Kiedy już stwierdziliśmy, że droga do Masca to #1 na Teneryfie pojawił się on – El Teide i zgarnął wszystko! Być na Teneryfie i nie wjechać do Parku Narodowego to jak być w Paryżu i nie zobaczyć Wieży Eiffle’a.
Górujący nad Teneryfą, ten prawie 4-tysięcznik jest najwyższym szczytem całej Hiszpanii. Widać go niemalże z każdego miejsca wyspy, a nawet udało nam się go dostrzec z Gran Canarii :)
W tym tekście przeczytasz o:
La Orotava w drodze na Teide
Zanim jednak napiszemy o wycieczce do Parku Narodowego Teide, musimy się Wam do czegoś przyznać – pojechaliśmy tam ze zorganizowaną wycieczką ;) Tak wyszło, mieliśmy okazję, więc szkoda nie skorzystać, jednak po każdym takim doświadczeniu coraz bardziej jesteśmy przekonani do omijania szerokim łukiem takich zorganizowanych wyjazdów.
Niemniej jednak po kolei: start 8.15 przy pobliskim hotelu. Uczestnikami wycieczki są w większości Niemcy (średnia wieku 60+) oraz Hiszpanie (tutaj średnią obniżają dzieci, robi się głośno). Przewodniczka biegle mówi w trzech językach (angielski, hiszpański, niemiecki) i trzeba jej przyznać, że opowiadała całkiem ciekawe rzeczy. Na początku wycieczki zatrzymaliśmy się w miejscowości La Orotava – krótki spacer po starym mieście i 40 min (!) przerwy w pobliskim sklepie (pod pretekstem super widoku z balkonu i muzeum po drugiej stronie ulicy). Miasteczko ładne, z typowymi drewnianymi balkonami więc warto patrzeć w górę.
Park Narodowy Teide
Następnie ruszyliśmy do Parku Narodowego Teide, jednego z najbardziej charakterystycznych punktów na Teneryfie, coś z czego słyną m.in. Wyspy Kanaryjskie. Droga prowadziła ostro w górę, a jedyna myśl jaka przychodziła nam do głowy to jak ten autokar da radę podjechać do celu. Przecież to podróż ponad 3 km w górę, od poziomu morza!
Po drodze mijaliśmy co jakiś czas ciężarówki wiozące zebrane z lasu igły – ma to zapobiec pożarom, bo są one bardzo łatwopalne w tym suchym klimacie i o pożar tutaj nietrudno. Pierwszy postój mieliśmy przy skale przypominającej swoim kształtem kwiat oraz przy punkcie widokowym na Teide.
Zatrzymaliśmy się również w kawiarni na odpoczynek, gdzie o dziwo już czekały na nas pokrojone ciasta ‘home made’ oraz kawa, herbata (oczywiście wszystko dodatkowo płatne) – i kolejne pół godziny z głowy (ahh te wspaniałe wycieczki zorganizowane…).
Następnie pojechaliśmy w stronę krateru, obok minęliśmy kolejkę na szczyt Teide, która była akurat nieczynna. Podczas pobytu, rozmawialiśmy z kilkoma osobami, które chciały wjechać lub zjechać ze szczytu i nikt nie trafił na działającą ;) Ogólnie, zastrzegają sobie, że przy wietrze i generalnie niesprzyjających warunkach, kolejka może być zamknięta bez uprzedzenia, więc jeśli planujecie podejście na górę o własnych siłach to załóżcie wariant pesymistyczny, że czeka Was również zejście tą samą drogą. Modne podobno są również nocne wspinaczki na sam szczyt.
Jadąc dalej dojeżdżamy do końca drogi i najlepszych punktów widokowych: krajobraz jak z księżaca, widok na olbrzymi krater, skały stworzone z zastygającej lawy no i królujący ponad wszystkim szczyt Teide robią piorunujące wrażenie. Zresztą sami zobaczcie:
Czynny wulkan Teide?
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w jeszcze jednym miejscu, gdzie po krótkim spacerze dochodzi się do samego krateru – wulkan jest czynny ale uśpiony więc nie było widać bulgoczącej lawy jak to na filmach ;) Swoją drogą, w Parku Narodowym Teide kręcono wiele filmów jak np. Gwiezdne Wojny czy Starcie Tytanów.
Aha, ważna rzecz: jest to Park Narodowy i nie można stąd wynosić nic (żadnych kamieni!) – widzieliśmy mężczyzn uzbrojonych w krótkofalówki i lornetki wypatrujących nieposłusznych turystów ;)
Pogoda na Teide
Wybierając się na Teide trzeba być przygotowanym na każdą pogodę. Jak już pisaliśmy we wcześniejszych postach – nie da się jej przewidzieć. Na górze jest zdecydowanie chłodniej – przydadzą się długie spodnie, bluza/kurtka. My akurat trafiliśmy na niemalże bezchmurną pogodę, ale i to jest zdradliwe, bo słońce grzeje całkiem mocno mimo, że tego nie czuć. Podobno 10 minut na górze w słońcu to odpowiednik 1 lub 2 godzin na plaży na poziomie morza, więc warto się przed słońcem schować (pamiętajcie o czapce i kremie z dużym filtrem!). Paweł trochę się o tym przekonał… ;)
Obserwatorium na Teide
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na 1.5h na obiad (dłużej niż czas wolny w samym Parku!!!). Zjedliśmy tutaj lunch: lekką kanaryjską sałatkę z bananem oraz typowe ziemniaczki ‘wrinkly potatoes’ – podawane w łupinkach, z solą oraz sosami mojo: czerwonym i zielonym.
Przynajmniej widoki były ciekawe :)
Nie był to jeszcze koniec atrakcji na dzisiaj. Autokarem pojechaliśmy w kierunku obserwatorium astronomicznego na Teide (2400 m.n.p.m.) – jest tam kilkanaście teleskopów, a każdy należy do innego kraju. Podobno miasta na Teneryfie mają obowiązek gasić miejskie oświetlenie w godzinach 12-6 aby zapewnić najlepszą widoczność (podobno, bo o 5 rano nie widzieliśmy aby były zgaszone, po północy też nie…).
Jadąc w kierunku obserwatorium można zobaczyć Gran Canarię na horyzoncie.
Mijamy obserwatorium, kilka serpentyn i zatrzymujemy się na punkcie widokowym z pocztówkowym widokiem: chmury, ponad nimi Teide a na horyzoncie La Palma… widok cudny :)
Dodatkowo z tyłu widać ciekawy przekrój skał (‘like a cake’), ale widok na Teide skutecznie odciąga od nich uwagę.
I to by było na tyle wycieczki. Do hotelu wróciliśmy około godziny 16, więc jeszcze był czas aby skorzystać z basenu :)
>> Polecamy również relację z naszego pieszego podejścia pod sam szczyt Teide :)
Kolejny dzień pełen wrażeń i ładnych widoków – Teneryfa nie zawodzi!
Zapraszamy też do naszej galerii zdjęć: