Eysturoy to druga pod względem powierzchni i liczby mieszkańców wyspa w archipelagu Wysp Owczych. Jej nazwa oznacza wyspę wschodu.
Na całej wyspie mieszka mniej osób niż w stolicy Wysp Owczych – lekko ponad 10 000 osób. Wpływ na to może mieć między innymi ukształtowanie terenu, które jest zdominowane przez liczne wzniesienia (znajduje się tutaj 66 szczytów!), w tym najwyższy szczyt Wysp Owczych – Slættaratindur. Na wyspę można się dostać mostem (ze strony Streymoy), tunelem (płatnym ze strony Borðoy), promem lub helikopterem.
Północna część Eysturoy, to w dużym uproszczeniu: Eiði, Gjógv, Risin og Kellingin oraz Slættaratindur. Farerskie nazwy nic Wam nie mówią? Eiði i Gjógv, to dwie miejscowości, których tłumaczenie nazw oddaje ich położenie, czyli: Przesmyk i Wąwóz Wypełniony Wodą. Lepiej jednak brzmi po farersku, prawda? ;-) Risin og Kellingin to dwie skały u wybrzeży wyspy, a Slættaratindur to najwyższy szczyt Wysp Owczych.
Zacznijmy jednak po kolei…
W tym tekście przeczytasz o:
Legenda o Olbrzymie i Wiedźmie
We wpisie o wyspie Streymoy napisaliśmy kilka zdań o miejscowości Tjørnuvík, z której widać dwie iglice Risin i Kellingin (Olbrzym i Wiedźma), z którymi jest związana pewna legenda. Przyszedł właśnie czas na przytoczenie tej legendy.
Dawno, dawno temu Islandczycy postanowili przywłaszczyć sobie Wyspy Owcze i aby to uczynić wysłali wspomnianych Olbrzyma i Wiedźmę. Dotarli oni do brzegu wyspy Eysturoy i nieudolnie starali się zarzucić linę, którą mogliby przyciągnąć wyspy w kierunki Islandii (według jednych wersji próbowali złapać liną górę, a według innych cały archipelag).
Stety albo niestety skały były tak solidne, że nie byli w stanie ich ruszyć. W swoich próbach i wysiłkach zatracili poczucie czasu i nim się obejrzeli zaczęło wchodzić słońce, a jak powszechnie wiadomo promienie słoneczne zamieniają olbrzymy i wiedźmy w kamienie ;-) I taki właśnie los spotkał naszych bohaterów, a dwie iglice wystające z wody właśnie ich przedstawiają.
>>> Polecamy również nasz eBook "Wyspy Owcze" za jedyne 39,99 zł! Wszystko w jednym miejscu, a w nim 149 stron pełnych inspiracji, opisów i praktycznych porad.
Nasza wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach, ale nie byliśmy w stanie dostrzec żadnego podobieństwa pomiędzy skałami a wspomnianymi stworzeniami. Niemniej jednak bliżej brzegu, na dwóch nogach stoi Wiedźma (68 metrów wysokości), a za nią jest skała szersza, która symbolizuje Olbrzyma (71 metrów). Według prognoz Wiedźma już długo tak nie postoi więc warto się pośpieszyć aby zobaczyć “żywą” legendę ;)
Z Eiði do Gjógv
Miejscowością, która znajduje się najbliżej bohaterów legendy jest Eiði, czyli Przesmyk. Miejscowość ta znajduje się właśnie na takim płaskim, wąskim przesmyku. Patrząc na Eiði z wyspy Streymoy można odnieść wrażenie, że jest to teren zagrożony zalaniem w trakcie większego sztormu.
Eiði i boisko w skale
W północnej części Eiði znajduje się wykute w skale boisko piłkarskie – Mølini, które swoją popularność zawdzięcza nietypowemu położeniu pomiędzy Morzem Norweskim z jednej strony, a z drugiej jeziorem Niðara Vatn.
I tak, stadion jest czasami zalewany, a w trakcie meczu służbę ma człowiek na łodzi, który podaje piłki, które wypadły poza boisko. Szkoda tylko, że trybuny są takie małe, bo to musi być frajda oglądać mecz w takim otoczeniu! Takie rozgrywki to ja bym mogła oglądać!
Slættaratindur, najwyższy szczyt na Wyspach Owczyh
Jadąc z Eiði do Gjógv mija się po lewej stronie Slættaratindur – najwyższy szczyt Wysp Owczych (882 metry). Na samą górę prowadzi szlak, ale tym razem jego początek zlokalizowaliśmy bezbłędnie. Bezbłędnie, bo było to jedno z nielicznych miejsc, gdzie zatrzymuje się więcej niż dwa samochody. Naczytaliśmy się wcześniej o cudownych, widowiskowych, bajecznych widokach ze szczytu więc postanowiliśmy spróbować swojego szczęścia i zaparkowaliśmy samochód na dłużej na prowizorycznym parkingu.
Pierwsze schody, a dokładniej drabina pojawiły się na początku – aby dostać się na szlak trzeba przejść po drabinie przez ogrodzenie. Gdybyśmy byli we dwójkę skoczylibyśmy bez problemu, ale jednak maluch w nosidle zobowiązuje do większego dbania o bezpieczeństwo. Kiedy już znaleźliśmy sie po drugiej stronie ruszyliśmy śladami innych turystów. Niestety nie było ich wielu, a dokładniej to minęliśmy może 3 rodziny i tyle. Odpuściliśmy szukanie szlaku, staraliśmy się jedynie iść stroną, która jest mniej śliska i bardziej udeptana.
Pomimo naszego zapału i chęci, szczęście postanowiło się od nas odwrócić i koniec końców mgła i deszcz sprawiły, że zrezygnowaliśmy z dalszej wędrówki. Nie było sensu wspinać się dalej kiedy szczyt był spowity chmurami, a widoczność była minimalna.
Niemniej jednak nawet z niewielkiej wysokości widać było jezioro Eiðisvatn – powiększone na potrzeby elektrowni w Eiði. Z jednej perspektywy jezioro sprawia wrażenie, jakby było na poziomie Oceanu, oddzielone jedynie niskim wałem.
Gjógv
Jedną z ładniejszych miejscowości i najbardziej popularnych wśród odwiedzających archipelag jest miejscowość Gjógv. Jest to najdalej na północ wysunięta miejscowość na wyspie Eysturoy, zamieszkała przez około 30 osób [źródło]. Liczba ta może dziwić, bo miejscowość wydaje się znacznie większa i liczba domów wskazuje na większą liczbę mieszkańców.
Po Gjógv kręci się dużo ludzi, ale w większości są to turyści. Znajduje się tutaj popularny Guesthouse z restauracją. Jest też jedna jedyna kawiarnia, przy głównej atrakcji, choć była zamknięta pomimo szczytu sezonu. Gdyby nie turyści można by pomyśleć, że jest to jedna z tych miejscowości, która się powoli wyludnia.
Co więc sprawia, że ściągają tutaj “tłumy” (pamiętajmy, że ciągle jesteśmy na Wyspach Owczych, gdzie przez tłum określa się liczbę około 20 osób ;) )? Nazwa miejscowości to “Wąwóz Wypełniony Wodą” ;-) i to właśnie ten wąwóz działa jak magnes.
Rozpadlina ta stanowi naturalną przystań, a do poziomu wody prowadzą schody w dół. Mieszkańcy mogą tutaj cumować łodzie i kutry, bo wąwóz stanowi naturalną dla nich ochronę, a morze jest spokojniejsze. Obok schodów znajdują się szyny, po których można wyciągnąć łodzie na wypadek konieczności ich naprawy lub gorszych warunków atmosferycznych.
Ściany wąwozu są często odwiedzane przez liczne ptaki morskie, więc jest to doskonały punkt aby obserwować m.in. maskonury (puffiny!), których jest tutaj naprawdę dużo. Z Gjógv prowadzi szlak na północ wzdłuż klifów.
W miejscowości urzekły nas miniaturowe domy jak dla elfów, plac zabaw oraz pontony dla dzieci zrobione z beczek. Szkoda tylko, że nikt z tych atrakcji nie korzysta, a miasto sprawia wrażenie miasta widma. Brakowało jedynie podmuchu wiatru, który wprawiłby w ruch skrzypiące huśtawki…
Droga do Elduvík
Z Gjógv udaliśmy się w kierunku miejscowości Elduvík, małej, zamieszkałej przez kilkanaście osób, której nazwa oznacza Zatokę Ognia. Droga prowadzi wzdłuż fiordu, a widoki urozmaicają nam łagodne, warstwowe wzniesienia, pokryte trawą, oświetlane przez przebijające się przez chmury promienie słoneczne, liczne wodospady oraz cyrki lodowcowe.
Tuż przed miejscowością Elduvík znajduje się cypel, a droga skręca w prawo. Tutaj też znajduje się jeden z ciekawszych punktów widokowych, więc warto się zatrzymać na dłużej, a nie tylko podziwiać naturę zza szyb samochodu. Znajdują się tutaj ławki i stoły, więc można chwilę odpocząć i napawać się otaczającym krajobrazem. A jest co oglądać.
Widać stąd trasę, którą jechaliśmy wzdłuż wzniesień w północnej części Eysturoy. Pomiędzy dwiema górami, w dolinie widać jedną z mniejszych miejscowości – Funnings Kommuna. Czerwone, białe, seledynowe i czarne elewacje oraz dachy wyraźnie kontrastują z otaczającą je wokół zielenią.
Z drugiej strony widać kolejną wyspę – Kalsoy, znów pełno wzniesień z charakterystycznymi liniami w skałach – skutki postępujących po sobie z długimi odstępami czasu tzw erupcji linearnych.
Miejsce to było dla nas zjawiskowe. Zapewne duży był w tym udział aury, bo trafiliśmy na ładną pogodę, słońce oświetlało zielone zbocza, a do tego wyjątkowo nie wiało. Mogliśmy spokojnie usiąść, napić się ciepłej herbaty i po prostu wsłuchać się w ciszę.
Widoki? Niesamowite!
Południe wyspy
Początkowo nie planowaliśmy w ogóle jechać na południe Eysturoy. Opisane powyżej miejsca zobaczyliśmy w jeden dzień, natomiast na wyspie byliśmy kilka razy, w większości przejazdem. Jednego dnia kiedy wracaliśmy z północnych wysp postanowiliśmy pojechać na południe, bo była szansa na ładną pogodę bez opadów. Tego dnia lało niemalże wszędzie więc z utęsknieniem szukaliśmy słońca.
Jechaliśmy w kierunku miejscowości Runavík, a następnie do Æðuvík. Tuż za miejscowością Runavík naszym oczom ukazało się jezioro Toftavatn. To położone wśród pagórków jezioro słynie z wielu gatunków ptaków, które można tutaj obserwować oraz wrzosowisk.
Słynie również z legendy, według której w jeziorze żyje elf – Nykin, który wynurzał się pod postacią przystojnego mężczyzny lub konia i przyciągał w ten sposób młode dziewczyny i dzieci. Każdy kto go dotknął był łapany i wciągany do jeziora.
Jezioro można dookoła objechać samochodem, ale my zboczyliśmy do najdalej wysuniętej na południe miejscowości Æðuvík. Kiedy do niej dotarliśmy od razu zawróciliśmy, bo na miejscu nie ma nic interesującego. Niemniej jednak droga do tej osady była typową drogą, jaką chcieliśmy zobaczyć na Wyspach Owczych – wąska, długa, kręta z dodatkowymi przeszkodami w postaci ulubionych włochatych zwierząt ;)
Zresztą zobaczcie sami:
Podsumowanie
Mogłoby się wydawać, że Eysturoy na pierwszy rzut oka jest bardzo podobna do Streymoy i nie zobaczymy tu nic nowego. Na szczęście tylko się tak wydaje :)
Przed naszymi oczami są ciągle obrazy z tej wyspy: górzyste tereny, małe osady w zatokach i dolinach, piękne widoki i nieprzewidywalna pogoda. Fakt, podobne obrazy są również na innych wyspach, ale są tu tak charakterystyczne miejsca jak zalewany stadion, wąwóz który jest przystanią, najwyższy szczyt czy miejsca owiane legendami.
Zresztą, jak już się leci na Wyspy Owcze to nie po to, aby ominąć drugą największą wyspę :)
Zapraszamy również do galerii, gdzie znajdziecie o wiele więcej zdjęć: