Czy nam sie wydaje czy w Rzymie leje deszcz?!
Czyli o tym jak i czym przywitało nas Wieczne Miasto…
Naszą podróż rozpoczęliśmy na warszawskim lotnisku im. Chopina. Wczesnym południem, w sobotą 27. kwietnia czekał na nas malutki samolot rodzimego PLL LOT. Po drobnych przygodach na trasie udało nam się dotrzeć na lotnisko w Warszawie, gdzie bez problemu przeszliśmy odprawę i zajęliśmy zarezerwowane wcześniej miejsca na pokładzie Embraera 195.
W tym tekście przeczytasz o:
Lot do Rzymu
Sam lot trwał około 2,5 godziny i przebiegł bez żadnych problemów. Nasza narodowa duma ;-) zaserwowała picie i skromne buły… Zastanawiam się po co w systemach są ciągle do wyboru posiłki Hindu, Vege itp. skoro zupełnie na tych trasach ich nie serwują.
Zresztą niedawno ukazała się informacja, że LOT będzie wprowadzać tylko darmowe posiłki na trasach europejskich, więc problem zapewne rozwiąże się sam. Po spokojnym locie to nasz samolot dotknął płyty lotniska Fiumicino w Rzymie o wyznaczonej godzinie :)
Podróż z lotniska do centrum Rzymu
Po odbiorze bagażu od razu udaliśmy się na stację kolejki, która miała nas zawieźć niemalże pod same drzwi naszego apartamentu. Generalnie lotnisko Fiumicino oferuje kilka opcji dojazdu do centrum wiecznego miasta, od taniego i najdłużej jadącego autobusu po najszybszy i najdroższy pociąg jadący bezpośrednio do centrum Rzymu (pociąg Leonardo). My wybraliśmy opcję pośrednią, czyli dłużej jadący pociąg, zatrzymujący się na kilku stacjach po drodze (Linia FR1). Koszt przejazdu to 8 EUR za przejazd w jedną stronę.
Niestety urządzenia do sprzedaży biletów, które stoją na stacji odmówiły posłuszeństwa, więc zakupu dokonaliśmy drogą tradycyjną – w kasie. Uwaga, przed wejściem do pociągu należy bilet zwalidować (po naszemu “skasować”) w urządzeniach, które znajdują się przy początku pociągu. Podczas naszej wizyty pociągi FR1 odjeżdżały zawsze po prawej stronie, pociągi Leonardo po prawej (idąc od terminalu lotniczego). Jak coś, pomocą służą przemili konduktorzy (choć mówiący słabo po angielsku).
Sam pociąg nie powala, zniszczony, brudny, brak miejsca na bagaże, czyli prawie jak w Polsce ;) Paweł nie przejmował się tym zbytnio i wpatrzony przez całą podróż w mapę planował już chyba nasz następny dzień :)
Po ok. 40 minutach jazdy wysiedliśmy na stacji Trestevere i w ciągu kolejnych 10 minut doszliśmy do bloku, w którym mieliśmy mieszkać. Na samym dole powitał nas właściciel mieszkania, który mówił jedynie po włosku (znikomy zasób polskich i angielskich słówek), ale udało nam się dogadać :) Mieszkanie składało się z 3 sypialni, kuchni, łazienki i wielkiego tarasu. Nie były to luksusy, ale i cena nie była jak za pięciogwiazdkowy hotel więc czego chcieć więcej.
Złe dobrego początki…
Aby nie tracić dnia postanowiliśmy się przejść po najbliższej okolicy. Niestety obraliśmy zły kierunek i wylądowaliśmy w niezbyt atrakcyjnej dzielnicy, ale za to z bardzo ciekawymi szaletami publicznymi… Padający deszcz spotęgował nienajlepsze pierwsze wrażenie… Po krótkim spacerze udaliśmy się do okolicznego marketu i zrobiliśmy zakupy. Jak to się mówi: złe dobrego początki :)
Zobacz co robiliśmy drugiego dnia naszej wyprawy do Rzymu.