Singapur to miks kultur, tradycji, religii i zwyczajów z rozwojem i nowoczesnością. Jak nigdzie indziej widzieliśmy świątynie przeróżnych wyznań obok siebie lub powciskane pomiędzy wieżowce. Są tutaj również dwie dość spore dzielnice, które są tak kolorowe i wyróżniające się, że nie można przejść obok nich obojętnie. Mowa o dzielnicy chińskiej (Chinatown) i indyjskiej (Little India).
W tym wpisie ruszamy w tereny pełne różnych kultur, dobrej kuchni, świątyń i… braku klimatyzacji! O ile do tej pory pisaliśmy o miejscach, gdzie nie trudno o odpoczynek od wysokich temperatur i jeszcze wyższej wilgotności powietrza, to zarówno w Chinatown jak i w Little India nastawcie się jednak na chodzenie na zewnątrz i ratowanie się każdym skrawkiem cienia :-)
Singapur uchodzi za kraj międzykulturowy i taki właśnie obraz chce promować. Większość w Singapurze stanowią Chińczycy (około 76%), a kolejnymi grupami są Malezyjczycy (14%) oraz Hindusi (8%) [źródło: Lonely Planet, Malaysia, Singapore & Brunei, 2013]. Warto tutaj wspomnieć, iż historycznie, Singapur został podzielony na części, w których mogły osiedlać się różne grupy etniczne stąd też wyszczególnić można regiony, dzielnice, w których można się poczuć jak w innej części świata.
I to właśnie ta różnorodność i wielokulturowość zaskakuje. Religie, kultury przeplatają się, w food courtach znajdziemy kuchnie prawie z całej Azji, a i różnorodność i sąsiedztwo różnych świątyń w wielu krajach mogłaby być nie do zaakceptowania.
W Mieście Lwa, dwie najpopularniejsze dzielnice pod względem różnorodności kulturowej to właśnie wspomniane Chinatown i Little India. Warto również wspomnieć o arabskiej dzielnicy, w której niestety nie byliśmy, ale z innych relacji wiemy, że jest to równie ciekawe i kolorowe miejsce, gdzie uderzyć może kontrast i oderwanie od znanego nam do tej pory Singapuru.
W tym tekście przeczytasz o:
Chinatown w Singapurze
Można by napisać, że Chinatown to typowa chińska dzielnica, ale jak na Singapur przystało typowo być nie może. Tak, zewsząd atakują nas chińskie restauracje, intensywne zapachy, tłok, sklepy oferujące wszystko co się da, ale jest tutaj jednak czyściej i nowocześniej. Można spacerować uliczkami ozdobionymi lampionami, pełnymi chińskim ślimaczków i hałasu, a gdzieś dalej nad nami, górują typowe dla Singapuru wieżowce.
Tak jest teraz, ale kiedyś, to tutaj znajdowało się centrum, biło serce Singapuru. Tutaj mieszkali chińscy robotnicy, tutaj powstawały kolejne sklepy, jak również kluby nocne, ale renoma dzielnicy spadała. Władze zainwestowały sporo w odnowienie i uporządkowanie tych okolic. Niestety czystość i znany singapurski ład i porządek w niektórych miejscach w chińskiej dzielnicy nadal trochę kuleją. Szczególnie jeśli mowa o większych skupiskach ludzi, jak np. centra handlowe czy lokalne food courts.
Zdarzają się śmieci, brudne stoliki, krzesła, smród.. coś na co w Chinach nie zwracaliśmy uwagi, bo bywało normą, to w Singapurze od razu rzuca się w oczy. Najgorsze doświadczenie dotyczy centrum handlowego – People’s Park Complex, gdzie chcieliśmy skorzystać z toalety. Po pierwsze była płatna, z czym wcześniej w Singapurze się nie spotkaliśmy, ale nie to było problemem. Problemem były karaluchy, po otwarciu przewijaka, które zaczęły od razu się chować. Tak, wiemy – egzotyka, natura i te sprawy, ale bez przesady…
Centrum handlowe więc odradzamy, ale warto w okolicy coś zjeść – znajduje się tutaj dużo, typowych chińskich knajp i budek. Jak ktoś lubi tłuste, chińskie jedzenie, to będzie miał w czym wybierać. Można również przebierać w pierożkach, bułeczkach, ciastach – my zrobiliśmy zapasy i mieliśmy wyżywienie niemalże na cały dzień :)
Będąc w tej dzielnicy koniecznie trzeba zajrzeć do buddyjskiej świątyni i muzeum, w którym znajduje się ząb Buddy (Buddha Tooth Relic Temple). I nawet nie o samo relikwie chodzi, ale o całą świątynię, pięciopiętrową, z licznymi pomieszczeniami i ogrodem na dachu. Roznosi się tutaj dym z kadzidełek, które tak dobrze pamiętamy ze świątyń w Chinach i Japonii.
Wspomniany ząb znajduje się na 4 piętrze – podziwiać go można w otoczeniu błyszczącego złota, najlepiej z lornetką, bo prezentowany jest z daleka. Po pomieszczeniu chodzi się bez butów, po dywanie wokoło… Oliwii tak spodobało się chodzenie, że zrobiliśmy chyba z 10 rundek, a pomieszczenie z zębem znamy na pamięć ;)
Poza tym, w świątyni, na parterze znajduje się sala stu Budd, w której ściany ozdobione są małymi posążkami przedstawiającymi bóstwo – każdy ręcznie robiony przez kilku twórców, a do tego setki jeszcze mniejszych figurek. I wbrew nazwie świątyni, to jednak to piętro zrobiło na nas większe wrażenie niż sam ząb.
Historię Chinatown, mieszkańców, imigrantów można poznać w muzeum – Chinatown Heritage Centre.
W dzielnicy chińskiej nie jest tak, że zobaczymy tylko buddyjskie świątynie. Pamiętacie jak na początku wpisu napisaliśmy o tym, że tutaj świątynie niemalże sąsiadują ze sobą? Spacerując po poszczególnych dzielnicach Singapuru miejcie umysły otwarte, bo w chińskiej łatwo trafić na świątynie chociażby hinduskie (Sri Mariamman czy Sri Layan Sithi Vinayagar), a obok, tuż za rogiem na meczety (np. Masjid Jamae (Chulia) przy Mosque street).
Z Chinatown poszliśmy w kierunku ulicy Telok Ayer, po drodze zatrzymując się w bardzo dużym Food Court – Maxwell Food Center. Niech nie odstraszy Was długa kolejka przy wejściu, bo są to osoby czekające do konkretnego baru, do samego food courtu można wejść i szybciej zamówić w innej budce (choć pewnie nie tak dobre jak w tej “kolejkowej” budce).
Przy ulicy Telok Ayer możemy po raz kolejny podziwiać religijną różnorodność: jest tutaj meczet Al-Abrar założony w roku 1827 przez imigrantów, którzy byli pionierami w rozwoju handlu w Singapurze, świątynia taoistyczna Thian Hock Keng, a dalej świątynia Nagore Dargah, w której znajduje się Indian Muslim Heritage Centre.
Little India – Małe Indie w Singapurze
Do dzielnicy indyjskiej jechaliśmy metrem i jak można się domyśleć, należy wysiąść na stacji… Little India ;) I już w podziemiach czuć jakbyśmy nagle znaleźli się w innym kraju. Z billboardów uśmiechają się do nas twarze rodem z Bollywood, jest tłoczniej, głośniej, kobiety chodzą w sari, ale nadal jest czysto, nowocześnie i uporządkowanie.
Po wyjściu na ulicę jest jeszcze ciekawiej. Co prawda w Indiach nigdy nie byliśmy, ale mogliśmy poczuć mini-przedsmak tego co w Indiach najlepsze – kolory, stroje, przyprawy, zapachy, kuchnia, targi. Brakowało nam jedynie krów wolno przechadzających się po ulicach! I tak, nie ma tutaj slumsów i jest to miejsce, w którym żyje się lepiej niż w Indiach, miejsce, gdzie nadal panuje całkowity zakaz śmiecenia i żucia gumy.
Warto tutaj przyjechać chociaż na spacer – zobaczyć i poczuć zupełnie inny klimat, odpocząć od drapaczy chmur i mieć bardziej nowoczesny przedsmak tego, co może czekać nas w Indiach. Podczas spaceru zobaczymy kolorowe, jaskrawe domy, bazary z porozrzucanymi na ziemi ubraniami, świątynie, sklepy z dobrem wszelakim.
Co warto zobaczyć w Little India? Warto spojrzeć na wyznaczony po tej dzielnicy specjalny szlak dziedzictwa, który wiedzie wśród najciekawszych meczetów, świątyń, ośrodków kultury, czyli ukazujący najciekawsze oblicza Małych Indii.
Nie przeszliśmy całego szlaku, ale na nas największe wrażenie zrobiła świątynia Sri Veeramakaliamman, poświęcona boginii Kali – najbardziej kolorowa i gwarna chyba najlepiej oddaje lokalny klimat. Na zewnątrz od razu naszą uwagę przykuła przytłaczająca liczba figurek znajdujących się na dachu świątyni. Wewnątrz niesamowity gwar, poruszenie, przygotowanie do obrzędów. Ludzie wnoszący potrawy, przebierający się…
Z meczetów warto zobaczyć Abdul Gafoor – za sprawą rekomendacji w przewodniku, postanowiliśmy zobaczyć ten miks różnych stylów architektonicznych. Inne świątynie, które zasługują również na uwagę to Sri Srinivasa Perumal (hinduska, równie przytłoczono kolorowymi figurkami na dachu) oraz Sakya Muni Buddha Gaya (wewnątrz której znajduje się posąg Buddy wysoki na 15 metrów i ważący 300 ton)
Co poza świątyniami i architekturą? Warto zajrzeć do jednej z wielu lokalnych restauracji. Nie zapomnijcie napić się lassi, które idealnie łagodzi ostry smak potraw a jeszcze lepiej gasi pragnienie (najlepiej od razu zamówić po dwa ;) ).
Byliśmy również w Little India Arcade – miejscu, gdzie można nabyć, według reklam oryginalne pashminy (ile w tym prawdy to nie wiemy), jedwabne wyroby, kolorowe, tkane torby, rękodzieło i wiele, wiele innych rzeczy, które kojarzą się z Indiami.
Wiele osób udaje się do popularnych centrów handlowych (np. Mustafa Centre), ale dla nas było za tłoczno, ciasno i niespecjalnie korzystnie cenowo. Trzeba jednak przyznać, że wybór wszystkiego nieziemski i powoduje zawrót głowy.
Dzielnica arabska
Doskonałym uzupełnieniem powyższych powinna być dzielnica arabska, chociaż mniejsza od pozostałych. Warto udać się w kierunku meczetu Masjid Sultan, pochodzić po otaczających go uliczkach, pełnych arabskich napisów, restauracji, sklepów wypełnionych przyprawami, szalami i dywanami. Wspomniany meczet, zbudowany w 1825 roku jest największym meczetem w Singapurze, chociaż obecny wygląd zawdzięcza przebudowie, która miała miejsce w ponad 100 lat po jego budowie.
Podsumowanie
Mamy nadzieję, że zaintrygował Was ten wpis i sprawił, że nawet jeśli planujecie spędzić w Singapurze tylko jeden dzień to nie ograniczycie się do słynnej mariny i Gardens by the Bay.
Warto odwiedzić wspomniane dzielnice aby poczuć zupełnie inny klimat miasta, poznać historię, zjeść lokalnie, a może i zrobić jakieś zakupy.
Zachęcamy :)
Więcej o Singapurze i tym co warto zobaczyć w naszym wpisie Singapur – TOP 9 miejsc, które musisz zobaczyć!
Polecamy również galerię zdjęć do naszego wpisu:
Zobacz galerię wszystkich zdjęć z Chinatown i Little India w Singapurze >>>