Na Wyspy Kanaryjskie można się bardzo łatwo dostać, głównie w sezonie: liczne czartery oraz Ryanair dają spory wybór połączeń. My znaleźliśmy lot na Fuerteventurę we wrześniu, czarterem przez jedno z polskich biur podróży w ofercie last minute.
Dodatkowo kupiliśmy przelot pomiędzy Fuerteventurą a Teneryfą mając bezpieczne 5 godzin na przesiadkę, jednak okazuje się ze czasem nawet 5 godzin to za mało… ;) Ale po kolei…
W tym tekście przeczytasz o:
Jak tanio polecieć na Wyspy Kanaryjskie?
To akurat nie powinno być większym problemem. Dzięki licznym lotom Ryanair bilety na Kanary można kupić już spokojnie za 600 zł w dwie strony (+ opłata za bagaż). Również licznie latają czartery z polskich biur podróży. W normalnej ofercie bilety zaczynają się już od około 900 zł w obie strony (tutaj już z bagażem). W ofertach last minute można złapać je nawet za 600 zł z około miesięcznym wyprzedzeniem. Do tego dochodzą różne i różniaste promocje…
Uwaga! Na czarterach latają różne firmy (Enter Air, Travel Service), dla różnych biur podróży (TUI, Neckermann…), z różnych miast Polski. Nawet jeśli interesuje Was konkretny lot, porównajcie go na kilku stronach biur podróży. Ceny potrafią znacznie się różnić między sobą, pomimo, że są sprzedawane na ten sam lot, na tych samych warunkach.
Czartery te latają praktycznie na każdą z Wysp Kanaryjskich, oczywiście m.in. na Teneryfę, Gran Canarię czy Fuerteventurę.
Przeloty między Wyspami Kanaryjskimi
Naszym celem była Teneryfa. Niestety zagapiliśmy się z promocją last minute na Teneryfę z Warszawy. Nic straconego! Pomiędzy wyspami latają linie lotnicze Binter Canarias, które np. między Gran Canarią i Teneryfą latają praktycznie co godzinę.
Ceny? Całkiem przystępne. Kupując last minute na Fuerteventurę (w podobnym terminie) + przelot Binter Canarias na Teneryfę zapłaciliśmy podobną cenę gdybyśmy musieli kupić wcześniejszy bilet na Teneryfę. Ceny porównujcie bezpośrednio na stronie Binter’a, ale również na polskich wyszukiwarkach lotów. Dzięki temu udało zaoszczędzić się nam kilka dodatkowych groszy + w cenie mieliśmy możliwość darmowego przebukowania (tak, istnieje takie słowo w języku polskim ;)) biletu, co jak się okazało było dla nas bardzo pomocne.
Same linie lotnicze Binter Canarias są więcej niż godne polecenia. Małe samolociki, ale z dużą ilością miejsca na nogi i MEGA wygodnymi fotelami. Pomimo krótkich lotów zawsze rozdają gazety, napoje, przekąski, wilgotne i ciepłe ręcznicznki… i to w cenie! Być może jest trochę głośno w trakcie startu (dzięki śmigłom na skrzydłach), ale podróż umila lokalna muzyka płynąca z głośników ;)
Loty między wyspami są zdecydowanie bardziej komfortowe niż np. promy. Loty nie trwają dłużej niż godzinę… alternatywny prom potrafi płynąć nawet cały dzień! Nie wspominając już o cenach promów, które potrafią być nawet większe niż bilet na samolot.
Długa podróż dzięki Enter Air…
Nasza podróż na Wyspy Kanaryjskie nie zaczęła się zbyt szczęśliwie: z powodu mgły na warszawskim Okęciu były spore opóźnienia. Nasz samolot, który miał nas zabrać na Fuerteventurę czekał w Łodzi aż poprawią się warunki atmosferyczne i ostatecznie z Warszawy wylecieliśmy dopiero po 13.00 (wyloty był planowany na 7. rano…).
Inna kwestia, że warunki na Okęciu poprawiły się znacznie wcześniej. Enter Air (operator tego lotu) pomimo długiego oczekiwania nie informował nas o sytuacji, jedzenie (które nam przysługiwało) przekazał dopiero po silnych naciskach oczekujących, generalnie masakra! Nic nie pisząc już o odszkodowaniu, z którego Enter Air również się miga… Jednym słowem, uważajcie na tą linię.
Generalnie opóźnienie oznaczało, że nie zdążymy na nasz drugi samolot z Fuerteventury na Teneryfę i możemy nie zdążyć odebrać samochód z wypożyczalni (mimo, że założyliśmy sobie bezpieczne 5h na przesiadkę!). Jeszcze w Polsce staraliśmy się prze-organizować przesiadkę lub znaleźć alternatywny sposób dostania się na drugą wyspę – braliśmy pod uwagę również dopłynięcie promem ;) Jako, że była to niedziela, część biur była pozamykana i nie udało nam się dowiedzieć czegoś konkretnego.
Ostatecznie, kiedy wylądowaliśmy na Fuerteventurze udaliśmy się pędem do biura Binter gdzie udało nam się “przebookować” bilet na późniejszy lot :) Niestety również i ten lot był opóźniony, ale tylko godzinkę, więc nie robiło to już na nas większego wrażenia ;) Zresztą milutkie fotele zniwelowały całe zmęczenie i stres ;)
Po niespełna godzinnym locie znów pędem polecieliśmy odebrać samochód (udało nam się dotrzeć do biura Avisa 5min przed zamknięciem). Dopiero później odebraliśmy bagaże.
Na szczęście wszystko jakoś się ułożyło i ok 23 dotarliśmy do hotelu (bez GPSa, który nie mógł złapać sygnału i z kobietą robiącą za GPS, ale się udało ;) ).
To był dzień pełen przygód więc od razu padliśmy… :)