć co się tutaj dzieje w sezonie :)
Ponto Moniz jest docelowym punktem wycieczek z Funchal. My postanowiliśmy kontynuować jazdę zachodnim wybrzeżem i wspięliśmy się w góry. Widoki przepiękne, mogliśmy z góry zobaczyć jak wygląda Porto Moniz.
Teleferico i najdalej wysunięty punkt
Następnie dojechaliśmy do Teleferico Achadas da Cruz. O samych teleferico będzie osobny wpis, ale podkreślamy już teraz, że tutaj znajduje się kolejka warta uwagi :) Podróż w dwie strony kosztuje zawrotne 3 Euro i są to dobrze wydane pieniądze, o ile tylko nie macie lęku wysokości.
Kolejnym miejscem, gdzie chcieliśmy się zatrzymać był najdalej wysunięty punkt na zachód – Ponta do Pargo. Znajduje się tutaj latarnia, z dobrą miejscówką widokową na klify. Parking jest tuż obok, więc spokojnie można zostawić samochód i podejść niemalże na skraj klifu.
Jeżeli mielibyśmy wybrać jedno miejsce, w którym warto się zatrzymać w drodze z Ponta do Pargo do Funchal, to byłaby to miejscowość Calheta – tutaj to doświadczyliśmy plaży z jasnym piaskiem :) Oczywiście jest to plaża sztucznie usypana, zabudowana, dająca jedynie złudzenie, że na Maderze można też uprawiać plażing i smażing (powstała w 2004, a piasek przewieziono z Maroka). Niemniej jednak, było to jedyne miejsce, gdzie zamoczyliśmy nogi w Atlantyku podczas całego pobytu na Maderze.
Polecamy?
Zdecydowanie tak! Wycieczka na zachód Madery to wyprawa na cały dzień, podczas którego możemy poznać trochę inne oblicze wyspy, na której panuje wieczna wiosna.
I pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu (bez autostrad i tuneli) do Porto Moniz z Funchal jechało się prawie cały dzień. Dziś to tylko lekko ponad godzinka, dzięki czemu możemy realizować takie wyprawy :)
Zobacz galerię wszystkich zdjęć >>>
Zobacz również nasz wpis o TOP 10 atrakcjach Madery.