Wyspy Owcze to archipelag pełen owiec, deszczu i wełnianych swetrów. Niektórym może kojarzyć się tylko ze słynną rzezią grindwali, a innym z jednym z najbezpieczniejszych, a zarazem najdroższych miejsc w Europie. Jak jest w rzeczywistości?
W kilku najbliższych wpisach przybliżymy Wam ten oddalony archipelag i rozprawimy się z kilkoma mitami…
Z czym nam będą kojarzyć się Wyspy Owcze?
Przede wszystkim z pięknymi krajobrazami, pustkowiami oraz okalającą zewsząd ciszą.
Od czasu wyjazdu na Islandię nie byliśmy w tak bardzo malowniczym i bezpiecznym miejscu (Azory są tuż obok na podium). Aż chce się od razu zacząć wszystko opisywać, zachwalać i inspirować, ale na wszystko przyjdzie czas :)
Na Wyspach Owczych byliśmy tydzień – z jednej strony to wystarczająco, aby zobaczyć najpiękniejsze miejsca, a z drugiej to zdecydowanie za mało, aby zobaczyć wszystko, przejść większością szlaków, dowiedzieć się więcej o kulturze, o Farerczykach (lub Farerach jak kto woli), zobaczyć każdą wyspę itp. Widzieliśmy sporo, dużo też czytaliśmy a i tak ciągle mamy jakiś niedosyt. Zacznijmy jednak od początku.
W tym tekście przeczytasz o:
Tajemnicze Wyspy Owcze
Wyspy Owcze to nieduży archipelag na morzu norweskim, nad Wielką Brytanią. Jest to ważne, bo wiele osób w ogóle nie ma pojęcia gdzie znajdują się te wyspy. Mogą brzmieć trochę egzotycznie, a w gruncie rzeczy są bardzo blisko (lot z Kopenhagi trwa około 2 godzin).
Mimo, że są terytorium zależnym od Danii, to nie należą do Unii Europejskiej i strefy Schengen, więc przyjeżdżający z Polski potrzebują paszport (!).
W skład archipelagu wchodzi 18 wysp pochodzenia wulkanicznego, ale nie oznacza to, że zobaczymy tutaj wygasłe wulkany. Zobaczymy za to majestatyczne klify (najwyższe w Europie!), fiordy, dolinki, rybackie miejscowości w zatoczkach, mnóstwo wodospadów. Widoki nie z tej ziemi gwarantowane (niestety chmury i deszcz również są gwarantowane).
Czemu Wyspy Owcze?
Powodów aby jechać na Føroyar było mnóstwo.
Zaczęło się od jednego, pięknego zdjęcia, na które natknęliśmy się na Instagramie. Było to zdjęcie, na które reakcja była w stylu: O matko, gdzie to i ile kosztują tam bilety lotnicze?! – też tak macie? ;)
>>> Polecamy również nasz eBook "Wyspy Owcze" za jedyne 39,99 zł! Wszystko w jednym miejscu, a w nim 149 stron pełnych inspiracji, opisów i praktycznych porad.
Później zaczęliśmy szukać, przeglądać zdjęcia, czytać. Z każdą kolejną stroną internetową i relacją na blogu byliśmy coraz bardziej przekonani, że polecimy tam choćby nie wiem co. Całość dopełniła trylogia Remigiusza Mroza (vel Ove Løgmansbø) o Wyspach Owczych i nie wiadomo kiedy a już sięgaliśmy po kartę kredytową, aby zapłacić za bilet lotniczy.
Dlaczego “Owcze”?
Pamiętacie jak na Wyspach Kanaryjskich nieudolnie szukaliśmy kanarków? Na szczęście na Wyspach Owczych owiec jest pod dostatkiem – a przynajmniej tak się początkowo wydaje każdemu turyście odwiedzającemu ten archipelag. Nazwa zobowiązuje.
Kiedy tylko wsiedliśmy do samochodu pojawiły się na poboczu pierwsze zwierzaki które szybko przebiegły przez drogę. I takie widoki towarzyszyły nam przez cały wyjazd. Przy drogach, na szlakach, wokół domu – wszędzie owce i barany. Nic dziwnego, jest ich więcej niż mieszkańców archipelagu!
Liczba ludności Wysp Owczych to ponad 50 000, a owiec jest tutaj 75 000 – 78 000 (dokładane są starania, aby liczba owiec mieściła się właśnie w tych granicach). I jest to za mało! Za mało aby wyżywić farerską społeczność. Zwiększenie tej liczby może mieć tragiczny wpływ na tutejszy ekosystem, więc baraninę często gęsto importuje się z Islandii i Nowej Zelandii (tak, dobrze czytacie – z końca świata).
Popularna jest oczywiście owcza wełna, z której robione są swetry, czapki, rękawiczki, tak bardzo popularne w sklepach z pamiątkami (poprawka: w sklepach przy informacji turystycznej, bo sklepy z pamiątkami moglibyśmy policzyć na palcach jednej ręki ;))).
To jednak nie koniec owczości. Tylko Farerowie mogli wpaść na pomysł aby jednostkę powierzchni mierzyć za pomocą owiec. Dokładniej, nie chodzi o stałą wartość, ale o to jaki obszar jest w stanie wykarmić 32 owce! Dla formalności, nazwa tej miary to mørk.
Wymagająca destynacja
O ile o Azorach pisaliśmy, że nie są dla każdego, tak Wyspy Owcze są jeszcze bardziej specyficznym kierunkiem. Kto się tutaj spełni? Zdecydowanie piechurzy. Jest to kraj dla osób aktywnych, którym nie jest straszne iść kilka, kilkanaście kilometrów aby zobaczyć widowiskowe klify, urwiska czy wodospady. Co więcej, nie straszne im iść często w deszczu, błocie, przepędzając gromadę owiec i przechodząc przez ogrodzenia po drabinkach.
Dodajmy do tego szlaki, których nie ma, bo na trasie nie znajdziemy żadnego oznaczenia, a jedynie lekko wydeptaną drogę (i to też przy sprzyjających wiatrach). No więc może już teraz jest bardziej jasne o co mi chodzi ;)
Oczywiście, jest tutaj sporo miejsc do których wystarczy dojść kawałek, do wielu można dojechać samochodem, ale co to za frajda zatrzymywać się tylko na punktach widokowych?
Nie ma co ukrywać również, że Wyspy Owcze są drogie. Jeśli już przyjeżdża się tutaj, to trzeba się liczyć z dużymi cenami noclegów (szczególnie w sezonie) i wynajmu samochodu (odradzamy przemieszczanie się autobusami). Za jedzenie trzeba sporo zapłacić (szczególnie stołując się na zewnątrz), ale podstawowe produkty w sklepach nie są kosmicznie drogie.
I bynajmniej nie chcemy Was zniechęcać :) Po prostu lecąc na Føroyar trzeba być świadomym tych “niedogodności” czy “utrudnień”.
Pogoda na Wyspach Owczych
Oczywiście nie jest to też miejsce, gdzie przyjeżdżają wielbiciele słońca i plaż ;) Temperatura w sierpniu jest stała: ok. 12-14 stopni, ale trzeba przyznać, że jak pojawi się słońce to odczuwalna potrafi być dużo wyższa. Mówi się, że na archipelagu 400 dni w roku pada deszcz. Otóż nie ;) Za dzień deszczowy uznaje się dzień, w którym spadło choć trochę deszczu, więc nie należy przekreślać swoich szans na słońce.
Pogoda tutaj zmienia się jak w kalejdoskopie i ciężko przewidzieć jaka pogoda czeka nas za tunelem czy na innej wyspie (na szczęście z pomocą przyjdą nam kamerki live). My mieliśmy dużo szczęścia – trafiliśmy na wyśmienitą pogodę przez kilka dni (tak, z drugiej strony było kilka deszczowych i pochmurnych, ale jesteśmy optymistami, którzy widzą szklankę do połowy pełną).
Jak dostać się na Wyspy Owcze?
Na archipelag najłatwiej jest dostać się samolotem, ale kursują również promy (płyną one z Danii na Islandię, więc można połączyć naszą wyprawę również z Islandią).
My wybraliśmy szybszą opcję z samolotem. Na jedyne lotnisko na Wyspach Owczych lata kilka samolotów dziennie i to dwóch linii lotniczych: SAS oraz farerskich Atlantic Airways. My lecieliśmy linią SAS z Warszawy do Kopenhagi, a stamtąd na lotnisko Vágar (nazywa się dokładnie tak samo jak cała wyspa).
Lot z Warszawy zajął około godziny, a na Wyspy Owcze ok dwóch godzin. Po raz kolejny najgorsza w całej podróży okazała się długa przesiadka, bo same loty były bardzo komfortowe i sprawne. Bilet na jedną osobę kosztował nas 1 600 złotych (bez żadnych promocji).
Lotnisko Vágar uchodzi za niebezpieczne lotnisko, szczególnie ze względu na niesprzyjające wiatry. Czytaliśmy, że to właśnie warunki atmosferyczne sprawiają, że odbywa się kilka podejść, ale na szczęście my nie mieliśmy okazji przekonać się o tym na własnej skórze. Mieliśmy za to okazję podziwiać piękne widoki zza szyb samolotu, bo jak na zamówienie, pogoda była wyśmienita (widzieliśmy m.in. jezioro Sørvágsvatn).
Choć tak nawiasem mówiąc, lotnisko na Maderze zrobiło na nas większe wrażenie jeśli chodzi o trudność lądowania ;)
Lotnisko na Wyspach Owczych jest malutkie, a wieża kontrolna miniaturowa – ale to w zupełności wystarczy aby obsłużyć prawie 300 000 pasażerów rocznie (dane z 2016 r. [źródło]). Co ciekawe, pomimo, że archipelag nie należy do strefy Schengen, to na wylocie i przylocie nikt nie sprawdzał paszportów (poza nadaniem bagażu).
Aha, będąc na lotnisku zwróćcie uwagę na znajdujący się tutaj sklep – pamiątki są tańsze niż w innych miejscach na Wyspach, spokojnie możecie też kupować napoje (również wyskokowe) bo ich ceny są atrakcyjne.
Po wylądowaniu pozostało nam odebrać samochód i ruszyć w drogę. Niestety problem pojawił się już przy pierwszym punkcie. Otóż nigdzie nie mogliśmy zlokalizować naszej wypożyczalni samochodów. Było tylko jedno okienko, ale ono nie obsługiwało tej firmy, z której potwierdzenie mieliśmy. Wyszliśmy na zewnątrz i szukaliśmy pomocy u pracownika lotniska, który o dziwo nic nie słyszał o tej firmie. Wtedy zaczęliśmy się trochę stresować.
Zdawaliśmy sobie sprawę, iż wynajem samochodu od ręki może graniczyć z cudem, a jak się uda, to wyniesie nas tyle co pięć lotów na Wyspy Owcze. Na szczęście pracownik lotniska, starszy, poczciwy pan, bardzo się zaangażował i zaczął dzwonić do swoich kontaktów. Okazało się, że wypożyczalnia istnieje (ufff), a kluczyki czekają na nas w Informacji Turystycznej, którą minęliśmy, bo czekało tam kilka osób. Te kilka osób w kolejce to było nic w porównaniu do kolejki do innych wypożyczalni, więc suma summarum wyszliśmy na tym korzystniej :)
Przy okazji bardzo polecamy Wam naszą wypożyczalnię. Jest to typowo lokalna wypożyczalnia (wyjątkowo tym razem nie rezerwowaliśmy przez Rentalcars), nazywa się ona po prostu make.fo :)
Kiedy już odebraliśmy samochód pozostawało nam zapiąć pasy, ruszyć w drogę i uważać na te włochate stworzenia, które tylko czekają aby wskoczyć pod nadjeżdżający samochód.
Podsumowanie
Nie zniechęcajcie się! Wyspy Owcze to najfajniejsze miejsce jakie widzieliśmy w tym roku! W najbliższych wpisach przekonacie się dlaczego tak bardzo nam się spodobały!
Zobacz nasze wszystkie wpisy o Wyspach Owczych!