Park Prater może budzić skrajne emocje – jedni uznają obecny tam lunapark za kiczowaty, a inni będą chcieli w nim spędzić cały dzień. Do której grupy się zaliczamy? Czy Prater to tylko park rozrywki?
Park Prater (Wiener Prater) widzieliśmy codziennie. A dokładnie to kilka razy dziennie. Bynajmniej nie wynikało to z naszego zafascynowania tym miejscem, ale lokalizacji hotelu, który znajduje się tuż przy samym parku (nocowaliśmy w hotelu magdas). Z okien hotelu codziennie widzieliśmy słynny diabelski młyn z czerwonymi wagonami oraz wysoką karuzelę, ale w pokoju nie słyszeliśmy żadnych hałasów z lunaparku.
W tym tekście przeczytasz o:
Wiener Prater, nie tylko park rozrywki
Na wstępie musimy zaznaczyć, że wiedeński Prater to nie tylko park rozrywki, ale duży teren wypoczynkowo – rekreacyjny z lunaparkiem, placami zabaw, torami dla rowerów, skateparkiem, wybiegami dla psów i wieloma innymi atrakcjami. Jest to miejsce gdzie można pobiegać, pojeździć na rowerze czy rolkach (a nawet konno!) czy po prostu spędzić czas z rodziną. O której godzinie byśmy nie byli zawsze było dużo ludzi.
Jednak to część z lunaparkiem najbardziej przyciąga turystów i nic dziwnego, bo jest to miejsce gdzie każdy znajdzie coś dla siebie – zarówno najmłodsi, dla których są spokojne karuzele, samochodziki i kolejki oraz Ci trochę starsi, którzy są bardziej żądni wrażeń.
Do Wiednia jechaliśmy z przekonaniem, że tą część to zobaczymy tylko zza ogrodzenia, bo przeczytaliśmy, że lunapark jest zamykany od 1. listopada na okres zimowy, ale na miejscu okazało się, że działa w najlepsze. Może nie wszystkie atrakcje i część sklepów oraz restauracji była zamknięta, ale i tak cieszyliśmy się, że zobaczymy jedną z “topowych” atrakcji Wiednia (tak, nie wstydzimy się przyznać, ze często chodzimy utartym szlakiem ;-)).
Park rozrywki w Wiedniu
Główne wejście do parku rozrywki znajduje się od strony stacji metra Praterstern – traficie do niego bez problemu bo wystarczy kierować się w stronę diabelskiego młyna z czerwonymi wagonikami. Po drodze mija się budki z kiełbaskami i lodami, aż w końcu dochodzi do wejścia na teren lunaparku. Jest to symboliczne wejście z kasami, sklepikami, bramą ale nie oznacza to, że musicie płacić na wejściu – wstęp na teren jest bezpłatny, a płaci się osobno za każdą atrakcję (ot, taki typowy lunapark a nie park rozrywki ;-)).
Dodatkowo, teren tylko wydaje się zamknięty, a tak naprawdę w dalszych częściach można bez problemu wychodzić i wchodzić do lunaparku. My często po prostu przechodziliśmy przez ten obszar w drodze do hotelu.
Jakie atrakcje na nas czekają? Przeróżne! Przy samym wejściu znajduje się coś dla osób, których nie interesują rollercoastery, czyli Muzeum Figur Woskowych (Madame Tussauds) oraz Muzeum Czekolady.
Również diabelski młyn (Ferris wheel) uchodzi za spokojną atrakcję (nie wchodźcie jeśli macie lęk wysokości, mierzy on 65 metrów).
Dla maluchów jest wiele karuzel, samochodzików do których można wejść z rodzicami czy kilka wolnych kolejek.
Dla głodnych wrażeń jest tutaj mnóstwo atrakcji mniej lub bardziej mrożących krew w żyłach (w sumie jest około 250 atrakcji!!!). W tym kolejki górskie (również zadaszone), czy domy strachów.
Nam się szczególnie spodobała wysoka na 117 (!) metrów karuzela krzesełkowa. Robi wrażenie…
Trzeba uczciwie przyznać, że część atrakcji do najnowszych i najpiękniejszych nie należy. Tuż obok podrdzewiałych, hałasujących kolejek są te zupełnie nowe, wypasione, które wręcz zapraszają na przejażdżkę. Również część automatów, barów oraz dekoracji sprawia wrażenie jakby dawno nie były odświeżane. Jeśli więc uznacie, że jednak lunapark jest zbyt kiczowaty zawsze możecie wyjść i przejść do parku obok :)
Park rekreacyjny
Park w pobliżu hotelu to jest to :) Nie żebyśmy nie mieli co robić w Wiedniu, ale wieczorami, kiedy mieliśmy jeszcze siły wybieraliśmy się na spacer. Dodatkowo, patrząc z okna w ogóle nie czuliśmy, że nocujemy w centrum Wiednia, bo wszędzie wokół były drzewa, jedynie widoczne w oddali atrakcje z lunaparku nam o tym przypominały.
Główna aleja w parku (Hauptallee) ma długość 4,5 kilometra i łączy plac Praterstern z restauracją Lusthaus. Codziennie rano, kiedy przechodziliśmy przez park mijaliśmy wiele osób, które biegały czy jeździły na rowerze właśnie tą aleją. Kiedy wracaliśmy wieczorami przeważały rodziny z dziećmi. Niestety wieczorami aleja nie jest cała oświetlona, wiec warto wyposażyć się w latarki lub światełka do wózka.
W parku znajduje się również sporo udogodnień i dobra infrastruktura – wymyślne place zabaw, miejsca do wspinaczek, jest gdzie pojeździć na rolkach, rowerach, desce, a nawet popływać łódką! Od kiedy podróżujemy z Oliwią bardzo dużą uwagę przywiązujemy właśnie do tego typu atrakcji :)
Niech o ogromie całego parku świadczy to, że można poruszać się po nim kolejką wąskotorową Liliputbahn Prater, która ma aż kilka stacji ;)
Park wyglądał wręcz bajecznie jesienią. Ta pora roku w Polsce za późno przyszła i za wcześnie odeszła, a w Wiedniu mogliśmy poczuć ją naprawdę.
Kiczowaty lunapark?
Czy uważamy lunapark za kiczowaty? Trochę tak, ale nie oznacza to, że nie można się tutaj świetnie bawić. Wręcz przeciwnie!
Moglibyśmy spędzić tutaj cały dzień jeżdżąc na wszystkich karuzelach i kolejkach górskich :) O tej porze roku jest trochę chłodniej i wcześniej robi się ciemno, ale też jest o wiele mniej ludzi i do poszczególnych atrakcji nie ma w ogóle kolejek.
Polecamy nasz wpis o innych atrakcjach i tym co można zobaczyć w Wiedniu.
Polecamy również galerię wszystkich zdjęć z tego wpisu: