Powodów dla których wybraliśmy Miasto Lwa na jedną z naszych dalszych podróży jest wiele. Bezpieczne, egzotyczne, pełne atrakcji, czyste, uporządkowane, rozwinięte, nowoczesne z pnącymi się drapaczami chmur, a jednocześnie pełne ogrodów i zielonych tarasów – kulturowo tak odmienne, a jednak próbujące być “zachodnim” państwem.
Możliwości podróży do tego miasta-państwa jest wiele i można wręcz przebierać w ofertach. Jak lecieć najkorzystniej cenowo i czasowo? A przy okazji uniknąć przykrych niespodzianek?
Miasto Lwa, państwo zakazów, azjatycki tygrys, wschodnia brytania. Jest wiele określeń na Singapur. Jest to tak specyficzne miasto – państwo, że ciężko je opisać kilkoma zdaniami. Z jednej strony nowoczesne centrum finansowe, gdzie siedziby mają największe korporacje na świecie, a z drugiej wielokulturowe, z wieloma religiami i zwyczajami. Jeszcze w żadnym mieście nie mieliśmy możliwości zobaczenia tak wielu świątyń różnych religii niemalże obok siebie.
Singapur często zwiedza się “przy okazji”. Olbrzymie lotnisko tranzytowe sprawia, że często w podróży do krajów azjatyckich własnie tutaj są krótsze lub dłuższe przesiadki. Niektórzy zostają w Singapurze na 1-2 dni na początku, lub na końcu swojej długiej podróży po Azji. Inni łączą Singapur z Malezją w trakcie 1-2 tygodniowego wyjazdu, przy czym to pierwsze państwo ogranicza się do 3-4 dni.
My postanowiliśmy polecieć na tydzień do samego Singapuru, z założeniem, że jeśli wystarczy nam czasu to może uda się zobaczyć też coś w Malezji. I wiecie co? Czasu nie wystarczyło! Kilka osób nam się dziwiło, że interesuje nas tylko Singapur, że nie planujemy kilkutygodniowej podróży po Azji. Niestety (albo i stety) mamy ograniczenia urlopowe, więc wiedzieliśmy, że na dwutygodniowy urlop nie możemy sobie tym razem pozwolić. Nie oznacza to jednak, że nie można na tydzień polecieć gdzieś dalej, co właśnie będziemy chcieli Wam udowodnić.
W tym tekście przeczytasz o:
Dlaczego Singapur?
No więc mieliśmy ograniczenie czasowe – 1 tydzień. Zdawaliśmy sobie również sprawę z tego, że to jest ten czas, kiedy jeszcze możemy pozwolić sobie na dalsze podróże z Oliwią, bo nadal płacimy tylko ok 10% ceny biletu dorosłego (więcej o darmowym podróżowaniu z dzieckiem do lat 2 tutaj!). Szukaliśmy więc miejsca, gdzie moglibyśmy spędzić tydzień z dzieckiem, jest bezpiecznie, nie potrzebujemy dodatkowych szczepień, a przy tym wszystkim jest wiele ciekawych miejsc do zobaczenia dla dużych i małych :)
Myśl o Singapurze zaczęła kiełkować, kiedy LOT ogłosił bezpośrednie połączenia lotnicze do lotniska Singapur-Changi. I może nawet nie tyle co połączenie bezpośrednie, a dość dogodne godziny lotu sprawiły, że zaczęliśmy coraz więcej czytać, pytać i oglądać, aby upewnić się, czy to będzie dobry kierunek na podróż z dzieckiem. Wcześniej już kilka osób polecało nam Singapur, ale z reguły w połączeniu właśnie z Malezją. Wiedzieliśmy jednak, że w tak krótkim czasie nie zobaczylibyśmy wszystkiego co nas interesuje, więc wyjazd do Malezji pozostawiliśmy tylko jako opcję.
W związku z nowym połączeniem pojawiały się promocje, ceny spadały, a my… kupiliśmy bilety lotnicze u innego przewoźnika! Przeważyły dwa argumenty – bardziej pasował nam termin majówkowy, kiedy LOT jeszcze nie latał bezpośrednio do Singapuru, a bilety które kupiliśmy były w cenie tańszej niż nawet cena promocyjna połączenia bezpośredniego. Najtańsze bilety jakie widzieliśmy na stronie LOTu, w najlepszej promocji kosztowały 1 800 zł, ale z reguły ceny rozpoczynają się od 2 300 zł za jedną osobę.
W opcji British Airways (którą wybraliśmy) kosztowały niecałe 2 000 zł bez żadnej promocji, a mogliśmy lecieć w bardziej dogodnym dla nas terminie. Minusem oczywiście było, że lecieliśmy z przesiadką przez Londyn, więc i podróż trwała dłużej, ale mogliśmy za to w końcu przelecieć się Aribusem A380! Koniec końców podróż nam się rozciągnęła o dodatkowy dzień, ale o tym kilka akapitów poniżej ;)
Warto przed wylotem przejrzeć ceny lotów w kilku różnych liniach lotniczych, bo może okazać się, że lot, który jest bezpośredni wcale nie wyjdzie najkorzystniej cenowo.
Jak ze zmianą czasu?
W Singapurze mamy zmianę czasu o 6 godzin do przodu (+6 godzin do czasu w Polsce), więc może niektórzy z Was zastanawiają się, czy warto jechać tylko na tydzień, jeśli zmiana czasu może wybić z rytmu na kilka dni? Może wybić ale nie musi. Miesiąc wcześniej lecieliśmy do Meksyku, również na tydzień i zmiana czasu nam nie przeszkadzała, chociaż trzeba przyznać, że charakter wyjazdu był zgoła inny. Tam postawiliśmy bardziej odpoczynek, a tutaj od początku stawialiśmy na całodzienne przemieszczanie się po Singapurze.
Jak więc wyglądała zmiana czasu w praktyce? Dolecieliśmy do Singapuru nad ranem, ok 6 rano czasu lokalnego, po męczącej podroży. W apartamencie byliśmy około 8 rano i zmęczeni poszliśmy od razu spać na 3-4 godziny. Obudziliśmy się pełni sił i po szybkim śniadaniu poszliśmy od razu zwiedzać miasto. Tego dnia poszliśmy spać około godz. 23:00 i od razu, w pełni przestawiliśmy się na czas lokalny (tak, Oliwia również!).
Tak więc, poza jedną drzemką w ciągu dnia, nie odczuliśmy w żaden negatywny sposób zmiany czasu i mogliśmy w pełni wykorzystać czas na miejscu, chociaż okazało się, że nasz pobyt został skrócony o jedną noc, a wszystko przez opóźnienia na lotnisku…
Lot do Singapuru
Jak więc wyglądała podróż do Singapuru i skąd te opóźnienia? Jak wspomnieliśmy lecieliśmy z Warszawy przez Londyn. Wylatywaliśmy około godziny 18 z Warszawy, a kolejny lot mieliśmy około godziny 21 z Londynu do Singapuru. W praktyce mieliśmy 45 minut na przesiadkę (!). Wiedzieliśmy o tym od początku, ale doszliśmy do wniosku, że skoro system zezwala na zakup takiego biletu, wiec musi być możliwość “złapania” kolejnego samolotu.
Tak, możliwość przemieszczenia się między innymi terminalami na London Heathrow jest, ale nie wtedy kiedy samolot musi czekać na swoją kolej do lądowania i robi dodatkowe okrążenie, co zajmuje około 10-15 minut i kiedy trzeba czekać 20 minut (!) na autobus lotniskowy, który transportuje pasażerów między terminalami. Efekt końcowy? Nie zdążyliśmy na samolot do Singapuru! I stało się to zupełnie niezależnie od nas i dotknęło również innych pasażerów z Polski (swoją drogą sporo osób leciało identycznie przez Londyn z Warszawy jak my :)).
Na szczęście mieliśmy bilet łączony na całą podróż, więc linie lotnicze musiały nam znaleźć drugie połączenie. Niestety był to już ostatni lot do Singapuru tego dnia, a najbliższe wolne miejsca były na pokładzie Singapore Airlines o 9 rano następnego dnia. Długo się zastanawialiśmy, czy lecieć lotem porannym i być wcześniej w Singapurze, czy poczekać do wieczora i stracić cały dzień na miejscu. W tym miejscu przypomnę, że wybraliśmy British Airways, bo zależało nam jednak na locie nocnym. Ponieważ nie zawsze podejmujemy przemyślane decyzje, zdecydowaliśmy się jednak na lot poranny z nadzieją, że ponad 13 godzin (!!!) z dzieckiem w samolocie za dnia nie będzie dużym problemem (zresztą mieliśmy już doświadczenia przy tak długich lotach, np. w drodze do Meksyku).
Ze względu na fakt, że lot miał się odbyć dopiero następnego dnia linie lotnicze musiały zapewnić nam nocleg i wyżywienie (dostaliśmy również mini zestaw kosmetyków i koszulkę XXXXXXL do spania, nawet dla Oliwii ;)). Przydzielono nam nocleg w hotelu oddalonym o jakieś 20 minut drogi, który został chyba stworzony po to, aby przenocować tych którzy spóźnili się na samolot ;) Na miejscu trafiliśmy na ciągnącą się kolejkę przy recepcji, która utworzyła się z osób, które jechały z nami autobusem, a w barze hotelowym ciężko było o wolne miejsca.
Sam dojazd do hotelu zajął nam prawie godzinę – najpierw czekanie na odpowiedni autobus (mimo, że wiedzieliśmy z którego stanowiska odjeżdża, to trzeba pytać się kierowców, czy na pewno jadą do konkretnego hotelu), a potem rozwożenie po innych hotelach ciągnęło się w nieskończoność. Ostatecznie, było już około 23, kiedy dostaliśmy kluczyk do pokoju, wraz z voucherem na kolację. Restauracja była już o tej porze zamknięta, ale mogliśmy skorzystać ze wspomnianego baru, a nawet zamówić jedzenie do pokoju, co było zbawienne. Byliśmy zaskoczeni jak dobre jedzenie i duże porcje były serwowane.
Dodać trzeba również, że zostaliśmy bez bagażu. Generalnie, można powiedzieć, że nie był to duży problem, bo takie sytuacje mieliśmy już w naszej historii kilka razy i kiedy mamy “ryzykowne” przesiadki zawsze bierzemy podstawowe kosmetyki i bieliznę na przebranie podręcznie. Najbardziej jednak obawialiśmy się, czy wystarczy nam zapasu pieluszek i ubranek dla Oliwii, bo o ile dla dorosłych jakieś kosmetyki albo dają linie lotnicze, albo można kupić w hotelu, o tyle pieluszki już nie są tak łatwo dostępne ;) O samą przesiadkę, dodatkowy nocleg i zwiększenie czasu podróży się nie martwiliśmy, bo wiedzieliśmy, że dla naszej małej podróżniczki to żaden problem.
Na szczęście również poranny lot samolotem okazał się bezproblemowy, a jak wylądowaliśmy na miejscu, mieliśmy nadal jedną pieluszkę w zapasie ;) Z perspektywy czasu, dochodzimy do wniosku, że Singapore Airlines było dobrym zrządzeniem losu. Linia ma lepsze standardy niż British Airways (które i tak naszym zdaniem jest duże lepsze niż nasz polski LOT), lecieliśmy nową maszyną, fotele nie były zniszczone, a system rozrywki na pokładzie działał (co nie zawsze się zdarza) i był bardzo intuicyjny. Obsługa była fantastyczna, szczególnie jeśli chodzi o podejście dla dzieci – nawet jak nic się nie działo, podchodzili, zabawiali, Oliwia nawet dostała kilka zabawek umilających podróż. Bajka!
Na nasz zachwyt na pewno ma wpływ fakt, że mieliśmy dla naszej trójki dodatkowe miejsce do siedzenia (zresztą w całym samolocie mniej więcej 1/3 miejsc była wolna) i mieliśmy miejsce w pierwszym rzędzie przy przejściu, więc mieliśmy dużo miejsca na nogi.
Minusy? Jest! Znaleźliśmy jeden, malusieńki: ponieważ nie robiliśmy sami rezerwacji i dość późno zostały wygenerowane bilety nie mieliśmy możliwości zamówienia posiłku dla Oliwii (tu trzeba zaznaczyć, że rzadko, ale to bardzo rzadko w trakcie 22 lotów w historii Oliwii były w ogóle serwowane jakieś posiłki dla niemowlaków). Ale i to nie było problemem, bo porcje serwowane w samolocie nie były bardzo małe, a dodatkowo, w trakcie całego lotu można było zamawiać kanapki i przekąski.
Lot upłynął nam niespodziewanie szybko. Udało się nawet złapać trochę drzemki, a Oliwii udało się zwiedzić niemalże cały samolot i nawiązać znajomości z innymi maluchami ;)
Pierwsze wrażenia w Singapurze
Po wylądowaniu, od razu udaliśmy się w kierunku odbioru bagażu, następnie do jednego z kiosków, aby zakupić kartę SIM do internetu. Myślicie, że jesteśmy uzależnieni od internetu i nie możemy bez niego żyć? :) Internet mobilny i tak chcieliśmy kupić na miejscu – jest bardzo fajna opcja dla podróżujących, ale o tym napiszemy w poradach praktycznych. Jednak co innego nami kierowało przy zakupie karty SIM – planowaliśmy podróż do apartamentu Uberem, więc internet był nam niezbędny :)
Uber jest bardzo popularny na miejscu i nie trzeba długo czekać na wolnych kierowców. Trzeba jednak poczekać, jeśli ma się jakieś kosmiczne wymagania jak na przykład fotelik samochodowy dla Bobasa ;)
Kiedy już doczekaliśmy się taksówki, czekała nas bardzo przyjemna podróż hybrydowym samochodem (takich w Singapurze jest pełno), z Panią, która postanowiła nam jak najwięcej opowiedzieć o Singapurze i Malezji oraz nakreślić trochę aspektów społecznych i politycznych. Niestety, 30 minutowa podróż okazała się zbyt krótka, aby wyczerpać tematy do rozmowy. Bardzo uprzejmi, chętni do pomocy i doskonale mówiący po angielski mieszkańcy – to było nasze drugie spostrzeżenie po wylądowaniu.
Jakie było pierwsze? Ukrop! Mimo, że na zewnątrz staliśmy tyle aby zapakować się do samochodu, na dodatek pod dachem, to już wtedy wysoka temperatura i jeszcze wyższa wilgotność dały nam do zrozumienia (a była szósta rano!), że klimat tutaj może być uciążliwy i zajmie nam chwilę przystosowanie się do niego.
Pierwszego dnia było faktycznie ciężko, chociaż wieczorem lekko zaczęło padać, co przyjęliśmy z dużym entuzjazmem. Kolejne dni upłynęły raczej bez deszczu, którego mocno wyczekiwaliśmy, bo jednak brakowało tej ochłody :)
Kiedy w końcu dotarliśmy do apartamentu Airbnb nie mieliśmy nawet siły podziwiać widoków z 25 piętra. Padliśmy na kilka godzin, aby rozpocząć dzień około godziny 12-13 i nie tracąc czasu pojechać w kierunku słynnych ogrodów przy zatoce (Gardens by the Bay), ale o tym już następnym razem… :)
Podsumowanie
Tak oto, nasza podróż, która miała trwać jakieś 16 godzin, trwała 24! Suma summarum mieliśmy bardziej komfortowy lot do Singapuru, a na miejscu straciliśmy tylko jedną noc. Co ważniejsze, nie straciliśmy ani jednego dnia!
Singapur okazuje się bardzo gościnnym, otwartym na podróżujących państwem. Jest tutaj niesamowicie czysto (naprawdę nie ma śmieci na ulicach!), panuje ład i porządek, a ludzie są bardzo pomocni. Przed nami tydzień w rozwiniętym kraju, pełen atrakcji i różnorodności kulturowej!
Więcej o Singapurze i tym co warto zobaczyć w naszym wpisie Singapur – TOP 9 miejsc, które musisz zobaczyć!