To jedziemy dalej kamperem! Poniżej znajdziecie naszą relację z kolejnego etapu podróży – kanton Ticino, gdzie poza górskimi krajobrazami zobaczyliśmy dwie interesujące miejscowości: Lugano i Bellinzona.
Naszej podróży kamperem po Szwajcarii ciąg dalszy! Po zwiedzaniu St Gallen i Bad Ragaz ruszyliśmy na północ, w kierunku Włoch, a im bliżej granicy tym bardziej włosko. W końcu dojechaliśmy do największego włoskojęzycznego miasta w Szwajcarii, czyli Lugano, zamieszkałego przez ponad 60 tysięcy osób. Kolejnym celem podróży w tej części Szwajcarii była miejscowość Bellinzona, stolica kantonu Ticino, ze średniowiecznymi fortyfikacjami.
Nasz plan wyglądał następująco: z Bad Ragaz jechaliśmy prosto do Lugano, a na dojazd i zwiedzanie miasta zaplanowaliśmy jeden dzień. Mieliśmy nadzieję, że może uda się również zobaczyć Bellinzonę tego samego dnia, ale niestety byliśmy zbytnimi optymistami. Ponownie okazało się, że podróż pomiędzy miejscowościami zajęła nam znacząco więcej niż planowane 2 godziny, a w Lugano straciliśmy mnóstwo czasu na szukaniu miejsca parkingowego dla kampera.
Ciężko było manewrować na ciasnych uliczkach, a im bliżej centrum tym gorzej. Ostatecznie udało nam się znaleźć miejsce dla osobówek, gdzie wcisnęliśmy kampera. Pomiędzy miejscowościami byliśmy zatem zmuszeni do postoju na noc, więc zatrzymaliśmy się na przydrożnym, samoobsługowym kempingu – Area Sosta Tamaro (więcej o tym miejscu możecie przeczytać w naszym wpisie o kempingach w Szwajcarii). Żadnych luksusów, jeden nocleg, rano śniadanie i dalej w drogę do Bellinzony :)
I właśnie o wrażeniach z tych dwóch miejscowości chcielibyśmy Wam dzisiaj napisać. O dwóch niemalże włoskich miejscowościach, jedna wciśnięta pomiędzy wzniesieniami, nad jeziorem, a druga bardziej historyczna z ruinami zamków. Obie zwiedzaliśmy w dość niesprzyjających warunkach pogodowych: były to najchłodniejsze i najbardziej deszczowe dni, co zapewne wpłynęło na nasze wrażenia i niestety jakość zdjęć.
W tym tekście przeczytasz o:
Lugano
Miasto jest przepięknie położone: nad jeziorem o tej samej nazwie, pomiędzy górami sięgającymi nawet ponad 1 300 metrów. Niestety nie było nam dane w pełni rozkoszować się widokami ze względu na niesprzyjającą pogodę, a widoczność na pewno nie była wymarzona.
Nie planowaliśmy tutaj zostawać na dłużej, przed nami jeszcze wiele ciekawych regionów w Szwajcarii, więc nie zdecydowaliśmy się na dodatkowy nocleg na miejscu. Mimo niepogody postanowiliśmy ruszyć pieszo w kierunku zabytkowej części miasta. Wąskie, ciasne uliczki zamknięte są dla ruchu samochodowego i w pełni oddają włoski klimat miasteczka.
Lugano uchodzi nie tylko za typowo włoskie miasto, ale również miasto pełne zieleni. Znajduje się tutaj wiele ogrodów i parków obfitujących w niezliczoną ilość drzew i kwiatów, z Parco Civico na czele, uchodzącym za zielone płuca Lugano. Jest to park znajdujący się tuż nad brzegiem jeziora, pełen kwiatów, posągów i fontann. Jesteśmy przekonani, że przy trochę bardziej sprzyjającej pogodzie, wiele osób spędza tutaj czas wolny rodzinnie i aktywnie, wśród zieleni.
Nasze poznawanie miasta ograniczyło się do spaceru wspomnianymi uliczkami, zaglądania do kościołów, na które trafiliśmy po drodze, podziwianie kilku placów oraz spaceru promenadą, wzdłuż brzegu jeziora.
Na koniec czekała nas wspinaczka schodami wzdłuż torów niedziałającej już kolejki. Wchodzenie z wózkiem było męczarnią, ale był to najszybszy sposób, aby dostać się na górę, gdzie czekał nasz kamper.
Jakie wrażenie zrobiło na nas Lugano? Przede wszystkim byliśmy zaskoczeni małą ilością turystów na ulicach, ogólnym spokojem i ciszą. Brakowało tutaj pędzących skuterów i głośnych Włochów, aby dopełnić klimat miasta. Spodziewaliśmy się więcej włoskich akcentów i jeszcze więcej roślinności. Prawdopodobnie przy lepszych warunkach pogodowych miasto rozkwita i tętni życiem, ale nam nie było dane tego sprawdzić. Zdecydowanie najbardziej podobało nam się jezioro i okalające wzniesienia – zapewne widoki z nich muszą być nieziemskie! :)
Bellinzona
Zarówno w przewodnikach jak i relacjach z podróży można przeczytać o malowniczym, ale i strategicznym położeniu tej miejscowości. Niestety także i tutaj nie mieliśmy okazji rozkoszować się widokami na okalające góry – chmury były tak nisko, że zasłaniały czubki najbliższych wzniesień, nie wspominając już o tych dalszych, wyższych.
W przeciwieństwie do Lugano, w Bellinzonie mieliśmy dość konkretny plan i z góry wiedzieliśmy co chcemy zobaczyć. I na szczęście głównym celem nie były punkty widokowe, a zabytkowe obiekty w samej miejscowości.
Najważniejszymi obiektami Bellinzony są ruiny 3 zamków: Castelgrande, Montebello oraz Sasso Corbaro, a my postanowiliśmy skupić się na dwóch pierwszych (wiedzieliśmy, że poruszając się nie pieszo nie damy radę iść do wszystkich trzech).
Pierwszy, najstarszy – Castelgrande, którego początki sięgają nawet I w.p.n.e. znajduje się w centralnej części miasta. Już za czasów Cesarstwa Rzymskiego rosła świadomość strategicznej lokalizacji przełęczy, więc postawiono tutaj twierdzę, która miała chronić przed plemionami germańskimi.
Kolejny – zamek Montebello został zbudowany w XIII wieku, a pod koniec XV wieku zaprojektowano kolejny, oddalony od pozostałych dwóch obiektów, zamek Sasso Corbaro (położony jest najwyżej z trzech zamków). Szczegółową historię obiektów możecie poznać na tej stronie, a my skupimy się na praktycznym zwiedzaniu.
Jak już wspomnieliśmy, Castelgrande znajduje się w centrum Bellinzony i tu skierowaliśmy nasze pierwsze kroki. Pogoda znowu nam nie sprzyjała, deszcz rozpadał się na dobre, ale tutaj znaleźliśmy przed nim schronienie. Co ciekawe, w obiekcie dostępna jest całkiem nowoczesna winda, która zabierze Was na górę, do zamku (wejście od strony Piazza del Sole). Zwiedzanie części zamku jest bezpłatne (dziedziniec i mury), ale za wejście na wieżę, czy do muzeum trzeba zapłacić. Na zamku znajduje się również restauracja.
Aby dojść do zamku Montebello trzeba się trochę powspinać po schodach. Przy mniej deszczowej pogodzie może to być nawet przyjemne! My jednak nie daliśmy za wygraną i dotarliśmy również i do tego zamku (możliwy jest również dojazd samochodem, a nawet komunikacją miejską – przystanek znajduje się z drugiej strony zamku). Wstęp do Monebello jest płatny, ale już samo podejście do murów oraz widoki na okolicę sprawiają, że warto się wspinać.
Nie napiszemy Wam: “idźcie do jednego zamku, a do drugiego to już niekoniecznie”. Oba warto zobaczyć, a nawet jeśli nie interesują Was warownie, to warto podjąć to wyzwanie chociażby dla samych widoków :) I piszemy to po tym, jak sami trafiliśy na kiepską pogodę, ale i tak widzieliśmy z góry miasto, z dwóch różnych perspektyw i jesteśmy przekonani, że przy słonecznej aurze jest jeszcze piękniej.
W Bellinzonie spędziliśmy również trochę czasu na spacerowaniu ulicami starej części miasta podziwiając renesansowe i secesyjne kamienice (warto również zajrzeć do kolegiaty Santi Pietro e Stefano!), zatrzymaliśmy się na prawie włoskie lody, ale niekończący się deszcz szybko przekonał nas do powrotu. Choć i tak w mieście spędziliśmy dobre kilka godzin.
Podsumowanie
Pod względem pogody były to dwa najgorsze dni w trakcie naszej podróży kamperem. Zarówno Lugano jak i Bellinzone zwiedzaliśmy w deszczu, ale nie oznacza to, że mieliśmy zepsute dni. Z reguły na deszcz jesteśmy dobrze przygotowani, więc pogoda nie sprawia, że odpuszczamy, a jedynie zabiera trochę przyjemności.
Niemniej jednak oba miejsca wspominamy bardzo dobrze. Z jednej strony włoskie Lugano z malowniczymi widokami, a z drugiej Bellinzona z imponującymi warowniami – dla każdego coś miłego!
Zobacz również nasz wpis: Szwajcaria – co warto zobaczyć, TOP 5 najpiękniejszych miejsc.
Zapraszamy również do galerii zdjęć: