Odkrywamy najdalej wysunięty na zachód punkt Europy kontynentalnej czyli Cabo da Roca w Portugalii, a dodatkowo pokażemy Wam małą, turystyczną miejscowość Cascais.
Lizbonę i okolice zwiedzaliśmy korzystając z transportu publicznego, zarówno po samej stolicy jak również jadąc do pobliskich miejscowości. Nasze dotychczasowe doświadczenia były bardzo różne: od niesamowitego ścisku w słynnym tramwaju 28 oraz tramwaju do Belém, aż do komfortowej jazdy pociągiem do Sintry. Na szczęście, podobnie jak do Sintry, do Cascais można dojechać pociągiem (2,15 eur za osobę w jedną stronę).
W tym tekście przeczytasz o:
Dojazd do Cabo da Roca
Od razu z Cascais wzięliśmy autobus do Cabo da Roca, chociaż znalezienie przystanku autobusowego zajęło nam chwilę. Spodziewaliśmy się, że dworzec kolejowy i przystanek autobusowy są tuż obok siebie… Fakt, że odległościowo są niedaleko, ale trzeba się nagłowić gdzie to jest, bo niestety znaków brak.
Kiedy się już znajdzie, to nie jest dużo lepiej, bo trzeba chodzić po każdym przystanku i patrzeć, jakie autobusy stąd odjeżdżają – nie ma żadnych map informacyjnych. Z drugiej strony, jesteśmy w niedużej miejscowości, więc nie oczekujmy terminalu jak Victoria Station w Londynie :)
Jest to początek wielu tras autobusowych, więc bez problemu znajdzie się miejsce siedzące, a bilet można nabyć u kierowcy przy wejściu do autobusu (dobrze mieć naszykowaną równą kwotę). Chociaż droga na przylądek nie jest długa, to nam zajęła wyjątkowo dużo czasu, bo trafiliśmy na wypadek samochodowy, więc droga była częściowo zablokowana przez wozy strażackie. W sumie jechaliśmy z godzinę, a przystanek docelowy znajduje się tuż przy latarni na Cabo da Roca.
Przylądek Cabo da Roca
Cabo da Roca to przylądek wyjątkowo symboliczny, bo stanowi kraniec Europy.
Oczywiście tylko tej kontynentalnej (czyli z wykluczeniem wysp). Poza tym aspektem, na uwagę zasługuje fakt, że jest to bardzo wysoki klif (144 metry) i niestety jest tu niebezpiecznie (głośny był wypadek polskiego małżeństwa, które straciło tu życie).
Dodatkowo, jest tutaj bardzo wietrznie, wiec dobrze wziąć ze sobą jakąś bluzę czy kurtkę. Przydadzą się również wygodne buty. Miejsce jest ogrodzone barierkami, ale są też ścieżki wiodące w dół – my jednak woleliśmy nie ryzykować, tym bardziej w dwupaku, kiedy zmysł równowagi może zawieść :)
Po Cabo da Roca wróciliśmy do Cascais, aby zobaczyć polecaną przez wiele osób nadmorską miejscowość, która wyrosła z małej, rybackiej wioski. Wróciliśmy w ten sam sposób, czyli autobusem – tym razem, na szczęście obyło się bez żadnych utrudnień po drodze.
Cascais
Faktycznie, Cascais jest to typowa turystyczna miejscowość, która jest chętnie odwiedzana nie tylko przez zagranicznych turystów, ale również (a może nawet przede wszystkim) przez Portugalczyków – to oni głównie mają tuta swoje letnie rezydencje.
Nie jest to miejsce, gdzie czeka na nas multum zabytków. Szczerze mówiąc, po Sintrze nasze apetyty bardzo urosły, a Cascais nie ma co porównywać. Mamy tutaj plaże, deptaki z licznymi sklepami i stoiskami z pamiątkami, przystań z wypasionymi jachtami…
Z miejsc do zwiedzania na uwagę zasługuje głównie cytadela i kilka mniejszych muzeów. W cytadeli wakacje spędzała rodzina królewska, a obecnie jest to luksusowy hotel.
My zrobiliśmy sobie długi spacer po mieście z przerwę na lunch w stylu hinduskim (musieliśmy trochę odpocząć od portugalskiego jedzenia ;) ).
W porównaniu do poprzednich dni, ten był naprawdę luźny. Mieliśmy czas, aby zatrzymać się na dłuższą chwilę na Cabo da Roca i po prostu patrzeć na horyzont, a w Cascais spacerowaliśmy sobie od jednej do drugiej plaży. Bez pośpiechu, bez stresu. Taki dzień był idealny bo “obfitych” dniach w Sintrze i Lizbonie ;)
Warto pojechać na Cabo da Roca. Możecie ew wizytę tam połączyć z Sintrą, ale już bardziej polecamy wtedy samochód. Sintra jest zbyt interesująca, aby tracić czas na przesiadki i podróże komunikacją podmiejską :)