Są takie miejsca do których chce się wracać. Niepotrzebne są żadne powody. Po prostu chcemy jeszcze raz gdzieś pojechać, coś zobaczyć, czegoś doświadczyć.
Początkowo, myśleliśmy, że pojechanie drugi raz na Teneryfę to będzie dla nas powtórka z rozrywki, ale okazało się, że osoby, z którymi się jedzie, pogoda, pora roku, czy nawet zmiany w przepisach sprawiają, że patrzymy na znane nam miejsca jak na zupełnie nowe.
Dzisiaj o tym, co poznaliśmy na nowo na Teneryfie.
Na Teneryfie byliśmy kilka dni i jechaliśmy tam bardziej jako organizatorzy czy przewodnicy niż turyści, którzy liczą na to, że zobaczą coś nowego. Jak bardzo się myliliśmy! Oczywiście na naszej liście miejsc do zobaczenia były najważniejsze miejsca takie jak Park Narodowy Teide, góry Anaga, Masca czy plaża Las Teresitas.
W tym wpisie opiszemy tylko te, które nas wyjątkowo zaskoczyły, gdy pojechaliśmy drugi raz oraz te, które dopiero odkryliśmy. Resztę możecie znaleźć w naszych starszych wpisach :-)
W tym tekście przeczytasz o:
Icod de los Vinos
Jest to nieduża miejscowość znajdująca się przy trasie TF20 pomiędzy Puerto de la Cruz a Mascą. Jest to małe, typowo kanaryjskie miasteczko, może trochę przypominająca La Orotavę, ale bez balkonów :)
Icod de los Vinos słynie z Dragon Tree – czyli Smoczego Drzewa, najstarszego i największego drzewa na Wyspach Kanaryjskich.
Początkowo sądzono, że ma nawet 2000 lat, ale wiek ten został zweryfikowany i teraz podaje się, że może mieć 600-800 lat, choć nazwa Tysiącletnie Drzewo pozostała. Drzewo znajduje się na terenie parku Parque del Drago, do którego wstęp jest płatny. Polecamy Wam stanąć na pobliskim tarasie i podziwiać drzewo z oddali, co jest w pełni bezpłatne :)
Miejscowość jest ładna i skromna. Jest sporo typowych domków oraz tradycyjnie biały kościół w centrum. Nam szczególnie się spodobały świąteczne akcenty, jak widać każdy radzi sobie jak może, robiąc bałwany bez śniegu :)
Miejscowość znajduje się na wzniesieniu, więc trzeba się liczyć ze stromymi podejściami i podjazdami.
Faro de Teno
Pamiętacie zamknięta i niebezpieczną drogę na wschodni kraniec Teneryfy z naszej poprzedniej relacji? Wiedzieliśmy, że jest zamknięta, ale coś nas podkusiło, aby znowu pojechać w ten rejon.
Jakie było nasze zdziwienie, gdy zabrakło nam znaków ostrzegawczych o zamkniętej drodze kilka kilometrów przed szlabanem… Nic to, jechaliśmy dalej, aż w końcu się zatrzymaliśmy, bo zabrakło nawet samego szlabanu ;)
Okazało się, że po lekkich konserwacjach i zabezpieczeniach otworzyli drogę i pojawiły się nowe miejsca do eksploracji :) Jechaliśmy wiec w kierunku cyplu Teno, nie będąc do końca przekonanym gdzie w ogóle dojedziemy. Urwiska, strome skały nadal wydawały się niebezpieczne, ale faktycznie zamontowane były dodatkowe zabezpieczenia i siatki, więc spokojnie jechaliśmy dalej zatrzymując się na kilku punktach widokowych.
Pogoda początkowo nas nie rozpieszczała. Wystarczyło jednak, że oddaliliśmy się w kierunku zachodnim i przywitało nas bezchmurne niebo.
Woda była trochę wzburzona, ale korzystaliśmy z nielicznych w tym dniu promieni słonecznych. Widać, że miejsce nie jest jeszcze zbyt popularne, a szkoda, bo rozciąga się stąd fantastyczny widok na Los Gigantes (z drugiej strony też mieliśmy okazję je obejrzeć).
El Teide
O tym wulkanie było już dużo, opisywaliśmy również nasze piesze podejście na Teide. A jednak za każdym razem zatrzymujemy się i podziwiamy czy to typowy kapelusz, czy zachód słońca.
Zawsze imponuje. Poniżej znajdziecie zdjęcia zachódu słońca widzianego z punktu widokowego Cruz del Carmen w górach Anaga.
Plaża Las Teresitas
Las Teresitas to zdecydowanie najładniejsza plaża na Teneryfie, szkoda tylko, że nienaturalna :) Nie mogliśmy tu nie wrócić. I chociaż pogoda była ładna, to woda była zimna i więcej czasu spędziliśmy na leżeniu do góry brzuchem niż pływaniu w wodzie (choć dało się do niej wejść i zamoczyć, a nawet popływać ;)).
Świąteczna atmosfera
Nie, to nie nowy punkt widokowy ;) Byliśmy na Teneryfie w okresie świątecznym. Atmosfera była tam zdecydowanie inna niż w Polsce. Miejscowości są przystrojone lampkami i ozdobami, ale jakoś nie czuje się tutaj świąt tak jak u nas.
Jest spokojniej, wolniej, no i przede wszystkim cieplej. Mogliśmy odpocząć od gorączki przygotowań do Świat, którą doskonale zna się z Polski. Niemniej jednak ozdoby nadają wyjątkowy klimat tutejszym miejscowościom, więc jest to wyjątkowe przeżycie.
Szczególnie jednak spodobała nam się duża-mała szopka w La Lagunie. Była to olbrzymia makieta przedstawiająca liczne scenki w najdrobniejszych szczegółach.
Jedzenie
Tym razem skupiliśmy się na gotowaniu potraw, a nie stołowaniu się na zewnątrz :) Zdarzyło się nam jednak kilka razy jadać w restauracji, ale w mniejszych miejscowościach. Dlatego też największym wyzwaniem było w ogóle zamówienie czegoś, bo z angielskim bywało różnie, a nasz hiszpański nie jest jeszcze na takim poziomie aby rozumieć, co dokładnie jest w menu.
Często kończyło się po prostu na typowych daniach lunch’owych co było dla nas miłą odskocznią od tego co jadaliśmy za pierwszym razem, w typowych turystycznych knajpkach.
Więcej o jedzeniu na Wyspach Kanaryjskich możecie poczytać tutaj.
Na koniec jak zawsze pełna galeria zdjęć:
Zobacz galerię wszystkich zdjęć >>>
Polecamy również wpis o górach Anaga, w którym pokazujemy, że czasem warto wrócić do tych samych miejsc nawet w trakcie jednego wyjazdu, bo pogoda potrafi zrobić dużą różnicę w postrzeganiu danego miejsca ;-)
Zapraszamy Was również do przeczytania naszego podsumowania z poprzedniej wizyty na Kanarach.