To był nasz ostatni, dalszy wyjazd przed narodzinami naszej córeczki. Po przeczytaniu całych internetów znaleźliśmy ciekawe określenie na taki wyjazd – Babymoon. Tak więc zaczynamy relację z ostatniej podróży samolotem w dwupaku :)
Ostrzegam od razu, ten wpis będzie trochę ciążowo-dzieciowy, ale tylko trochę, więc proszę się nie zrażać i nie wyłączać odbiorników ;)
Ta relacja miała powstać już dawno temu, ale jakoś łatwiej i szybciej nam było brać się do roboty po wyjazdach krótkich, weekendowych. Na ten wyjazd chcieliśmy poświęcić więcej czasu, spokojnie wszystko opisać, aby zapewnić jak najwięcej rzetelnych i szczegółowych informacji. Kraj, który wybraliśmy jest tak różnorodny i atrakcyjny, że zasługuje na to :)
Mieliśmy to szczęście, że ciąża przebiegała nam niemalże bezproblemowo, więc obyło się bez żadnych zmian w naszych planach podróżniczych na 2016 rok. Wkroczyliśmy w niego z fasolką w brzuchu na Wyspach Kanaryjskich. Po drodze mieliśmy też kilka dni w Anglii, ale był to typowy wyjazd służbowy, więc z większego odpoczynku nici.
Chcieliśmy pojechać gdzieś, aby odpocząć, wyciszyć się, przygotować się psychicznie i trochę podpatrzeć, jak podróżują inne rodziny, aby już się odpowiednio nastawiać :)
Szukaliśmy kierunku w miarę ciepłego, ale nie gorącego. Wybraliśmy termin poza sezonem, aby uniknąć tłumów, ale wzięliśmy oczywiście pod uwagę, kiedy najlepiej podróżować w ciąży – powrót mieliśmy zaplanowany na początku 3 trymestru (najlepiej podróżować właśnie w 2 trymestrze).
>>> Zobaczcie również jak, gdzie i kiedy najlepiej podróżować w ciąży…
Nie szukaliśmy kierunku zbyt egzotycznego, aby uniknąć możliwości zatrucia czy jakichkolwiek chorób. Chcieliśmy mieć sporo alternatyw na miejscu – zarówno plaże jak i wszelkie zabytki mile widziane. Za wspinaczki, trekkingi, spływy, skoki spadochronowe czy nurkowanie podziękowaliśmy tym razem :)
Wybór padł na Portugalię i dopiero wtedy zaczęły się schody – bo jak tu wszędzie być w niecałe 2 tygodnie??? Niestety tylko na tyle urlopu mogliśmy sobie oboje pozwolić. Tyle do zobaczenia, trzeba by całą Portugalię zjechać wzdłuż i wszerz, a niestety, długa jazda samochodem w stanie błogosławionym jest uciążliwa.
W tym tekście przeczytasz o:
Babymoon w Lizbonie :)
Lecieliśmy do Lizbony, więc pytanie było czy jedziemy na północ czy na południe Portugalii? Trzeba było wybrać coś kosztem czegoś, bo postawiliśmy na jakość, a nie ilość. Z jednej strony malownicze Porto, z drugiej najpiękniejsze plaże Europy. Wybór padł na opcję nr 2. Plan był prosty – intensywne zwiedzanie na początek, a następnie intensywny odpoczynek ;)
Pierwszą część wyjazdu spędziliśmy w Lizbonie i pobliskich miejscowościach, do których spokojnie można dojechać komunikacją miejską. Nasz nocleg może nie był w ścisłym centrum, ale w tzw “walking distance”. Luksusami nie powalał, ale powalał za to szerokością budynku. Ciasny, w holu ledwo mieściła się mała recepcja, a do windy ledwo dało się wcisnąć walizkę. Na szczęście pokój był przyzwoity, choć również mały, jak zresztą cały hotel. Zarezerwować możecie go tutaj.
Niestety, ten fragment Lizbony nie był najbardziej urokliwy, zresztą tak jak droga do centrum. Brud, syf, sypiące się tynki, pozamykane na cztery spusty sklepy i usługi… Czasami czuliśmy się jakbyśmy wrócili na Kubę. Nie spodziewaliśmy się tutaj aż takiej biedy i zaniedbania. Dochodząc do starówki, wkraczamy w inny świat.
Urokliwe Algarve
Dopiero po kilku dniach wypożyczyliśmy samochód, aby pojechać do Algarve i zjechać południowe wybrzeże. Tutaj zatrzymaliśmy się w hotelowym molochu, więc różnica w dostępnej dla nas powierzchni była kolosalna. Mieliśmy do dyspozycji duży apartament z kuchnią (szkoda tylko, że bez wyposażenia :P ). W hotelu dominowali hiszpańscy i angielscy turyści, którzy przyjechali na typowe all inclusive (choć my mieliśmy wykupione tylko śniadania), tylko pora jeszcze za wczesna, bo śmiałków, którzy skorzystali z chłodnego basenu było jak na lekarstwo. Hotel ten możecie zarezerwować na Bookingu, dokładnie tutaj.
Z każdym kolejnym dniem gości hotelowych przybywało i robiło się coraz bardziej tłoczno i gwarno. Okolice również dopiero budziły się do życia i szykowały na sezonowy napływ turystów, który gwarantuje utarg na cały rok. Wiele knajp i hoteli było jeszcze zamkniętych, a te które były otwarte nie grzeszyły szerokim wyborem i świeżymi produktami. Takie uroki podróżowania poza sezonem ;)
Mimo to Algarve zapamiętamy takie jakim chciałoby być zapamiętane, czyli rejonem najpiękniejszych plaż Europy :)
Idealny termin?
O ile w Algarve było widać i czuć, że sezon zbliża się wielkimi krokami, o tyle w Lizbonie sezon jest chyba zawsze. Tam ledwo mieściliśmy się w tramwaju, czekaliśmy w długaśnych kolejkach do atrakcji turystycznych czy kas biletowych na dworcach (choć czasami ciężarne mają pierwszeństwo ;-)).
Pogoda za to była idealna i w Lizbonie, i w Algarve. Nie za gorąco, nie za zimno.
To tak słowem wstępu, o czym będziemy pisać w najbliższym czasie. Będzie o Lizbonie, przepięknej Sintrze, regionie Algarve, wysokich i stromych klifach, pięknych plażach i wiele więcej :)
Szczegółowo o tym co nam się udało zobaczyć, co nas zachwyciło, a na czym się zawiedliśmy już wkrótce. Tak więc zaczynamy relację z naszego Babymoon :)