Wybieracie się do Południowego Tyrolu? Podpowiemy Wam jak dojechać i co robić w okolicy Bolzano zakładając, że z zimowym szaleństwem Wam nie po drodze ;)
Ostatnio pokazaliśmy Wam ciekawy sposób na spędzenie urlopu w Południowym Tyrolu – pisaliśmy o gospodarstwach agroturystycznych zrzeszonych w ramach Roter Hahn, ich ofercie i różnorodności. Spędziliśmy tutaj raptem kilka dni, ale chętnie zostalibyśmy na dłużej, bo okolica ma wiele ciekawych miejsc do zaoferowania, a nam pozostał spory niedosyt (niestety liczba dni urlopu mocno ogranicza nasze wyjazdy ;-)). Można tu przyjechać i spędzić po prostu kilka dni w agroturystykach, opiekować się zwierzętami, obserwować życie na farmie, pomagać gospodarzom w obowiązkach, czy odpoczywać w wellness. My jednak nie lubimy siedzieć zbyt długo w jednym miejscu i z ochotą każdego dnia ruszaliśmy, aby zobaczyć najciekawsze zakątki w okolicy.
Nocowaliśmy w miejscowości Barbiano (po niemiecku Barbian) i to była nasza baza wypadowa. Mieliśmy stąd przepiękny widok na całą dolinę, z Bolzano na czele. Przemieszczaliśmy się wszędzie wynajętym samochodem, a o tym jak wyglądała nasza podróż i jaki mieliśmy problem z samochodem piszemy na samym dole, bo ważniejsze jest, aby pokazać Wam co ciekawego można robić w okolicy, a potem będziemy kombinować jak tu dojechać ;)
Opisujemy poniżej miejsca, które widzieliśmy w ciągu tych kilku dni – będą malownicze widoki, górskie serpentyny, zwiedzanie miast, aktywny wypoczynek i… cztery pory roku! Tak, wbrew pozorom, wszystkie zdjęcia które zobaczycie we wpisie powstały podczas jednego, krótkiego wyjazdu: mieliśmy piękne słońce i ponad 20 stopni, burze, deszcze, a nawet śnieg i temperatury bliskie zeru. Oczywiście trzeba się liczyć ze zmianami temperatur i różnymi warunkami atmosferycznymi, kiedy znacząco zmienia się wysokość w terenach górskich, ale tutaj nawet na podobnych wysokościach pogoda była bardzo zmienna.
A piszemy o pogodzie nie bez powodu. Otóż Południowy Tyrol uchodzi za bardzo słoneczne miejsce i, jak można przeczytać w wielu artykułach, słońce świeci tu przez 300 dni w roku. Tyle teorii :-) Ten rok mocno daje nam w kość i mamy sporego pecha jeśli chodzi o pogodę na wyjazdach. Liczyliśmy na to, że w tym słonecznym miejscu będziemy mieć zagwarantowaną pogodę, ale nasze “szczęście” znowu wzięło górę i trafiliśmy akurat na kilka dni niepogody. Nawet nasza gospodyni była zaskoczona, bo deszcze w majówkę są tutaj spotykane, ale nie przez całe dnie. Według niej, z reguły pada do południa, a druga połowa dnia jest słoneczna… Nie ma co jednak narzekać. Na wyjazd zabraliśmy zarówno cieplejsze jak i lżejsze ciuchy, a do tego zestaw na deszcz, więc żadna pogoda nie była nam straszna na tyle, aby rezygnować z naszych planów (jedynie je lekko modyfikowaliśmy ;)).
Jeśli planujecie podróż do Południowego Tyrolu i szukacie noclegu to zwróćcie szczególną uwagę na jakiej wysokości położony jest upatrzony przez Was obiekt. Nie jest chyba odkryciem, iż im wyżej tym temperatury są niższe? Podczas pobytu w okolicy Bolzano, byliśmy w stanie zobaczyć to z daleka: otóż mniej więcej od wysokości 1000 m.n.p.m. zaczynała się linia śniegu i cieszyliśmy się, że nasz nocleg znajdowało się mniej więcej na 900 m.n.p.m.
Wróćmy jednak do tego co warto zobaczyć w okolicy…
W tym tekście przeczytasz o:
Bolzano i kolejka linowa
Zacznijmy od zwiedzania największego miasta w regionie czyli Bolzano, którego początki sięgają średniowiecza.
Za namową Christine, która nas gościła, do Bolzano pojechaliśmy… kolejką linową! Zamiast zjeżdżać samochodem serpentynami, a potem wspinać się z powrotem, postanowiliśmy urozmaicić sobie dojazd do miasta. Stacja kolejki znajduje się w miejscowości Soprabolzano, a dojazd do niej i tak może być wyzwaniem (albo lepiej nazwijmy to przygodą). Pomijając już kwestię serpentyn i przepaści tuż przy drodze, do których się już przyzwyczailiśmy (chociażby na Maderze czy Teneryfie), to najgorzej było z mijaniem się z innymi samochodami. Drogi na zboczach gór są często bardzo wąskie, więc trzeba zachować czujność i często zjeżdżać na pobocze lub na mijanki, aby zmieścił się samochód jadący z naprzeciwka.
Jeśli nie kręci Was jazda samochodem wąskimi uliczkami, to można też dojechać do Soprabolzano zabytkowym pociągiem, który podjeżdża pod samą kolejkę linową do Bolzano :)
Kiedy już dojechaliśmy do miejscowości Soprabolzano, zaczęliśmy szukać parkingu, gdzie możemy zostawić samochód. Problemem nie były płatne parkingi, tylko parkingi z ograniczeniami czasowymi. Na tych najbliższych stacji, samochód może stać maksymalnie 60 minut, więc musieliśmy szukać innego miejsca. Udało nam się w końcu zaparkować trochę dalej, ale za to w miejscu zadaszonym, co okazało się dość ważnym aspektem, bo w momencie zaparkowania zaczęło kropić :)
Nie zraziliśmy się jednak – po szybkim marszu dotarliśmy do stacji kolejki, gdzie od razu, bez żadnych kolejek wsiedliśmy do wagoniku. Są one duże, mieści się kilkanaście osób, a i z wózkiem nie mieliśmy żadnego problemu. Trasa wydaje się długa, ale nam minęła bardzo szybko – skupialiśmy się na górskich widokach i licznych winiarniach rozsianych na zboczach góry.
Na dole, w Bolzano, przywitała nas zupełnie inna pogoda. Od razu jakieś 10 stopni więcej, słońce, a pierwsze co zaczęliśmy robić to zdejmować wierzchnie ubrania.
Ze stacji kolejki ruszyliśmy na pieszo zwiedzać stolicę Południowego Tyrolu. Bardziej niż na konkretnych zabytkach zależało nam na zobaczeniu i poczuciu miasta. Zamiast śpieszyć się do muzeum woleliśmy posnuć się wzdłuż straganów przepełnionych lokalnym wyrobami, poszukać włoskich lodów czy usiąść w kawiarni. Chodziliśmy krużgankami, podglądaliśmy wystawy sklepów i chłonęliśmy gwar przy restauracyjnych stolikach. Nie było nam dane zobaczyć miasta w pełni, bo w pewnym momencie rozpętała się burza i byliśmy zmuszeni do pozostania pod krużgankami (szczególnie polecamy spacer Via dei Portici).
Jeśli chodzi o ciekawe miejsca, to na pewno warto skierować swoje kroki na plac Piazza Walther i znajdującej się tutaj katedry (Duomo di Bolzano). Patrząc na katedrę ze strzelistą wieżą oraz zdobionym dachem, ciężko nie podrównać jej do podobnych, chociaż większych obiektów jak na przykład katedra w Wiedniu, czy kościół Św. Macieja w Budapeszcie.
Słyszeliście kiedyś o Ötzi’m? To słynny Człowiek z lodu, czyli ludzkie szczątki znalezione na granicy Włoch i Niemiec. Szacuje się, że człowiek ten zmarł około 3 300 roku przed naszą erą! Na podstawie znalezionych szczątek ustalono niesamowicie dużo faktów o tym jak wyglądało życie tej jednostki, jaki był jego stan zdrowia, czym się odżywiał (nawet określono jego ostatni posiłek), jaki prowadził tryb życia itp. Stał się on również źródłem sporu pomiędzy dwoma krajami, na granicy których znaleziono szczątki. Ostatecznie, prawa do mumii przyznano Włochom i dzięki temu możemy ją oglądać w Muzeum Archeologicznym w Bolzano.
Pozostając w tematyce muzeów, na obrzeżach Bolzano, w zamku Sigmundskron, znajduje się główny oddział Muzeum Alpinizmu Reinholda Messnera (znanego alpinisty i himalaisty). W tym oddziale uwaga skupiona jest na relacjach człowieka w różnych kulturach z górami.
Piramidy ziemskie w Ritten
Jest kilka miejsc w Południowym Tyrolu, gdzie można podziwiać piramidy ziemskie, czyli formacje skalne w kształcie stożków z kamieniami na ich szczytach. Mimo, że są owiane tajemnicami i legendami, to ich powstanie było całkowicie naturalnym procesem, a przyczyniło się do tego kilka czynników równocześnie. Zresztą odwiedzający piramidy mogą napotkać na swojej drodze takie tablice informacyjne opisujące proces powstawania piramid ziemskich:
My wybraliśmy się do najpopularniejszych piramid i bynajmniej to nie popularność miała kluczowe znaczenie, ale ich dostępność. Piramidy o których mowa znajdują się blisko miejscowości Longomoso, na zboczu góry Ritten. Już z drogi można je wypatrzyć, jednak zachęcamy do zatrzymania samochodu we wspomnianej miejscowości i wybrania się na bardzo krótki i łatwy spacer do punktu widokowego. Znajduje się on po przeciwnej stronie piramid i dotrzeć można do niego dwiema ścieżkami. My szliśmy z miejscowości Longomoso, a wejście na trasę zaczyna się tuż przy kawiarni Cafe Erdpyramiden.
Jak już wspomnieliśmy trasa jest łatwa, krótka i przyjemna. Zajmuje jakieś 10 minut w jedną stronę, a droga jest płaska i szeroka na tyle, że nawet z wózkiem bez problemu da się dojechać. Nam przeszkadzał jedynie padający śnieg, który odbierał nadzieje na ujrzenie piramid.
Kiedy dotarliśmy już na punkt widokowy, ledwo mogliśmy dostrzec piramidy. Na szczęście wystarczyło chwilę poczekać, a słońce zaczęło powoli przebijać się przez warstwy chmur i oświetlać słynne ostańce, które mają około 30 metrów wysokości.
Wodospad Barbiano
Dla bardziej wymagających i głodnych górskich szlaków, a zarazem podróżujących z dziećmi polecamy szlak do wodospadu Barbiano (Barbianer Wasserfälle). Nocowaliśmy w Barbiano i mieliśmy do niego rzut beretem, a jednak dopiero pod koniec pobytu wybraliśmy się w trasę, bo odkładaliśmy ją na lepszą pogodę. Początkowo trasa jest banalnie prosta, jednak po wejściu w las, staje się węższa, z kamieniami, korzeniami, schodami.
Szlak pnie się w górę i dla osób słabo zaprawionych w bojach (to o nas ;-) ) może być cięższy. Po drodze mija się różne drewniane elementy zamocowane na strumyku, aby wykorzystać zdrowotne walory moczenia się w zimnych, górskich strumykach.
Dotarcie do pierwszego bliskiego spotkania z wodospadem zajęło nam około 20 minut, przy czym szliśmy wolno, zatrzymując się często na zdjęcia. Widoki były nieziemskie, a pogoda dopisała nam tego dnia najbardziej!
Na szczęście tuż przy wodospadzie, zostaliśmy orzeźwieni zimną wodą – trzeba tutaj zachować szczególną ostrożność, bo kamienie są bardzo mokre i ślizgie.
Jest to tzw. dolny wodospad. Idąc dalej szlakiem (kolejne 20 minut) można dojść jeszcze do górnego wodospadu.
Dolomity
Dolomity kuszą, fascynują i przyciągają. Nie mogliśmy więc się oprzeć i musieliśmy ruszyć górskimi serpentynami.
Nie uważamy się za górskich wyjadaczy, minęło już kilka dobrych lat od kiedy zdobywaliśmy polskie szczyty. Ostatnimi czasy skupiamy się bardziej na dolinkach i trasach dostępnych również dla dzieci. Od początku więc zakładaliśmy, że po górach to nie pochodzimy, a skupimy się na podziwianiu ich z dolin i przełęczy dostępnych samochodem lub tras trekkingowych nie wymagających dużego wysiłku.
Zaplanowaliśmy dojechać samochodem do przełęczy Passo Gardena, gdzie są nie tylko przepiękne widoki, ale i rozpoczyna się wiele tras trekkingowych. Wspinając się serpentynami dojeżdżaliśmy do kurortów narciarskich zupełnie wymarłych, gdzie wszystkie sklepy, hotele i punkty usługowe były zamknięte na cztery spusty. Widzieliśmy jeszcze ośnieżone stoki narciarskie oraz wyciągi, ale żadne z nich już nie działały. Nasz samochód był zresztą jednym z nielicznych, który się tutaj zapuszczały, a jak się później okazało to nie tylko końcówka sezonu sprawiła, że ruch samochodowy był ograniczony.
Kiedy dojechaliśmy do Passo Gardena okazało się, że droga dalej jest zamknięta i musimy zawracać. Nici z malowniczych widoków! Tyle kilometrów i wspinania się na darmo… Nic to jednak ;) Postanowiliśmy wyjść chociaż na chwilę, porzucać się śnieżkami, zrobić kilka ujęć bądź co bądź pięknych widoków i wróciliśmy do samochodu. Wizja przejazdu tak nas zaślepiła, że nie dostrzegaliśmy uroku i surowości otaczających nas gór. Było cudnie, ale to nie koniec polowania z aparatem na Dolomity.
W ramach pocieszenia ruszyliśmy w kierunku innej przełęczy – Passo Sella tuż przy granicy pomiędzy Południowym Tyrolem a Trentino. Tutaj na szczęście udało nam się dotrzeć bez przeszkód, a po drodze co i rusz musieliśmy zbierać szczękę z podłogi samochodu ;-)
Dolomity robią piorunujące wrażenie, szczególnie te postrzępione grzbiety górskie. Nie mogliśmy się napatrzeć, a z każdego widoku mamy tyle zdjęć, że aż ciężko ograniczyć się tylko do kilku.
Uwaga, trasy są bardzo kręte, a do tego zmiany wysokości i ciśnienia mogą sprawić, że zakręci się Wam w głowie. Jeśli macie chorobę lokomocyjną warto wziąć ze sobą leki.
Jak dotrzeć do Bolzano z Polski?
Na koniec jeszcze praktyczna porada jak łatwo dotrzeć do Bolzano i Południowego Tyrolu z Polski. Można wybrać się w dość długą podróż samochodem. Z Łodzi nawigacja pokazuje prawie 12 godzin, więc jest to nie lada wyprawa. Na szczęście po drodze jest wiele ciekawych miejsc, gdzie można się zatrzymać na nocleg i odpoczynek.
My zdecydowaliśmy się jednak na podróż samolotem. Co prawda w Bolzano znajduje się lotnisko, ale jest to mały, regionalny port i nie ma bezpośrednich połączeń z Polski. Aby dostać się do Bolzano należy więc dolecieć do np. do Monachium i stamtąd samochodem do Włoch. Ale zaraz! Lecieć do Niemiec, aby potem taki kawał jeszcze jechać samochodem?! Tak i nadal jest to jedna z wygodniejszych opcji. My wybraliśmy Monachium, bo możemy tu dolecieć bezpośrednio z Łodzi, a bilety nie są kosmicznie drogie. Inne opcje to przylot do włoskich miejscowości, np. Bergamo lub Wenecji i dalsza podróż samochodem, która zajmuje 2,5 – 3 godziny (z Monachium około 3,5 godziny).
O dziwo, droga z Monachium poszła nam całkiem sprawnie. Większość drogi to autostrady, więc można się rozpędzić, ale również trzeba się liczyć z płatnymi drogami i zakupem winiet w Austrii (choć ta w porównaniu z polskimi autostradami jest mega tania i można ją bez problemu kupić na stacji benzynowej w samoobsługowym automacie).
Dodatkowo, trzeba doliczyć koszt wynajęcia samochodu. Koniec końców, wszystko jak zawsze ogranicza się do wybrania dla siebie najbardziej ekonomicznej i wygodnej trasy.
My rezerwowaliśmy samochód jak zawsze przez Rental Cars. Tym razem, po raz pierwszy braliśmy dużo większy samochód, nie tylko po to aby pomieścić bagaże, ale również po to, aby spokojnie zmieściły się z tyłu dwa foteliki. Jeden wypożyczaliśmy na miejscu, a jeden (nosidełko) zabraliśmy ze sobą z Polski. Mieliśmy dużo szczęścia, bo samolot z Łodzi nie był zapełniony w 100% więc mieliśmy nawet kilka miejsc dla siebie i bez problemu mogliśmy wziąć fotelik na pokład.
Mniej szczęścia mieliśmy jednak jeśli chodzi o samochód z wypożyczalni. Poinformowano nas, że dostaniemy upgrade klasy i lepszy pojazd, z czego początkowo bardzo się ucieszyliśmy. Kiedy jednak poszliśmy na parking po samochód okazało się, że dostaliśmy wielkiego, siedmioosobowego Forda Tourneo Connect…
Pani w wypożyczalni zdziwiła się, kiedy oznajmiliśmy, że jednak podziękujemy za taki upgrade ;) Koniec końców dostaliśmy Forda S-Max, który nas oczarował! Auto w najbogatszej wersji (wraz z podgrzewaną kierownicą), niesamowicie pojemny, jedynie trochę zamulał… ale bez problemu pokonywaliśmy nim górskie serpentyny.
Podsumowanie
Temat uważamy za zdecydowanie niewyczerpany! Region Bolzano ma do zaoferowania o niebo więcej atrakcji, szczególnie jeśli chodzi o aktywny wypoczynek. Tym bardziej, że wiele tras jest odpowiednich dla rodzin z dziećmi, a niektóre są nawet odpowiednie dla dziecięcych wózków!
Nie trzeba więc zaopatrywać się w nie wiadomo jaki sprzęt czy nosidła turystyczne dla dzieci, bo i bez tego można cieszyć się niesamowitymi widokami, trasami i po prostu spędzić czas razem.
A czas płynie tutaj spokojnie i wiemy już teraz, że zdecydowanie musimy tutaj wrócimy :)
Zobacz galerię wszystkich zdjęć z Bolzano >>>
Wpis powstał we współpracy z organizacją Roter Hahn.