Zapraszamy Was dzisiaj do wyjątkowego miejsca, które znajduje się na liście nowych cudów świata – Chichén Itzá, bo o nim mowa, odkryło przed nami tajemnice, o których nie mieliśmy pojęcia. Chcecie je poznać?
Piramidy w Meksyku były zawsze na liście naszych marzeń, a ponieważ marzenia trzeba spełniać postanowiliśmy udać się do Chichén Itzá w trakcie naszego krótkiego pobytu na półwyspie Jukatan.
Mimo, że marzenie i możliwość zobaczenia nowego cudu świata, który jest już niemalże na wyciągnięcie ręki, to jednak do samej wycieczki mieliśmy jak zawsze trochę wątpliwości i długo rozważaliśmy różne opcje. Obawialiśmy się przede wszystkim długiej podróży autokarem z prawie dwulatką, która nie usiedzi 5 minut w miejscu. Obawialiśmy się zorganizowanej wycieczki, z napiętym grafikiem i grupą obcych osób, które nie koniecznie będą wyrozumiałe dla rodziny z dzieckiem. W końcu obawialiśmy się również intensywności wrażeń i pogody, która w Tulum dała nam się mocno we znaki.
Jednak jakoś te obawy udało się pokonać lub zminimalizować. Wybraliśmy wariant wycieczki, który zakładał zwiedzanie Chichén Itzá, cenoty i miejscowości Valladolid. Podobnie jak w przypadku wycieczki do Tulum, również i tym razem postawiliśmy na lokalnego (a dokładniej to hotelowego) organizatora wycieczek.Wzięliśmy wariant bardziej komfortowy, z posiłkami i napojami.
W tym tekście przeczytasz o:
Dojazd do Chichén Itzá
Droga z hotelu zajęła nam prawie 2,5 godziny autokarem. Po drodze mieliśmy przesiadkę na parkingu przy parku rozrywki Xel-Ha. Logistyka działa następująco: autobusy zbierają uczestników z różnych hoteli, którzy następnie, na parkingu Xel-Ha zmieniają autobusy w zależności od kierunku i wariantu wycieczki. My czekaliśmy prawie 30 minut na zapełnienie autobusu do Chichén Itzá.
Na szczęście czas w podróży upłynął nam dosyć szybko, a Oliwia większość drogi po prostu przespała. Czas kiedy nie spała spędzaliśmy na oglądaniu świata przez szyby autokaru, czytaniu książeczek oraz rozmowach i zabawach ze współpasażerami. Było niesamowicie sympatycznie.
Podobnie jak w drodze do Tulum, również i tym razem, czas w autokarze został wykorzystany na zapoznanie nas z kulturą i historią Majów (choć trzeba wspomnieć, że Chichén Itzá to również Toltekowie), a ponieważ tego czasu było znacznie więcej, mieliśmy okazję nauczyć się nawet systemu liczbowego Majów! Dla zainteresowanych polecamy poczytać o systemie opartym na 20-tkach (w przeciwieństwie do naszego opartego na dziesiątkach).
Podczas jazdy bacznie obserwowaliśmy również tereny i zabudowania, które mijaliśmy. Uderzyła nas od razu bieda i stan chat (bo często domami tego nazwać nie można było), które pozostawiały wiele do życzenia. Konstrukcje, które wyglądają jakby miał je zburzyć byle podmuch, graciarnie na podwórkach, wychudzone zwierzęta. Co kilka gospodarstw pojawiały się domy z wywieszonymi łapaczami snów, hamakami i różnymi, koronkowymi wyrobami z podpisem ‘Hand made/Handcraft’. Co dziwne, znajdowały się one z dala od przystanków, hoteli, atrakcji turystycznych, a w środku nie było widać żywej duszy. Czy głównymi kupującymi są mieszkańcy lokalni, czy turyści, którzy podróżują samochodami? Ciężko nam stwierdzić, jednak przewodnik starał przekonać się nas, iż mieszkańcy tych terenów wiodą całkiem dostatnie życie. Nie płacą oni za czynsz ani za prąd, wody mają pod dostatkiem. Jednym słowem są samowystarczalni, jednak problem zaczyna się w momencie, kiedy chcą posłać dzieci na studia, za które oczywiście muszą zapłacić. W tym celu muszą zdobyć ekstra środki, a sposobem na to jest sprzedawanie własnych wyrobów.
Zwiedzanie Chichén Itzá
Kiedy dojechaliśmy na miejsce zaskoczyło nas, że w przeciwieństwie do Tulum, tutaj nie czekało na nas mnóstwo sklepików i stoisk z gadżetami i pamiątkami. Do czasu :) Początkowo, było ich raptem kilka wokół małego dziedzińca. Sytuacja zmieniła się po przekroczeniu bramek, kiedy okazało się, że wokół głównych ścieżek na całym terenie usiane są dziesiątki jak nie setki kramików. Zaskoczyło nas, że na zamkniętym terenie parku archeologicznego dopuszczone jest, aby aż taka ilość sprzedawców oferowała swoje produkty, tym bardziej, że w większości nie było to faktycznie lokalne wyroby.
Chichén Itzá to duży zalesiony, teren z wieloma ruinami, które pełniły w czasach swojej świetności przeróżne funkcje. Zwiedzaliśmy to miejsce z przewodnikiem, który opowiadał wiele ciekawostek, wskazywał różne detale oraz opisywał jak budowane były obiekty. Samą piramidę zostawiliśmy na koniec, a pierwsze kroki skierowaliśmy do budynków w południowej części: Casa Colorada, Casa del Venado oraz obserwatorium astronomiczne (El Caracol). Obserwatorium ma nietypowy jak na architekturę Majów kształt – wieża zbudowana jest na kształcie koła. To tutaj po raz kolejny mogliśmy posłuchać o astronomicznych odkryciach Majów.
W drugiej części krążyliśmy na dłużej przestrzeni między Piramidą Kukulkana, zwaną zamkiem (Pirámide de Kukulcán, El Castillo), Świątynią Wojowników (Templo de los Guerreros), Platformą Venus (Plataforma de Venus) a Gran Juego de Pelota. Niestety w tym czasie, do Chichén Itzá dotarło już wiele grup zwiedzających, co doskonale obrazują nasze zdjęcia. Mieliśmy wrażenie, że wiele osób dociera jedynie do tego miejsca i wraca na parking, bo droga do dalszych budynków przez cały czas była mniej zatłoczona, więc nawet z wózkiem mogliśmy poruszać się bez problemu.
Następnym punktem programu wycieczki był czas wolny. I tutaj duży plus, bo czasu było sporo – około godziny. Zakładając, że tak naprawdę wszystko już widzieliśmy, czas ten mogliśmy spokojnie poświęcić na dodatkowe ujęcia lub po prostu odpoczynek na trawie, niemalże u podnóży piramidy. Można również go wykorzystać na odkrywanie ruin pokrytych mchem i roślinnością, które ukrywają się przed wzrokiem turystów.
A warunki do sjesty były idealne. Tym razem mieliśmy więcej szczęścia, bo temperatura była bardziej znośna, a dzięki lekkiemu zachmurzeniu nie szukaliśmy ciągle z upragnieniem cienia.
Z praktycznych informacji: po terenie można chodzić dowolnie, ale nie można wspinać się na piramidy, chociaż jeszcze kilka lat temu było to dozwolone. Niby są tabliczki informacyjne przy poszczególnych obiektach, ale dla nas o wiele większą wartość miała wiedza przekazywana przez przewodnika.
Pirámide de Kukulcán, inaczej El Castillo
El Castillo, czyli zamek to piramida zbudowana z bloków kamiennych, poświęcona bogu Kukulcanowi, chyba najpopularniejsza piramida na półwyspie Jukatan. Mimo, że wydaje się bardzo prosta w budowie, pełna jest astronomicznej symboliki i liczb, które nie są dziełem przypadku. Co ciekawe, zbudowana jest na cenocie, czyli naturalnej studni krasowej.
Szczerze mówiąc, kiedy stanęliśmy u podnóży piramidy to oboje stwierdziliśmy, że na zdjęciach wydaje się większa. Fakt, jest wysoka na 24 metry i trzeba pokonać wiele stromych schodów aby znaleźć się na górze. Niestety, aby faktycznie wejść, trzeba pracować na tutejszych stanowiskach archeologicznych.
Łącznie tych schodów jest 365 (suma wszystkich schodów na czterech częściach, po 91 na każdej plus platforma na górze). Brzmi znajomo? Tak, to nie przypadek, że suma schodów równa się liczbie dni w roku.
Piramida zbudowana jest z 9 tarasów, które biorą udział w ciekawym zjawisko, ale aby je opisać musimy wrócić na chwilę do boga Kukulkana, który jest przedstawiany jako Upierzony Wąż. Również i nawiązanie do tego faktu tutaj znajdziemy i oczywiście jest to powiązane z astronomią. Podobnie jak w Tulum, tak i w Chichén Itzá w dzień równonocy wiosennej i jesiennej dzieje się magia. Otóż wtedy, słońce rzucające cień z tarasów na schody tworzy cień na wzór schodzącego po schodach węża zwieńczonego wykutą głową węża. Jeśli chcecie zobaczyć jak to wygląda, można to zobaczyć np. w tym filmiku. My żałujemy, że nie trafiliśmy w odpowiedni dzień (chociaż z drugiej strony czy dalibyśmy radę w tym tłumie?).
Wspomniane tarasy, przedzielanie są schodami, więc na jednej stronie jest ich 18, co jest powiązane z liczbą miesięcy w roku według kalendarza Majów.
Gran Juego de Pelota
Jest to boisko do gry w pelotę (znaną również pod nazwą Ullamaliztli). Co to jest za gra? Ciężko to nazwać grą dla rozrywki, bo mogła się kończyć tragicznie, choć dokładne zasady, naliczanie punktów i nagrody (albo kary) nie są dokładnie znane. Wiadomo jednak, że często była to gra na śmierć i życie (dosłownie).
Zasady tej gry były w miarę proste: na dwóch przeciwległych ścianach boiska znajdowały się obręcze, podobne jak te w koszykówce ale obrócone o 90 stopni. Zadaniem drużyn było trafić piłką do “kosza” przy czym nie mogli oni używać ani dłoni ani stóp. Odbijali więc piłkę głównie biodrami, łokciami, kolanami, głową i barkami.
Boisko znajdujące się na terenie Chichén Itzá uchodzi za największe boisko do tej “gry” na terenie ameryki łacińskiej. Na dwóch, przeciwległych, dłuższych bokach, postawione były ściany, a na nich zamontowane obręcze. Boisko nie było zakryte, mecze odbywały się na świeżym powietrzu. Na ścianach można dziś oglądać płaskorzeźby przedstawiające zawodników. Na obydwu końcach boiskach stały świątynie.
Inne ciekawostki o Chichén Itzá i okolicy
Na terenie Chichén Itzá znajdują się dwie cenoty (o samych cenotach będzie kiedy indziej), od których nazwę wzięło miasto, bo Chichén Itzá oznacza Źródła Ludu Itzá. To w nich majowie składali ofiary, np. w formie różnych przedmiotów oraz ludzi.
Nazwa może być ciężka do wymówienie i zapamiętania dla obcokrajowców, dlatego przewodnicy przemianowali nazwę na Chicken-Pizza, co każdy o wiele łatwiej zapamięta :)
Mimo, że powszechnie nasz Chicken-Pizza kojarzony jest z kulturą Majów, a dokładniej z plemieniem Itza, to nie należy zapominać, że duży wpływ na to jak miasto wyglądało i się rozwijało miało plemię Tolteków. Przyjmuje się, że Toltekowie to część północna miasta, a Majowie – południowa.
Przykładem budowli, gdzie widać wpływ Tolteków jest Świątynia Wojowników – wbrew nazwie nie jest to piramida na której wręczano wieńce laurowe zwycięzcom, ale miejsce straceń. Na szczycie tejże piramidy kapłani rozcinali klatki piersiowe i składali świeżo wycięte serca w ofierze bogom. Wojownicy co prawda są – jako kamienne filary, tuż obok Pierzastych Węży.
Skoro już jesteśmy w dość krwawych tematach… Na terenie miasta znajduje się platforma z wykutymi czaszkami – Tzompantli. Na jej ścianach znajdują się cztery rzędy rzeźb czaszek nabitych na pale.
Tereny Chichén Itzá kryją wiele tajemnic. Ba, samo El Castillo do niedawno kryło dużą tajemnicę. Archeolodzy w piramidzie odkryli kolejną, mniejszą piramidę (20 metrową). Tylko, że miało to miejsce w 1931 roku. Bardziej zaskakujący jest fakt, że dopiero w 2016 odkryto kolejną (tym razem 10-metrową)! W środku tej drugiej, coś jak rosyjska matrioszka ;)
Wszystkie budowle na terenie Chichén Itzá zostały zbudowane z kamienia. Cywilizacja, która nie wykorzystywała zaawansowanych narzędzi była w stanie wznosić wysokie budynki, badać kosmos, zagłębiać matematykę i architekturę.
I już na koniec. wybiegnijmy jednak trochę poza granice miasta. Zaskoczyła nas ciekawostka, iż z Chichén Itzá do Tulum prowadzi prosta droga, po niemalże zupełnie płaskim terenie. Jest to o tyle niezwykłe iż sam teren nie jest idealnie płaski…
Podsumowanie
Mimo, że Majowie zostali wyparci przez Aztektów, a przybysze widzieli tylko to co pokazali im Aztekowie, to wiemy całkiem sporo o tej kulturze. Miejsca takie jak Chichén Itzá czy Tulum są idealne do pogłębiania tej wiedzy i na własne oczy przekonania się jak wiele potrafili zrobić i jak niesamowitą wiedzą dysponowały społeczeństwa wieki temu.
Większość powyższych informacji pochodzi od naszego przewodnika, chociaż zdajemy sobie sprawę, że co przewodnik to inna historia ;)
Zapraszamy Was też do naszej galerii z Chichén Itzá:
Zobacz galerię wszystkich zdjęć z Chichén Itzá >>>
… a tutaj znajdziecie wszystkie wpisy o Meksyku.