O kompletowaniu wyprawki dla maluszka znajdziecie dziesiątki artykułów w internecie. A my ograniczymy się tylko do kilku elementów wyprawki, które sprawdziły nam się na początku wspólnej drogi we czwórkę, a przy okazji idealnie nadają się w podróż.
Przy pierwszym dziecku ciężko jest skompletować wyprawkę. Zewsząd atakują nas reklamy, zalecenia i porady, co koniecznie powinno znaleźć się w naszym nowym życiu, aby wyglądało one rodem z najpiękniejszych zdjęć z Instagrama, ukazujących piękne, bezproblemowe macierzyństwo (znacie to? uśmiechnięte dzieci i mamy, kawa przy książce, wokół wszystko posprzątane, codziennie wymyślny obiad..). Do tego najlepiej, aby wszystko było designerskie, drewniane, ekologiczne…
Przy drugim dziecku jest zdecydowanie łatwiej, bo prawdziwe życie już raz zweryfikowało, co naprawdę warto kupić i co jest niezbędne (a poza tym większość rzeczy już mamy!). Oczywiście każde dziecko jest inne i coś co sprawdziło się przy pierwszym nie zawsze zda egzamin przy drugim, ale dotyczy to niewielu aspektów niemowlęcego życia.
Pisaliśmy już o tym, co okazało się u nas zupełnie zbędne tutaj. A dzisiaj, przychodzimy do Was z nowymi wskazówkami, tym razem, co u nas sprawdziło się na początku drogi z drugim dzidziusiem na pokładzie. I może Was czekać tutaj kilka niespodzianek, bo znajdziecie pewnie kilka sprzeczności z tym, co pisaliśmy we wspomnianym wpisie i tym co polecaliśmy wcześniej, ale tak jak wspomnieliśmy, co dziecko to inne potrzeby, a i my inaczej już podchodzimy do pewnych aspektów.
Oczywiście skupiamy się na rzeczach, które przydają się w podróży, ale korzystamy z nich również w codziennym życiu. I tak, część z nich dostaliśmy za darmo do testowania, część kupiliśmy, a część zrobiliśmy sami i kosztowało nas to grosze! Niemniej jednak wybraliśmy tylko to, co na prawdę jest przydatne i godne polecenia.
W tym tekście przeczytasz o:
Torba Lassig
No i właśnie – to jest jedna z tych sprzeczności o których napisaliśmy powyżej ;) We wcześniejszym wpisie odradzaliśmy zakup torby, czy torbo-plecaka, ale tylko krowa nie zmienia zdania. Otóż okazuje się, że przy dwójce jednak przydaje się uniwersalność :)
Jak do tego doszliśmy? Zaczęło się od zakupu dostawki do wózka (oczywiście w pandy!), a ponieważ sprawdziła się super kupiliśmy też dostawkę do naszego wózka Yoyo. Niestety przy dostawce już żadna torba wózkowa nie ma racji bytu więc pojawia się pytanie, co zrobić z dość dużą torbą, która nie zawsze mieści się do wózkowego kosza. Z pomocą przychodzi właśnie torba o której piszemy poniżej.
W codziennym życiu możemy ją mieć na rączce wózka, a kiedy tylko Oliwia zachce jechać na dostawce, to robimy z niej plecak. Zresztą jest wiele innych sytuacji, kiedy przydaje się takie rozwiązanie – chociażby wtedy kiedy musimy gdzieś zostawić wózek, pokonać jakieś schody, czy nawet przy noszeniu w chuście i nosidle, plecak jest o niebo wygodniejszy niż torba.
Torba, z której korzystamy od niedawna jest firmy Lassig i jest to właściwie torbo-plecak, chociaż nie jesteśmy w stanie ocenić czy częściej nosimy jako torbę czy plecak. I okazuje się, że jest to świetne rozwiązanie, szczególnie przy dwójce dzieci. Jesteśmy w stanie spakować się wszyscy (całą czwórkę!) do tej jednej torby, którą wieszamy na wózku, a jak jest potrzeba to nosimy na plecach (kolor i krój jest na tyle uniwersalny, że każdy może nosić). Uniwersalny jest również pod kątem stylu – pasuje zarówno do sportowego stroju jak i eleganckiego (to bardziej w życiu codziennym niż w podróży ;) ).
Torbo-plecak Lassig jest dość wytrzymały, można spakować do środka bardzo dużo rzeczy, a ani ramiona, ani pasek nie ścierają się i nie odkształcają (użytkujemy krótko, ale bardzo intensywnie). Przeżył już z nami dużo piachu, trochę deszczu i jest cały i zdrowy.
W torbie, w zestawie znajduje się pokrowiec na butelki, mata do przewijania, organizer na drobiazgi czy słoiczki, który można wypiąć oraz mała kosmetyczka. Do tego dostajemy długi pasek i zaczepy do wózka.
Póki co sprawdza nam się super :) W końcu przestaliśmy wiecznie przepakowywać rzeczy dziecięce z toreb do plecaków i na odwrót. Po prostu mamy jedną torbę którą bierzemy ze sobą zawsze i wszędzie.
Więcej o torbie możecie poczytać na stronie producenta. Do kupienia np. tutaj.
Przytulanki
Szczerze mówiąc, to można odpuścić sobie kupowanie maskotek i przytulanek na sam początek. Serio, to nie jest potrzebne, dziecko i tak mało widzi (na początku dzieci widzą tylko mocne kontrasty, a najlepiej sprawdzą się biało-czarne elementy, ale o tym poniżej), a co dopiero mówić o zabawie. Co więcej, nie złapie nic w rączki, nie pobawi się, ale jest jeden aspekt który można wziąć pod uwagę, jeśli chcemy już koniecznie coś kupić – zapach mamy. Małe dzieci mają o wiele bardziej wyostrzony zmysł węchu niż wzroku i taka przytulanka czy maskotka bardziej uspokoi jeśli będzie pachniała mamą :)
Postanowiliśmy więc sprawdzić czy ten patent zadziała.
Pojawienie się maluszka to wielka zmiana w życiu rodziny. Również dla starszego rodzeństwa. Od początku przygotowaliśmy Oliwię na małego dzidziusia, który miał się pojawić niedługo w domu. Chcieliśmy, aby starsza siostra dała maluszkowi jakiś prezent, a nie chcieliśmy kolejnego pluszaka czy grzechotki. Pomyśleliśmy więc o takiej małej przytulance, która nie zajmuje dużo miejsca, a przy tym ma kontrastowe barwy.
Wybraliśmy wspólnie króliczka firmy SIGIKID . Przytulanka jest bardzo miła w dotyku i nie ma w środku szeleszczących materiałów (nas irytuje ten dźwięk). Do tego ma kontrastowe biało-czerwone paski, na których można zawiesić oko. Nam się podoba, a Filip coraz chętniej “podąża w jej stronę” ;)
I na tym skończyliśmy kompletowanie zabawek dla naszego Juniora. Sporo już dostaliśmy od rodziny i znajomych, sporo mamy po Oliwce… a i tak uważamy, że jest tego dużo za dużo :)
Króliczka przytulankę ze zdjęć możecie kupić tutaj.
Otulanie
Przytulanki są też do spania, a jak spanie to i otulanie. I tu zagwozdka – otulać dziecko czy nie? W internecie znajdziemy różne określenia: otulanie, zawijanie, swaddling, spowijanie… chodzi w tym wszystkim o to, aby dość mocno owijać maleństwo przez pierwsze kilka tygodni życia. Jest to bardzo powszechne, dzieci zaraz po porodach są owijane często przez personel medyczny – ma to im pomóc w adaptacji do nowych warunków życia, uspokoić, a podobno pomaga też to na kolki.
U Oliwii sprawdzało się bardzo. Otulanie pomagało i uspokajało, chociaż nigdy nie narzekaliśmy na noce pełne płaczu. Jakoś nauczono nas tego w szkole rodzenia, potem w szpitalu i dalej szło całkiem dobrze. Do otulania używaliśmy cienkich kocyków oraz dużych tetr bambusowych.
Za drugim razem również nastawiliśmy się na otulanie i tym razem postanowiliśmy przetestować otulacz GRO Company i okazało się, że Filip wcale nie przepada za otulaniem ;) Na szczęście nic straconego, bo otulacz jest uniwersalny i ma również funkcję śpiworka – na ramionach ma zatrzaski, które odpinamy i wyciągamy przez nie rączki. U nas w tej opcji sprawdził się o wiele bardziej. Otulacz ten jest również prostszy i szybszy niż korzystanie z kocyków i tetr. Jeśli więc chcecie kupić coś do otulania to możemy Wam polecić firmę GRO Company, bo nawet jeśli nie sprawdzi się jako otulacz, to skorzystacie ze śpiworka ;)
A, na otulaczach są ograniczenia wagowe i nasz jest do 5,5 kg, ale nadal korzystamy ze śpiworka, mimo że ta waga już daleko za nami ;)
Więcej o otulaczu do poczytania na stronie grocompany.pl, a chętnych do zakupu odsyłamy np. tutaj.
Kontrasty
Wszystko co kontrastowe sprawdza się super! Mamy specjalne kontrastowe książeczki i karty, które coraz częściej rozkładamy wokół i pokazujemy je Filipowi. Są świetne, wytrzymałe i kompaktowe więc można zabrać je w drogę.
Swego czasu szukaliśmy również karuzeli do łóżeczka, która zainteresuje maluszka już od pierwszych miesięcy, a ponieważ nic takiego nie znaleźliśmy, to sami zrobiliśmy wersję czarno-białą. Wystarczyło kupić używaną karuzelę na OLX, odciąć piękne misie w neutralnych kolorach i zamiast tego przyczepić przygotowane wcześniej kawałki filcu. Efekt zobaczcie sami:
Czy da się to zabrać w podróż? Jeśli jedziecie samochodem to tak, a nawet jeśli nie to warto tak zamontować kwadraty, aby można je było łatwo odwiązać i zaczepić np. na ramie fotelika samochodowego lub przy wózku. My używamy zwykłych wstążeczek, trzeba jedynie uważać, aby nie wiązać zbyt mocnych supłów :D
Higiena i zdrowie
Kompletowanie akcesoriów do higieny może być udręką ;-) My na szczęście większość rzeczy mamy w domu, wystarczyło ich porządne wyczyszczenie.
Jeśli jednak chcecie skompletować łatwo taki zestaw to z pomocą przychodzą gotowe kosmetyczki z akcesoriami do pielęgnacji maluszków. Nas urzekła szczególnie firma Beaba, bo ma kosmetyczkę idealną dla rodzin podróżujących, czyli taką z haczykiem, którą można wszędzie zawiesić… niby banał, ale wierzcie nam, ciągle brakuje miejsc w łazienkach hotelowych, aby rozłożyć kosmetyki (a już szczególnie w przypadku czteroosobowej rodziny ;) ). Do tego bezpieczniejsze jest zawieszenie kosmetyczki wyżej, poza zasięgiem małych rączek.
Jeszcze zanim pojawiły się dzieci kupiliśmy dla nas rozkładaną, wiszącą kosmetyczkę, która była mocno przeceniona. Kwiatowy wzór nas zupełnie nie przekonywał, ale chodziło o coś praktycznego. I tak oto została z nami do dzisiaj i zawsze zabieramy ją w podróż.
Ta którą pokazujemy jest dobrym uzupełnieniem, bo ma specjalne gumki na drobne akcesoria (np. nożyczki, cążki, termometr), więc idzie wszystko utrzymać w porządku. W zestawie są m.in. termometry (do ciała i do wody), pilniczek, nożyczki, szczoteczka, nakładka na palec do mycia zębów, ale nie ukrywajmy, nie trzeba wszystkiego brać ze sobą w podróż ;-) W zestawie mamy więc wszystko co potrzebne do higieny, a do tego praktyczną kosmetyczkę.
Zatrzymajmy się na chwilę przy aspiratorze do małego noska. Pokazywaliśmy go niedawno na naszym stories i kilka osób było nim bardzo zainteresowanych, więc śpieszymy z informacjami. Jest on również firmy Beaba i mieści się w kosmetyczce.
W początkach naszych podróży z dzieckiem braliśmy ze sobą słynną gruchę (na wszelki wypadek), ale wiadomo jaka jest jej skuteczność ;) Była ok, dopóki nie przyszedł pierwszy porządny katar i kupiliśmy słynny Katarek podłączany do odkurzacza. Dawał radę, ale nie oszukujmy się, nie jest to dobre rozwiązanie w podróż. Już nawet nie chodzi o kombinowanie z odkurzaczem, ale nawet czyszczenie. Elektryczny aspirator Beaba jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem w podróż. Moc ma naprawdę porządną, jest mniej elementów do czyszczenia, a w zestawie jest kilka końcówek więc przyda się również dla starszaka.
Póki co sprawdza się u nas super i polecamy!
Więcej o produktach Beaba możecie poczytać na stronie producenta: Beaba.pl
Aspirator do kupienia jest np. tutaj, a kosmetyczkę tutaj.
Gondolka do wózka
Nasz mały i poręczny wózek już wielokrotnie wychwalaliśmy pod niebiosa. Babyzen Yoyo to idealny wózek dla podróżujących rodziców, bo zajmuje mało miejsca, mieści się jako wózek podręczny, jest wytrzymały, a jak na swoje rozmiary ma całkiem spory kosz. Mieliśmy go do tej pory w wersji spacerówki, czyli dla dzieci już samodzielnie siadających.
Kiedy wiedzieliśmy już, że na świecie pojawi się kolejny mały podróżnik zaczęliśmy się zastanawiać jak my się zorganizujemy, jak będziemy podróżować, bo przecież z dwoma wózkami będzie ciężko.
No i wymyśliliśmy: kupiliśmy gondolkę i dostawkę do Yoyo :) Trafiliśmy akurat na promocję w sklepie online Empiku i kupiliśmy od razu cały zestaw z założeniem, że zarówno sam wózek Yoyo jak i akcesoria mało tracą na wartości, więc jak się nie sprawdzi to odsprzedamy.
Ale sprawdza się świetnie! Yoyo w wersji z gondolą jest nadal małym, zwrotnym i poręcznym wózkiem. Zajmuje niewiele miejsca, więc nawet na wyjazdy weekendowe prędzej go spakujemy niż naszego wysłużonego, wielkiego, terenowego Hartana. Korzystamy z Yoyo nawet na co dzień, bo szybciej wypakujemy go pod sklepem i łatwiej będziemy nim manewrować między ciasnymi alejkami.
Dostawka to kolejny udany zakup. Ta dedykowana do Yoyo pozwala starszakowi zarówno stać jak i siedzieć. Jej doczepienie nie wpływa na zwrotność wózka, a podkreślamy to, bo uniwersalna dostawka którą mamy przy Hartanie sprawia, że wózek mocno stracił na zwrotności i jazda nie jest już tak przyjemna jak kiedyś.
Chusta
To skoro jesteśmy przy przemieszczaniu się, to nie może zabraknąć chusty! Wraz z pojawieniem się naszego maluszka na świecie z przyjemnością i radością wróciliśmy do chustowania!
Już bardziej doświadczeni i zaprawieni w bojach zaczęliśmy chustować już od pierwszych dni życia Filipa. Początkowo na krótko w chuście kółkowej, a teraz już pełną parą nosimy w pięknej chuście firmy Tula.
Wybraliśmy chustę tkaną, wzór Surf Tourmaline, długość 4,6 metra (rozmiar 6), bo zależało nam, abyśmy oboje mogli ją bez problemu wiązać. Wystarczyło użyć ją ze dwa-trzy razy i stała się mięciutka, a jej dociąganie nie sprawia żadnego problemu.
O zaletach noszenia w chuście, a potem w nosidle rozpisywaliśmy się już wielokrotnie i za każdym razem będziemy mocno polecać, aby w wyprawce znalazło się miejsce na chustę!
Podsumowanie
Czy wszystkie te rzeczy są potrzebne? Nie, nie jest to konieczne wyposażenie noworodkowej wyprawki, a jedynie nasze pomysły i rekomendacje, które sprawią, że nie tylko wspólne podróżowanie będzie łatwiejsze :)
W tej tematyce polecamy również nasze wcześniejsze teksty:
A Wam co szczególnie sprawdziło się przy kompletowaniu wyprawki, a co okazało się zupełnym niewypałem? Dajcie znać w komentarzach! :)