Był to kolejny wyjazd, kiedy rodzina łapała się za głowę na nasz pomysł, a znajomi pytali czy nie boimy się jechać z dzieckiem do Meksyku. Nie, nie baliśmy się, bo kluczem do sukcesu jest dobre planowanie.
Meksyk jako kraj uchodzi za niebezpieczny kierunek. Tego dowiedzieliśmy się od wielu osób, które na pytanie “to gdzie teraz?” usłyszały, że do Meksyku. Na szczęście półwysep Jukatan to nie Mexico City. Region, który coraz bardziej stawia na turystykę nie może sobie pozwolić na to, aby turyście spadł włos z głowy.
Uznaliśmy, że będzie to dobry kierunek na podróż z dzieckiem pod kilkoma warunkami:
- wybieramy dogodne połączenie lotnicze,
- brak konieczności dodatkowych szczepień i ryzyka chorób egzotycznych,
- nie przemieszczamy się po całym Meksyku, a jedynie po półwyspie Jukatan,
- rezerwujemy hotel, który jest przyjazny rodzinom z dziećmi,
- nie wybieramy się do dżungli z maczetą :)
- CHCEMY zobaczyć Chichén Itzá, ale nie za wszelką cenę,
- i nie zamierzamy spędzić całego pobytu przy hotelowym basenie.
Czy udało nam się spełnić te kilka warunków w praktyce? Jak wyglądał nasz pobyt na miejscu z prawie dwulatką?
W tym tekście przeczytasz o:
Przygotowania do wyjazdu
Podróżowanie z Oliwią już weszło nam na tyle w krew, że poza konsultacją z lekarzem nie czynimy większych przygotowań poza pakowaniem i wykupieniem ubezpieczenia :)
Jeśli chodzi o szczepienia, to do Meksyku nie są wymagane żadne dodatkowe szczepienia, ale zalecane jest WZW typu A i dur brzuszny – również dla dorosłych (przy założeniu, że zarówno dorośli jak i dziecko byli szczepieni na WZW typu B, DTP i MMR)! Warto tutaj zorientować się dużo wcześniej, bo np. WZW A podaje się w dwóch dawkach w kilku miesięcznych odstępach czasowych, więc trzeba wziąć to pod uwagę planując wyjazd.
Po więcej szczegółów dotyczących samych szczepień, odstępów pomiędzy dawkami i kogo można zaszczepić odsyłamy do lekarza.
W ramach przygotowań warto też zawczasu kupić odpowiednie ubranka do Meksyku oraz coś na komary. Dlaczego o tym wspominam? W sklepach ciężko szukać sandałków pod koniec lutego, więc najlepiej zrobić to online, a tu dobrze wziąć sobie jakiś zapas na ewentualny zwrot/wymianę ubrań i obuwia. Również może być problem z dostaniem w sklepach stacjonarnych czegoś na komary (choć podczas naszego pobytu widzieliśmy jedynie pojedyncze komary).
Podróż do Meksyku
O locie samolotem do Meksyku napisaliśmy osobny wpis, więc tutaj wrzucamy tylko kilka najważniejszych informacji.
Skorzystaliśmy z bezpośredniego połączenia czarterowego z Warszawy do Cancun. Lot bez międzylądowań, całe 12 godzin w powietrzu. Mimo, że był to czarter to na pokładzie dostaliśmy w cenie biletu posiłek, ale niestety nie dla niemowlaka. Dobrze, że mieliśmy ze sobą sporo jedzenia, bo zostalibyśmy ze skromnymi porcjami do podziału.
Oliwia miała mniej niż dwa lata, więc płaciliśmy tylko za dwójkę dorosłych (tak, jest to możliwe w czarterach o czym pisał Paweł we wpisie “Lot samolotem „za darmo”, czyli z dzieckiem do lat 2“), ale warunek jest taki, że dziecko musi siedzieć na kolanach rodziców. Oczywiście w teorii, bo w praktyce niemożliwym jest, aby biegająca dwulatka usiedziała w miejscu, więc trzeba zadbać o inne rozrywki w samolocie :)
W Dreamlinerze kołyski są bodajże do 10 lub 12 kilogramów, wiec z nich zrezygnowaliśmy. Teraz, po kilku innych podróżach wiemy, że ten limit w innych liniach jest znacząco większy (nawet 18kg!), a dzieci nawet starsze do kołyski chętnie wskoczą ;)
Hotel w Meksyku
W hotelu spotkał nas największy zawód podczas całego wyjazdu (a dokładniej to dwa). Ale zacznijmy od początku jak wyglądał cały proces rezerwacji hotelu.
Lot kupiliśmy w ofercie last minute i sami do końca nie wiedzieliśmy kiedy dokładnie będziemy lecieć. Nie mogliśmy więc pozwolić sobie na rezerwację hotelu z dużym wyprzedzeniem, co pewnie wyszłoby taniej.
Odrzuciliśmy również możliwość zakupienia całego pakietu wakacyjnego, bo korzystniej cenowo wychodziło kupić sam lot, a z hotelem pokombinować i… kupić przez niemieckie biuro podróży ;)
Zależało nam na hotelu przyjaznym dzieciom, z różnymi atrakcjami, zjeżdżalniami, placem zabaw i brodzikami. Wybraliśmy sobie ten z sieci Gran Bahia, bo mieliśmy dobre doświadczenia po Dominikanie. Ten wybrany przez nas miał klubik dla dzieci, wodne atrakcje, płytkie baseny, piękną plażę (przynajmniej na zdjęciach) …czyli w sam raz coś dla nas :)
Pierwszego dnia od razu poszliśmy na basen z wodnymi atrakcjami dla najmłodszych, a Oliwia nim się spostrzegliśmy już była na górze i szykowała się do zjazdów. W tej całej ekscytacji i pośpiechu nie spostrzegliśmy tabliczki, która mówiła o tym, że wodne atrakcje są tylko dla dzieci od 3 lat! Szybko nas o tym uświadomił ratownik i na nic zdały się błagania rodziców, że będą zjeżdżać z dzieckiem. Pozostało nam korzystać z miniaturowych zjeżdżalni, które w żaden sposób nie były atrakcyjne. Niestety przez resztę wyjazdu basen ze zjeżdżalniami omijaliśmy szerokim łukiem :( Na szczęście na terenie hotelu były inne baseny, również brodziki w których mogliśmy już swobodnie taplać się we trójkę.
Chodziliśmy również na plażę, która była drugim rozczarowaniem. Piasek był bajeczny, ale ilość wodorostów na plaży i w wodzie, częściowo kamieniste dno i odstraszające falochrony zniechęcały do plażowania. Na szczęście sam piach był świetną rozrywką zajmującą nawet na kilka(!) minut ;-)
Wspomnieliśmy o klubiku dla dzieci i placach zabaw. Prawda jest tak, że nigdy tam nie dotarliśmy ;) W ciągu dnia, albo robiliśmy sobie wycieczki, albo siedzieliśmy w wodzie, albo spacerowaliśmy. Wieczorami byliśmy już zbyt zmęczeni aby chodzić jeszcze na place zabaw czy uczestniczyć w aktywnościach dla dzieci.
Jeśli chodzi o pozostałe aspekty, to trzeba przyznać, że hotel spełnił oczekiwania. W restauracjach, gdzie znajdował się bufet były specjalne stoły z jedzeniem dla dzieci z plastikowymi naczyniami. Były one obniżone, więc dzieci same mogły sobie wybierać co chcą zjeść (w tym bufecie dominowały jednak te mniej zdrowe przekąski). Wszędzie były krzesełka dla dzieci – za każdym razem myte i podawane przez obsługę!
Na terenie hotelu jeździły meleksy, które stanowiły frajdę samą w sobie dla najmłodszych :)
Dojazd z lotniska i poruszanie się na miejscu
Wyjątkowo podczas tego pobytu nie wynajmowaliśmy samochodu. Wiemy, że wiele osób tak robi, ale nas zniechęciły ostrzeżenia i historie o zrzucaniu winy na obcokrajowca, problemy z komunikacją w języku angielskim itp. Nie mieliśmy ciśnienia aby zjechać cały półwysep wzdłuż i wszerz więc postanowiliśmy na miejscu zobaczyć co uda się zorganizować.
Jak więc podróżowaliśmy? Busami i autokarami. Z lotniska wzięliśmy droższy transport, bo zależało nam na foteliku samochodowym dla Oliwii. Dużo droższym. Zarówno fotelik jak i cały pojazd pozostawiał wiele do życzenia, ale przynajmniej w miarę sprawnie dostaliśmy się do hotelu jak i później na lotnisko.
Jeżdżąc po Jukatanie wybieraliśmy wycieczki z lokalnego biura podróży i jeździliśmy autokarami lub busami. Nigdy nie były one pełne w 100% więc bez problemu mogliśmy się przesiąść na wolne miejsca i mieliśmy dla siebie sporo przestrzeni.
Co robić na miejscu?
Czy jest sens lecieć do Meksyku aby siedzieć w hotelu? Zdecydowanie nie! Czy jest sens z dzieckiem narzucić sobie wysokie tempo aby zobaczyć jak najwięcej? Praktyka pokazuje, że odpowiedź i na to pytanie jest przecząca.
Zależało nam na kilku miejscach, ale wiedzieliśmy, że nie wszędzie uda nam się dotrzeć. Przede wszystkim najważniejsze było, abyśmy wszyscy we trójkę się nie umęczyli. Czy są jakieś atrakcje typowe dla dzieci? Jak najbardziej, ale raczej dla tych starszych. Na terenie półwyspu znajduje się wiele ciekawych parków o których pisaliśmy w tym wpisie. Jest mnóstwo wodnych atrakcji, miejsc do obcowania z naturą i wiele edukacyjnych zajęć.
My pojechaliśmy do Tulum, które było całkiem blisko, aby sprawdzić jak pójdzie nam przejazd autokarem i zwiedzanie ruin. Nie ukrywajmy, nie jest to najciekawsza atrakcja dla dziecka. Tuż przed wejściem na teren parku archeologicznego, w licznych sklepach było o wiele więcej ciekawych atrakcji niż samo chodzenie wśród ruin z przewodnikiem. Nie dopisała nam pogoda, bo było strasznie gorąco i przez cały czas skupialiśmy się na szukaniu cienia.
Liczyliśmy za to na chwilę wytchnienia na plaży przy Tulum ale i to nie wyszło tak jak chcieliśmy, bo mimo, że zabraliśmy cały plażowy osprzęt ze sobą, to było wietrznie, słońce grzało i ponownie powitały nas liczne wodorosty…
Byliśmy również w Chichén Itzá i tutaj wycieczkę oceniamy bardzo na plus. Mimo, że droga autokarem była długa, to Oliwia spała w najlepsze. Na miejscu było chłodniej niż w Tulum, słońce nie grzało tak bardzo, więc klimat sprzyjał chodzeniu pomiędzy ruinami. No i najciekawszą atrakcją były wszechobecne kamyczki, które można zbierać, rzucać i przekładać… :)
Ciekawe są również cenoty, ale trzeba dobrze trafić. Tam gdzie my byliśmy było łatwo o poślizgnięcie czy upadek na schodach. Są takie, gdzie przygotowane są specjalne platformy do brodzenia oraz dostępne kamizelki do pływania.
Podsumowanie
Jak mogliście przeczytać powyżej, nie wszystko poszło po naszej myśli. Cieszymy się jednak, że udało nam się kilka razy wyrwać z hotelu i zobaczyć najciekawsze miejsca na półwyspie.
Trafiliśmy na wiek, kiedy Oliwia jest jeszcze za mała na wiele atrakcji a za duża na to aby spokojnie siedzieć w wózku czy nosidle. Chce chodzić, poznawać, wszystkiego dotykać i próbować. I trzeba się z tym liczyć podczas planowania wakacji z dzieckiem. Podejść na luzie, z nadzieją, że może jednak rodzice też przy okazji coś zobaczą :)
Polecamy Wam również nasze inne wpisy o podróżowaniu z dzieckiem >>