Życie blogera podróżniczego to nie tylko podróże do wymarzonych destynacji, aktywny lub pasywny wypoczynek, cykanie fot na każdym kroku i pisanie ciekawych treści. To również spotkania z ciekawymi ludźmi, warsztaty, szkolenia, edukacja i taki właśnie był nasz ostatni weekend w Gdyni.
Do See Bloggers mamy olbrzymi sentyment. Dwa lata temu było to pierwsze, tego typu wydarzenie w którym wzięliśmy udział. Pamiętam jak pełni entuzjazmu, z głowami pełnymi pomysłów wracaliśmy do Łodzi z nadzieją, że od jutra to nasz blog będzie najwspanialszy, najpiękniejszy, najmądrzejszy i w ogóle :) Eh, naiwności ;-)
Rok temu nie pojawiliśmy się w Gdyni, ale koniecznie chcieliśmy zajrzeć w tym roku – ciekawi zmian, formuły, spotkań, prezentacji i partnerów. Przez ostatnie dwa lata dużo się zmieniło, zaczynając od blogosfery jako całości, a kończąc na naszej perspektywie i oczekiwaniach. Wiemy, że regularne prowadzenie bloga wymaga naprawdę dużo pracy oraz czasu, a weekendowa konferencja nie sprawi, że nagle readyforboarding.pl pojawi się w rankingu JasonHunt, jako najbardziej wpływowy blog ;) Nie o to nam chodzi. Mierzymy siły na zamiary i realnie podchodzimy do tego co chcemy robić :)
Z ogromną przyjemnością przeczytaliśmy maila, że w tym roku dostaliśmy się na to wydarzenie i czym prędzej zarezerwowaliśmy nocleg w Gdynii. Nie było to łatwe, bo był to szczyt sezonu i resztki, które pozostały to te najdroższe mieszkania i apartamenty. Mieliśmy trochę szczęścia, bo udało znaleźć się nowy obiekt na Airbnb, który po prostu nie miał jeszcze wszystkich terminów zajętych, a jego niewątpliwym plusem było to, że znajdował się 5 minut drogi od Pomorskiego Park Naukowo-Technologicznego w Gdyni, gdzie odbywały się zajęcia.
Odbierz 100 zł na swoją pierwszą rezerwację na Airbnb >>>
Jeśli jednak planujecie nocleg w Trójmieście podczas wakacyjnego szczytu, to lepiej uzbrójcie się w cierpliwość lub rezerwujcie miejsca z bardzo dużym wyprzedzeniem :)
W tym tekście przeczytasz o:
Weekend w Trójmieście
Postanowiliśmy przyjechać dzień wcześniej, aby chociaż jeden dzień odpocząć. Oczywiście na dzień odpoczynku przypadł chyba najzimniejszy dzień w lipcu, było całe 14 stopni, wietrznie i deszczowo. Po prostu wymarzona pogoda na plażing. Na szczęście mieliśmy plan B – odwiedzić Muzeum II Wojny Światowej, obiekt, który podczas ostatniej naszej wizyty w Trójmieście był jeszcze zamknięty. Kiedy już dojechaliśmy na miejsce okazało się, że plan B też nie wypali… Wtedy uświadomiliśmy sobie, że planu C nie ma, więc po prostu pozostaniemy w Gdańsku, bo na szczęście pogoda się trochę poprawiała.
Muzeum II Wojny Światowej
Czujemy się w obowiązku jednak napisać co nieco o MIIWŚ. Dlaczego nam się nie udało? Bo do Muzeum może wejść ograniczona liczba osób o konkretnej godzinie. Kiedy my dotarliśmy około godziny 12, najbliższe wejście było dopiero o 15!
Na popołudnie mieliśmy już inne plany, więc ze zwiedzania nici. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby duży niesmak, który pozostał po wejściu do tego miejsca. Zaczęło się już od samego parkingu – po prostu jest za mało miejsc parkingowych. OK, możemy zaparkować dalej, dojść, nie ma problemu dla nas, ale w momencie kiedy zjechaliśmy do podziemnego garażu, samochód przed nami wziął ostatni bilet, a nas już nie wpuszczono, bo system wskazuje brak wolnych miejsc, pomimo, że w zasięgu naszego wzroku były z 4 dostępne miejsca!
Telefon do obsługi nie pomógł, nie uzyskaliśmy żadnej informacji, że to może być przyczyną i mamy czekać. A czekać musieliśmy, bo nie dało się wycofać. Kiedy w końcu jakiś samochód wyjechał udało nam się wjechać, ale kolejny kierowcy mieli ten sam problem. A wystarczyłaby tablica elektroniczna przed wjazdem informująca o tym, że nie ma już miejsc (jest nad samym wjazdem do garażu, ale nie pokazuje prawidłowych informacji).
Niestety z braku miejsc samochody parkują gdzie popadnie, co sprawia, że uliczka jest zakorkowana, nie ma jak wyjechać, a dwa samochody nie są w stanie się minąć. Dodatkowo, ma się teoretycznie 3 godziny parkingu za darmo, ale tylko z biletem. Co jeżeli biletu się nie dostanie? W informacji odbiją Ci bilet i masz 15 minut na wyjechanie.
I super, ale szkoda, że te 15 minut to za mało, bo trzeba wziąć pod uwagę: kolejkę do windy – tak! Jest jedna winda do garażu i nie ma schodów! Do tej pory w to nie wierzymy, bo gdzieś na pewno schody ewakuacyjne muszą być, ale nikt z informacji i ochrony nie potrafił ich wskazać, a na samą windę musieliśmy czekać 4 tury! Serio :)
Dodatkowo (tak, rozkręciliśmy się w tym narzekaniu ;-)), jest kolejka do wyjazdu z garażu, bo nie każdy wie, że kartę trzeba odbić i wtedy zaczyna się, że kierowcy wysiadają, lecą zapłacić itp itd. a kolejnym samochodom w kolejce czas leci i to one będą blokować wyjazd jako następne. W ten właśnie sposób nasz wyjazd z parkingu był tak samo utrudniony jak wjazd do niego.
No więc tradycyjnym, polskim zwyczajem ponarzekaliśmy sobie. Dlaczego o tym piszę? Aby Was przestrzec: jeśli możecie parkujcie dalej i kupcie bilet online z DUŻYM wyprzedzeniem. Żałujemy bardzo, bo liczyliśmy na to, że samo Muzeum nadrobi ten chaos organizacyjny, ale nie było nawet takiej możliwości.
Piątkowy odpoczynek ograniczył się więc do spaceru po Gdańsku i Gdynii, ale ważne, że plaża zaliczona (co tam, że w bluzie, że wiało, że zimno…:-)).
Konferencja See Bloggers 2017
Wróćmy jednak do tytułowego wydarzenia. W trakcie dwóch dni na blogerów, youtuberów i innych twórców internetowych czekało mnóstwo paneli, warsztatów, pokazów oraz konkursów. Wzięliśmy udział w kilku panelach oraz warsztatach związanymi m.in. z fotografią, organizacją pracy, programami afiliacyjnymi, czystością w blogosferze oraz prowadzeniem własnego biznesu. Nie da się opisać i ocenić tego wydarzenia bez porównania do innej konferencji w tym roku, w której braliśmy udział – Blog Conference Poznań i poprzednich edycji SeeBloggers.
Zacznijmy od organizacji. Z punktu widzenia uczestnika, zdecydowanie lepiej wyszła całość ze strony organizacyjnej w ramach SeeBloggers: dostępna była aplikacja, na której można było sprawdzić gdzie, co i kiedy się dzieje (pomijam pewne nieścisłości i brak automatycznego wgrania warsztatów, na które było się zapisanym). Każdy dostał w pakiecie startowym mapkę wydarzenia wraz z wyszczególnionymi stoiskami. W tym samym czasie działo się bardzo wiele wydarzeń, w trakcie przerw na uczestników czekało mnóstwo atrakcji: zarówno kulinarnych jak i rozrywkowych, strefa dla dzieci była fajnie zaaranżowana (choć na początku było strasznie duszno). Muszę również złożyć pokłony ochroniarzom: gdy tylko zobaczyli, że znoszę wózek od razu jeden Pan podszedł z pomocą, zaczął pytać co z windą (która swoją drogą się popsuła), jak również interweniowali w toaletach, kiedy kolejki były za długie.
Część merytoryczna. Muszę zaznaczyć, że byliśmy tylko na kilku panelach i warsztatach i to na tej podstawie jest poniższa ocena, ale według nas (i wielu innych uczestników) większą wartość merytoryczną miały spotkania w Poznaniu. W Gdyni, organizatorzy postawili na panele, dyskusje i promocję marek sponsorów podczas warsztatów. Brakowało nam bardziej merytorycznych treści, chociaż z drugiej strony nie dziwimy się, bo jednak poziom uczestników był baaaardzo zróżnicowany i wiadomo, że niektóre tematy trzeba ruszyć od samych podstaw. Zabrakło jednak tematyki związanej z podróżowaniem – teoretycznie była strefa photo&travel, ale było to praktycznie tylko photo. Fakt, wiele prelekcji czy paneli było po prostu zabawnych i miło się na nich siedziało, ale nie wniosły nic nowego do naszego blogowego życia.
Na szczęście, tym razem, nie słyszeliśmy tkliwych historyjek jak to można zarobić miliony na blogowaniu, a więcej było głosów o ciężkiej pracy, samozaparciu i wytrwałości (za co ogromny plus!). Coraz częściej słychać o tym, że “Aby wyjąć trzeba włożyć” ;) Ten słynny klasyk pojawił się dwa lata temu podczas spotkania z Tasteaway, a w ten weekend powtórzyła je Kasia Ogórek z Twojediy.pl. Wtedy utkwiło mi to bardzo w głowie i uświadomiło, że blog to inwestycja, ale nie tylko inwestycja swojego czasu. Trzeba zainwestować prawdziwe pieniądze, a nie lecieć na darmowych hostingach, serwerach, szablonach (coś o czym Paweł mi mówił od lat..). Bardzo inspirujący był również panel o prowadzeniu biznesu obok bloga oraz o organizacji pracy blogera, chociaż ubolewam, że taki krótki.
W gruncie rzeczy, większą wartość miały dla nas rozmowy w kuluarach, poznaliśmy wiele ciekawych, inspirujących osób, pojawiło się wiele nowych blogów do śledzenia a i mieliśmy okazję w końcu poznać na żywo twórców, których na bieżąco śledzimy i uwielbiamy czytać.
Wróciliśmy z głową półpełną pomysłów i przemyśleń. Kilka osób nas zainspirowało, kilka pomogło przejrzeć na oczy i wskazało ciekawe narzędzia do pracy. Nie chcemy rzucać się na głęboką wodę i nagle zrobić obrót o 180 stopni. Robimy dalej to co kochamy, a przy okazji dostarczamy Wam garść inspirujących informacji i zdjęć! :-)
Dziękujemy za wszystkie miłe słowa, jakie usłyszeliśmy podczas See Bloggers!
P.S. zwiemy się blogiem podróżniczym, a nie pomyśleliśmy o tym, że powrót znad morza w wakacyjną niedzielę po południu może być kiepskim pomysłem ;) Nie polecamy! Zamiast 3 godzin, jechaliśmy 5… ale przynajmniej miło się wracało :)