Jak Meksyk to majowie i pozostałości po tej niezwykłej cywilizacji na półwyspie Jukatan. Wszyscy zapewne kojarzą słynną piramidę w Chichén Itzá – jeden z nowych cudów świata. My poznawanie tej cywilizacji rozpoczęliśmy od mniej znanego miejsca – Tulum, oddalonego zaledwie o kilkadziesiąt kilometrów od naszego hotelu.
W Meksyku spędziliśmy tydzień. Było to wystarczająco aby odpocząć i zobaczyć kilka mniej lub bardziej znanych miejsc, ale za mało, aby skorzystać z każdej atrakcji w okolicy. Lecieliśmy do Cancun i postanowiliśmy pozostać na półwyspie Jukatan. Obfituje on w tyle zabytkowych miejsc, atrakcji na świeżym powietrzu, parków rozrywki, możliwości rejsów na pobliskie wyspy, że spokojnie można by spędzić dwa tygodnie mając codziennie coś innego do zobaczenia i przeżycia.
Meksyk wpisujemy na listę krajów, w których nie zdecydowaliśmy się na wynajem samochodu. Nie mamy oporów, aby jeździć po nowych, nieznanych trasach, nie mamy problemu, aby się dogadać i wynająć samochód na miejscu, a jednak coś sprawiło, że ostatecznie wycofaliśmy się z pierwotnego planu podróżowania samochodem. Słowem kluczem jest tutaj BEZPIECZEŃSTWO. Generalnie jeżdżenie po Meksyku jest bezpieczne, dopóty dopóki nie spotka nas jakaś przykra niespodzianka. Naczytaliśmy się kilka historii i ostrzeżeń, że jako turyści to my będziemy osądzeni o przewinienie czy spowodowanie wypadku. Tak po prostu, z zasady.
Wyjątkowo więc nie rezerwowaliśmy samochodu z wyprzedzeniem, tylko postanowiliśmy zobaczyć na miejscu jak będą wyglądały ceny wycieczek i wynajmu samochodu. Jedno było pewne – pomimo, że hotel był rewelacyjny to nie zamierzaliśmy spędzić całego tygodnia w hotelu.
Długo zastanawialiśmy się co robić i gdzie pojechać. Z jednej strony bardzo, ale to bardzo kusiły nas miejsca archeologiczne ze wspomnianym słynnym nowym cudem świata na czele, ale z drugiej strony wiedzieliśmy, że całodniowa wycieczka z dzieckiem może być męczarnią zarówno dla nas jak i dla Oliwii. W okolicach jest również kilka parków jak Xel-Ha Park czy Xcaret Park, które wydają się fantastyczną opcją jeśli chodzi o obcowanie z naturą czy trochę adrenaliny. Również i tutaj mieliśmy wątpliwości czy jest to na pewno odpowiednia atrakcja dla niespełna dwulatki, bo dla dorosłych zabawa na pewno jest przednia.
Rozeznaliśmy się więc w ofertach biur podróży i lokalnych przewoźników. Porozmawialiśmy z kilkoma osobami, które spotkaliśmy w hotelu, poczytaliśmy i postanowiliśmy jednak pójść w opcję archeologiczną. Wybraliśmy ofertę hotelową, bo była najkorzystniejsza cenowo. Na pierwszy rzut wzięliśmy Tulum. Było nam tam najbliżej, wycieczka planowana była tylko na pół dnia, więc idealnie aby sprawdzić jak pójdzie nam przejazd autokarem, a potem zwiedzanie ruin miasta.
Koszt wycieczki – 35$/os. Cenna uwaga – w niektórych miejscach ta sama wycieczka kosztowała nawet 100$/os, więc warto rozeznać się w cenach aby nie przepłacać.
W tym tekście przeczytasz o:
Przejazd do Tulum
Startowaliśmy o 7.40 z hotelu. Mimo, że do Tulum mieliśmy całkiem blisko, bo tylko około 20 kilometrów od naszego hotelu, to na miejscu byliśmy dopiero około godziny 9 (po drodze zbieraliśmy pasażerów z innych hoteli). Trasa była krótka, ale przyjemna, bo mieliśmy na pokładzie przewodnika, który po angielsku i hiszpańsku opowiadał o historii i kulturze majów.
Kiedy dotarliśmy na miejsce i wysiedliśmy z autokaru, naszym oczom ukazały się pierwsze sklepy z pamiątkami, kramiki, bary i restauracje (w tym znane, amerykańskie sieciówki). Póki co większość leniwie budziła się do życia i szykowała na kolejny najazd turystów. Plusem było to, że na miejscu byliśmy jedną z pierwszych wycieczek. Kiedy wróciliśmy tutaj po zwiedzaniu parku archeologicznego, miejsce to tętniło życiem, było głośno, gwarno, co i rusz stały osoby w wymyślnych, trochę przerażających strojach oraz odbywały się różne przedstawienia i pokazy.
Z tego miejsca czekał nas jeszcze krótki marsz (około 600 metrów) do wejścia do części archeologicznej. My tą trasę bez problemu pokonaliśmy, chociaż w drodze powrotnej towarzyszyło nam dość mocne słońce i wysoka temperatura. Dla osób, które cenią wygodę kursują na tym odcinku busiki – ciężarówki, które mogą przewieźć turystów za drobną opłatą.
Zwiedzanie Tulum
Kiedy już nasza grupa przeszła przez bramki rozdzieliliśmy się na dwie podgrupy – hiszpańską i angielską. Był to czas kiedy słońce wzbijało się już coraz wyżej i z trudem można było znaleźć cień. Tam gdzie się udało znaleźć chociaż jego skrawek, stały mniejsze lub większe grupy zwiedzających. Najgorzej pod tym względem jest w okolicach głównych ruin, bo grup tych jest zdecydowanie więcej niż wysokich drzew. Na szczęście na terenie parku, w niedalekiej odległości od tych “topowych” miejsc, znajdziemy nawet zalesioną ścieżkę, która jest idealna, aby schować się przed słońcem.
Część zwiedzania z przewodnikiem trwała około 40 minut i pomimo najlepszych chęci i charyzmy oprowadzającego, była to męczarnia, głównie ze względu właśnie na pogodę. Z każdą minutą robiło się coraz cieplej, tłoczniej i głośniej. Staraliśmy się jak najwięcej usłyszeć z ciekawostek, które opowiadał przewodnik, ale często górę brało szukanie i chowanie się w cieniu (plus bieganie za Oliwią oczywiście ;-)). Ostatecznie staraliśmy się chociaż na zmianę zostawać z grupą, aby wyciągnąć możliwie najwięcej.
Chodziliśmy wokół ruin poszczególnych budynków zarówno wytyczonymi ścieżkami jak i po prostu po trawie (jest to dozwolone, jednak zabronione jest wchodzenie do budynków). Odległości pomiędzy nimi nie są duże, ale i tak w ciągu tych 40 minut nie dotarliśmy do każdej ruiny na terenie Tulum.
Na koniec przewidziany był czas wolny na terenie parku archeologicznego. Wykorzystaliśmy go, aby zejść na polecaną plażę i zażyć orzeźwiającej kąpieli w Morzu Karaibskim. Niestety, na plaży było jak na patelni, a na dodatek pełno na niej było wodorostów, które dryfowały również w wodzie i skutecznie zniechęcały do wchodzenia do morza. Pomimo, że pięknie położona, z górującym nad plażą El Castillo, to nie było nam dane zobaczyć ją w najlepszych warunkach.
Ci niezwykli Majowie…
Nie zapominajmy jednak, że nie po to się jedzie do Tulum aby taplać się w morzu. Na miejscu czeka nas wiele pozostałości po budynkach, które zasługują na znacznie większą uwagę niż plaża.
Cieszymy się, że mogliśmy być tam z przewodnikiem, bo wskazał nam wiele ciekawych elementów, opowiedział historię, przybliżył kulturę majów, przedstawił różne zdjęcia i grafiki działające na wyobraźnię. Coś obok czego przeszlibyśmy obojętnie okazuje się, że odgrywało olbrzymią rolę w kulturze, handlu czy nauce. Mimo, że obiekty są opisane i znajdziemy na terenie parku tabliczki informacyjne, to uznaliśmy jednak wyższość przewodnika. Wskazywał on różne elementy na budowlach: malunki, płaskorzeźby, np. wielopalczasta dłoń, czy maskę, których normalnie byśmy nie zauważyli.
Początki miasta sięgają prawdopodobnie IV w. n.e., które w czasach prekolumbijskich nazywało się Zama. Swoją drogą, było to pierwsze miasto majów na które trafili Hiszpanie w trakcie kolonizacji. Obszar otoczony był z trzech stron grubym na 6 metrów murem z dwiema wieżami strażniczymi. Z czwartej strony miasta strzegły wysokie na 12 metrów klify.
W czasach świetności mieszkały tu tysiące ludzi, a odległość od murów świadczyła o statusie (oczywiście wiele osób mieszkało poza murami miasta). Najważniejsze budynki to siedziby dygnitarzy, pałace, świątynie itp. Zaskakujący jest fakt, że mieszkający tutaj ludzie byli wyżsi od przeciętnych mieszkańców półwyspu. Dowiedzieliśmy się również o dość przerażających praktykach zniekształcania głów – powszechnym było wydłużanie lub poszerzanie czaszek.
Skupmy się jednak na osiągnięciach Majów. O niesamowitej wiedzy Majów na temat astronomii można dużo przeczytać, ale dopiero jak się wejdzie na teren miasta i na własne oczy zobaczy jak szczegółowe wyliczenia były robione w trakcie budowy obiektów, to nabiera się jeszcze większego szacunku do tej cywilizacji. Ich obserwacje nieba musiały trwać wiele, wiele lat, aby dojść do wniosków, które później zostały wykorzystane w trakcie projektowania budowli, nie tylko w Tulum.
Jednym z takich przykładów jest ukazanie gdzie konkretnie kierują się promienie słoneczne w dniu równonocy wiosennej, przez konkretny przesmyk w Świątyni Zstępującego Boga (Templo del Dios Descendente). Na górze budowli przedstawiony jest bóg skierowany głową w dół – to właśnie niemalże przez niego wpadają promienie słońca o których mowa powyżej. Jest kilka teorii co do przedstawienia boga w ten, a nie w inny sposób. Jedna z nich mówi, że symbolizuje zachodzące słońce, a inna, że nurkującego człowieka.
W drugiej, najwyższej budowli na terenie parku – Wieży Strażniczej (El Castillo) promienie słońca wpadają przez przesmyk w dzień równonocy jesiennej i oświetlają kolejny, konkretny punkt na terenie miasta. El Castillo był również latarnią dla żeglarzy, która informowała ich, że mają już wracać do domu.
Poza najsłynniejszą i najbardziej imponującą budowlą, czyli El Castillo, na terenie Tulum znajdują się liczne inne ruiny. Do najważniejszych zalicza się: Świątynię Fresków (Templo de los Frescos), Dom Kolumn (Casa de las Columnas), Dom Cenoty (Casa del Cenote) czy Pałac (El Palacio).
Czy warto odwiedzić Tulum?
Była to niezwykle kształcąca wycieczka. Dowiedzieliśmy się wiele ciekawych rzeczy na temat Meksyku, kultury i historii Majów. Mimo niesamowitego skwaru udało się przetrwać i nie spalić na raka. Po powrocie do hotelu podjęliśmy decyzję: nie wracamy do Polski bez zobaczenia na żywo Chichén Itzá! :)
Zapraszamy Was też do naszej galerii z Tulum:
Zobacz galerię wszystkich zdjęć z Tulum >>>
…oraz wersji filmowej tej fotorelacji :)