To miała być wyjątkowa Wigilia – z najbliższą rodziną, wyjątkowo poza granicami naszego kraju. Znaleźliśmy sobie piękny, drewniany, stylowy domek na Teneryfie, gdzie wszyscy razem około godziny 18.00 mieliśmy zasiąść do uroczystej wieczerzy.
Wałówka z Polski przywieziona, świeże zakupy zrobione, atrakcje na Teneryfie od rana również zaplanowane… co mogło pójść nie tak?
Niestety w naszych planach namieszali bezduszni złodzieje, którzy bez względu na dzień i porę korzystają ze świątecznych nastrojów i nieostrożności turystów. Tak! Nawet na względnie bezpiecznych Kanarach…
Opowieść tą zamieszczamy ku przestrodze, aby być czujnym jednak zawsze i wszędzie.
W tym tekście przeczytasz o:
Jak to się zaczęło?
Jak wspomnieliśmy we wcześniejszym wpisie, nasza Wigilia była wyjątkowa również ze względu na nasze plany poranne – wejście na Teide. To było jedyne miejsce na Kanarach, gdzie można zobaczyć choć namiastkę śniegu ;)
Ale nie wchodziliśmy tylko dla śniegu, wchodziliśmy dla widoków, wrażeń, pokonywania własnych słabości. Tym większa była euforia, która ustępowała miejsca zmęczeniu, kiedy już powoli schodziliśmy i zjeżdżaliśmy na dół. Korzystając z okazji postanowiliśmy zwiedzić tereny krateru i zatrzymywać się na pobliskich punktach widokowych.
Pogoda była wyśmienita, przejrzystość super. Cały krater jak i sam szczyt Teide były widoczne, zero chmur na niebie, wiatr słaby, co przyciągnęło jeszcze więcej turystów, bo kolejka na szczyt wyjątkowo działała. Wagoniki były pełne ludzi, a żeby kupić bilet trzeba się było sporo nastać w kolejce do kolejki :)
Również na drodze był duży ruch, a na punktach widokowych brakowało miejsc parkingowych. Oczywiście zdecydowana większość aut to samochody z wypożyczalni i spora cześć z nich jednej marki, a nawet modelu, co będzie miało duże znaczenie w dalszej części opowieści :)
Wszystko to już widzieliśmy, ale zza szyb autokaru. Teraz mieliśmy okazję zatrzymywać się gdzie tylko mieliśmy ochotę i na jak długo chcieliśmy. Fantastyczne formy skalne, zastygnięta lawa i wielobarwna ziemia sprawiały, że można się było tu poczuć jak na innej planecie (wiele osób porównuje krajobraz Teide do widoków księżycowych).
Dopiero widoki z góry pokazują jak olbrzymi jest to teren, pomimo to i tak warto przyjechać w ten rejon, nawet jeśli kolejka nie działa lub nie zamierzacie wchodzić na szczyt.
Niebezpieczne punkty widokowe
Punkty widokowe są mniej lub bardziej oficjalne :) Z założenia można się zatrzymywać jedynie w miejscach oznaczonych, ale w praktyce samochody zatrzymywały się często po prostu przy drodze.
Na większości z punktów widokowych znajdują się tablice informacyjne, że teren parku jest monitorowany, że nie można zabierać ze sobą żadnych kamieni, ale również że należy zachować ostrożność i nie zostawiać cennych rzeczy w samochodzie.
Dodam, że nie należy zostawiać ŻADNYCH rzeczy, albo w ogóle nie należy odchodzić od samochodu ;)
Jeden parking szczególnie zapadł nam w pamięć – jest to punkt, od którego trzeba kawałek się oddalić, aby podejść do najlepszego miejsca z widokiem na cały krater. Postanowiliśmy, że wszyscy pójdziemy, więc zamknęliśmy standardowo auto i oddaliliśmy się.
Koło nas stały dokładnie 3 takie same samochody (marka, model, kolor). Po powrocie zorientowaliśmy się, że ktoś ukradł rzeczy z samochodu – część była wyjęta z toreb, które z jakiś powodów złodzieje zostawili, a niektóre plecaki czy torby zabrali z całą zawartością.
Ukradli zarówno pieniądze, karty, sprzęt jak i rzecz mniej wartościowe np. ubrania, notesy, kosmetyki etc.
Co ciekawe, nie ukradli telefonu, który został na wierzchu przyczepiony jako nawigacja (może był zbyt bardzo na widoku?), a na samochodzie nie było widać żadnych śladów włamania. Generalnie akcja błysk, skoordynowana, w której udział brało wiele osób, bo musieli nas obserwować gdzie jesteśmy i kiedy wracamy.
Zapewne zbyt szybko wróciliśmy i w pośpiechu zabrali plecaki i torby, zamiast je przeszukiwać.
Szczęście w nieszczęściu było takie, że nie zabrali żadnych dokumentów, tym bardziej, że jedna osoba z naszej ekipy miała kupiony lot powrotny na następny dzień. Zamek w samochodzie również nie był popsuty, nie było żadnych śladów włamania – w innym wypadku pewnie czekałoby nas sporo papierkowej roboty w wypożyczalni.
Formalności po kradzieży
Niestety, bez formalności się nie obeszło, a ponieważ mieliśmy wykupione ubezpieczenie od kradzieży całość trzeba było zgłosić na policję.
Robiło się już późno, byliśmy cały czas na górze, a słońce zaczęło już zachodzić. Niestety, nic z zachodu nie pamiętamy, bo ważniejsze dla nas było skontaktować się z ubezpieczycielem, bankami oraz znaleźć najbliższy posterunek policji.
Tak więc czekała nas wycieczka do La Laguny. Około godziny 19 byliśmy w mieście i szukaliśmy komisariatu policji, modląc się tylko aby ktoś u nich mówił po angielsku ;-) Znalazł się na szczęście jeden śmiałek, który łamaną angielszczyzną wyjaśnił nam procedury jak złożyć taką sprawę. Poinformował nas też, że nie jesteśmy jedynymi okadzonymi w dokładnie tym miejscu, dokładnie w ten sam sposób…
Początkowo mieliśmy każde z osobna dzwonić z komisariatu pod wskazany numer telefonu i składać zeznania, ale ponieważ nie każdy mówił po angielsku, to przekonaliśmy ich do złożenia wyjaśnień w formie papierowej. Oczywiście problem pojawił się, kiedy okazało się, że nie ma formularzy po angielsku, więc musieliśmy trochę czekać, aż ktoś im je dostarczył.
Koniec końców, każdy z nas musiał wypełnić 6-stronicowy formularz opisujący całe zdarzenie wraz ze wszystkimi skradzionymi przedmiotami i ich wartością.
Po kilku godzinach spędzonych na komisariacie w małym pomieszczeniu, byliśmy już naprawdę zmęczeni i głodni, a myślami każdy już był przy stole wigilijnym. W końcu niektórzy z nas rozpoczęli dzień o 4-5 rano i byli na prawie 4.000 m.n.p.m, a dzień się ciągnął i ciągnął…
Nie zaproponowano nam nawet nic do picia, a i nasze zapasy już się skończyły. Sklepy w okolicy zamknięte, więc chcieliśmy tylko jak najszybciej opuścić to miejsce. Choć cała ta sytuacja była beznadziejna, to zaczęło nam wszystkim odbijać, żarty się nas trzymały, a dobre humory dopisywały :)
Generalnie, Panowie policjanci musieli pomyśleć, że wesoła grupa z Polski wcale się nie przejmuje kradzieżą, a nam po prostu już było wszystko jedno. W końcu nie ma to jak Wigilia na komisariacie :)
Po kolejnej pół godzinie dostaliśmy kopie wszystkich raportów i mogliśmy wracać do domu. Około 23.00 weszliśmy do naszej hacjendy i zaczęliśmy przygotowania do wieczerzy, poczynając od barszczyku, a na karpiu kończąc i wierzcie nam, chyba jeszcze nigdy tak nie było, aby wszyscy aż tak dużo zjedli ze świątecznego stołu :)
Kolacja trwała bardzo długo, humory dopisywały, a całą historię będziemy jeszcze wspominać przez lata :)
Kwestia ubezpieczenia…
Niestety, po powrocie do Polski, kiedy zaczęliśmy załatwiać formalności z ubezpieczycielem. W skrócie opisując sprawę okazało się, że po pierwsze, chcą potwierdzenia zakupu wszystkich skradzionych rzeczy lub rzetelnej wyceny. To jesteśmy jeszcze w stanie zrozumieć.
Jednak koniec końców dostaliśmy pismo, że i tak nie mamy podstaw do roszczeń, bo samochód nie stał na strzeżonym parkingu! To my dziękujemy za takie ubezpieczenie! Wykupione wcześniej również z opcją od kradzieży bagażu… A cała sprawa ciągnęła się aż do kwietnia, bo przecież nie mogli od razu odpisać, że ubezpieczenie nie przysługuje :(
Pomimo to, uważamy ten dzień za niezwykle udany i sympatycznie spędzony w gronie rodziny. Pomimo aspektu przymuszonej wycieczki na komisariat policji humory na szczęście nam dopisywały. Jednak nie życzymy Wam takich przeżyć na żadnym z Waszych wyjazdów :)
>> Polecamy też Wam nasz wpis z podsumowaniem wszystkich wiadomości praktycznych o Teneryfie :)