Kto nie lubi długich weekendów? My każdy staramy się wykorzystać maksymalnie. Dzisiaj właśnie o takim weekendzie w Trójmieście i okolicach, bo dawno nie było już o Polsce :)
Planując weekend listopadowy zależało nam na miejscu, gdzie dojedziemy w maksymalnie 4 godziny, miejsca które chcemy zobaczyć są w bliskiej odległości, a z drugiej strony jest kilka ciekawych miejsc w okolicy, gdzie warto podjechać samochodem.
Wybór padł na Trójmiasto. Bardzo dobry dojazd z centrum Polski sprawia, że można wyruszyć spokojnie w piątek po pracy, 3 godziny i jesteśmy na miejscu. Z racji długiego weekendu wyruszyliśmy w czwartek, a piątek, piątunio już na miejscu. Oczywiście cały proces szykowania i pakowania zajął nam więcej czasu niż przewidzieliśmy ;)
Nie była to oczywiście nasza pierwsza wizyta w Trójmieście, choć jakoś dziwnie się składa, że trafiamy tu z reguły jesienią lub zimą (choć są wyjątki potwierdzające regułę, ale to przy okazji innych wydarzeń np. See Bloggers). Nie ciągnie nas tutaj latem, wolimy spokojniej, bez tłumów, a i taniej przy okazji. Niestety długie weekendy (a może nie tylko te długie) rządzą się tutaj swoimi prawami, więc i tak trafiliśmy na kolejki i brak wolnych stolików w kawiarniach i restauracjach…, ale o tym później.
Również, ku naszemu zdziwieniu, spotkaliśmy się z bardzo dużą liczbą turystów zza granicy. Kiedyś dominowali Niemcy, a tym razem w hotelu, słyszeliśmy przede wszystkim angielski oraz języki krajów nadbałtyckich (chociaż co do drugich nie mamy 100% pewności ;-)).
Naszym celem na ten wyjazd było powolne, leniwe spacerowanie po starym mieście w Gdańsku, odkrycie nowych, niesztampowych miejsc, dojechanie na Hel, aby uchwycić zachód słońca oraz wybrać się na plażę (bez plażowania oczywiście). Nie mieliśmy żadnego ciśnienia, żeby jak najwięcej, jak najszybciej. Lubimy Polskę odkrywać partiami, dawkować sobie atrakcje, aby coś zostawić na następny raz, bo na pewno przyjedziemy tu jeszcze wielokrotnie.
Mimo kilku pomysłów na weekend, podeszliśmy do tematu elastycznie – w zależności od pogody, sił, a przede wszystkim nastroju naszej Księżniczki będziemy albo udawać się na długie spacery, albo na wizyty w muzeach, albo na przejażdżki samochodem.
Ostatecznie wyszedł miks; pomimo, że szukaliśmy szczególnie miejsc zamkniętych, gdzie w cieple można podziwiać eksponaty i wnętrza, to w rzeczywistości skupiliśmy się na atrakcjach na świeżym powietrzu.
Wybór noclegu padł na centrum Gdańska – tutaj zatrzymaliśmy się na 3 noce w hotelu Mercure Gdańsk Stare Miasto. W recepcji poinformowano nas, że mamy pokój na 15. piętrze z pięknym widokiem – uwierzyliśmy na słowo, bo jak dojechaliśmy na miejsce to było już zupełnie ciemno ;-) Sam pokój okazał się jednak bardzo przyjemny.
Niestety z samego rana, za oknami zobaczyliśmy tylko mgłę i deszcz – nie był to zbyt optymistyczny początek weekendu. Trochę zdemotywowani zeszliśmy na śniadanie, gdzie przez okno mogliśmy patrzeć na grupy osób, z flagami i szalikami idącymi na Paradę Niepodległości. Śniadanie nam się wydłużyło, jak zwykle ostatnimi czasy, ale dzięki temu wymyśliliśmy nowe pięćset sposobów na zainteresowanie Oliwii wszystkim w około, aby się przypadkiem nie zaczęła nudzić.
Naprawdę, nie śpieszyło nam się z powrotem do pokoju, więc zrobiliśmy sobie wycieczkę po hotelu, a kiedy wróciliśmy do pokoju okazało się, że szczęście nam sprzyja i widać promyk nadziei (dosłownie!). Z okien zobaczyliśmy wysokie dźwigi oraz słynną bramę do stoczni, więc postanowiliśmy, że właśnie tam pójdziemy na początek. Potem starówka – ale na luzie, spokojnie, na tyle na ile Oliwia nam pozwoli :)
Pierwszego dnia postawiliśmy więc na spacer, spacer i jeszcze raz spacer. Przeszliśmy chyba wzdłuż i wszerz cały Gdańsk ;) Pogoda zrobiła się bajeczna, niemalże bezchmurne niebo, jedynie co to, mogłoby być ciut cieplej, ale nie bądźmy zbyt wymagający.
Niestety kiedy przyszło do ogrzania się, wejścia gdzieś aby chwilę odpocząć to zaczęły się schody, bo w kawiarniach i restauracjach albo brakowało miejsc, albo było za ciasno aby wprowadzić wózek, albo było potwornie głośno i gwarno w środku, więc wiedzieliśmy, że wiąże się to tylko z dodatkowym stresem, a nie odpoczynkiem.
Na szczęście udało się znaleźć pewną warszawską sieciówkę, która była szczególnie przyjazna rodzinom z dziećmi, mimo, że nie było ani przewijaka, ani żadnego kącika dla dzieci. Było ciszej, była przestrzeń, a do toalety spokojnie można było wejść z wózkiem. Może trochę przez przypadek, ale wyszło im to na dobre, bo obok nas, była również rodzina z podobnym bobasem, z identycznymi potrzebami :)
Nie, Oliwia nie jada frytek ;)
Drugi dzień spędziliśmy mobilnie, w samochodzie. Chcieliśmy pojechać bardziej w teren, aby zobaczyć jak sprawdzi się hybrydowa Toyota RAV4 na mniej prostych i szerokich drogach niż autostrada ;) I chociaż nie mieliśmy w planach jazdy drogami szutrowymi to nasze polskie drogi dostarczyły nam wystarczających wrażeń ;)
Najpierw pojechaliśmy do Rewy, a dokładniej na Cypel Rewski – krótki spacer w zimnie, trochę jodu i od razu człowiek czuje się zahartowany ;) To był pierwszy raz Oliwii na plaży, pierwszy nad polskim morzem.
Następnie ruszyliśmy w kierunku Półwyspu Helskiego. O ile droga tutaj była prosta i pusta, to mieliśmy przed oczami, co tutaj się musi wyprawiać w sezonie. Na szczęście mieliśmy ten komfort, że mogliśmy spokojnie wszędzie się zatrzymać, mogliśmy jechać wolniej lub szybciej według naszego widzi mi się ;)
Ostatni dzień, a raczej jego połowa była dla nas odkrywaniem nieznanego dla nas oblicza Gdańska – najpierw murale na osiedlu Zaspa, a potem park Oliwski. O ile drugie ograniczyło się tylko do krótkiego spaceru, to po osiedlu z muralami moglibyśmy chodzić i chodzić z głowami zadartymi wysoko w górę :)
Był to naprawdę udany weekend. Ważne dla nas było, że wieczorami wracaliśmy do pokoju, gdzie mieliśmy dużo miejsca i mogliśmy się w pełni skupić i poświęcić czas Oliwii, która ma coraz większe wymagania do powierzchni jaką zajmuje :) Od teraz potrzeba wydzielić przestrzeń na której nasza mała podróżniczka będzie się rozkręcać i bawić wieczorami ;)
Również dla nas znalazła się chwila odpoczynku, no może tylko dla mnie ;-)
Ten nietypowy, trochę lifestylowy wpis jest zachętą do odwiedzenia Trójmiasta i okolic, a w kolejnym wpisie przedstawimy Wam listę konkretnych miejsc, które odwiedziliśmy podczas zaledwie weekendowego wypadu :)