Trafił nam się iście farerski dzień. Chmury, deszcz, wiatr – nienajlepsze warunki na poznawanie północnej części archipelagu. Jednak na Wyspach Owczych pogoda nie jest wymówką ;-)
Mówi się, że na Wyspach Owczych deszcz pada 400 dni w roku. To (prawie) prawda! Roku na wyspach nie spędziliśmy, ale patrząc na to jak zmienna jest tutaj pogoda, jak odmienna aura panuje na różnych wyspach, jesteśmy w stanie uwierzyć, że gdzieś na archipelagu własnie pada. Tym bardziej, jeśli uznamy za dzień deszczowy dzień, w którym mamy lekką mżawkę, która trwała 15 minut.
A tak całkiem serio, to farerska pogoda dała nam się we znaki tylko raz – był to ten dzień kiedy postanowiliśmy pojechać na północ. Nie ukrywam, że w inne dni też zdarzało się, że padało, pojawiały się mgły, ale nie było to tak uciążliwe jak tego feralnego dnia. Jadąc na Wyspy Owcze po prostu trzeba się z tym liczyć i odpowiednio przygotować. Kurtka przeciwdeszczowa to jest podstawa.
W tym tekście przeczytasz o:
Tunele na Wyspach Owczych
Nasza trasa prowadziła z Thorshavn do Klaksvík, a następnie przez Borðoy aż do Viðareiði – miejscowości znajdującej się w północnej części wyspy Viðoy. W drodze powrotnej odbiliśmy na wyspę Kunoy. Nie byłoby w tej drodze nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że na wszystkie wspomniane wyspy lub miejscowości się tam znajdujące można dostać się samochodem, jednak trzeba mieć na uwadze, że prowadzą tam tunele, również tunel.
Ten do Klaksvík jest jednym z dwóch, podwodnych, płatnych tunelów na Wyspach Owczych. Znajdują się tutaj również tradycyjne tunele (bezpłatne), które są na tyle wąskie, że mieści się w nich tylko jeden pojazd.
Jak poruszać się takimi wąskimi tunelami? Trzeba pamiętać tylko o dwóch podstawowych zasadach:
- Pierwszeństwo ma ten, kto nie ma po swojej prawej stronie miejsca na mijanki (oznaczone literą M, znajdują się co około 100 metrów). Czyli, jeśli masz po swojej prawej stronie takie mijanki, to musisz ustąpić pierwszeństwa.
- Odstępstwem od tej zasady jest tylko sytuacja gdy z naprzeciwka jedzie większy pojazd (ciężarówka, autobus). Wtedy zawsze ustępujemy miejsca :)
Wyspa Borðoy
W porównaniu do opisywanej przez nas ostatnio wyspy Eysturoy, wyspę Borðoy zamieszkuje połowa mniej mieszkańców, tj. ok 5 000 osób. I widać to na każdym kroku. Poza największą miejscowością (Klaksvík), znajduje się tutaj mniej osad, a nawet są 3 całkowicie opuszczone (o jednej z nich trochę dalej).
Krajobrazy na Borðoy są podobne do tych, które widzieliśmy na Eysturoy, czyli bazaltowe wzniesienia, jakby pocięte, oddzielone warstwy układane jedna na drugiej, fiordy, a do tego wszechobecne wodospady. Niestety nie mogliśmy w pełni podziwiać otaczających nas widoków, bo szczyty gór były zakryte chmurami.
>>> Polecamy również nasz eBook "Wyspy Owcze" za jedyne 39,99 zł! Wszystko w jednym miejscu, a w nim 149 stron pełnych inspiracji, opisów i praktycznych porad.
Klaksvík
W Klaksvík zatrzymaliśmy się w sumie dwa razy: raz aby zajrzeć do tutejszej informacji turystycznej, a drugi raz (w drodze powrotnej) aby coś zjeść. Mieszka tutaj prawie połowa mieszkańców wyspy chociaż przeważająca grupa osób, które mijaliśmy na ulicach to przejezdni. Jest to miasto portowe, a rybołówstwo i dogodne położenie miejscowości odegrało dużą rolę w jej rozwoju. W porcie zobaczyć można wiele zacumowanych kutrów rybackich jak również promy.
Najbardziej charakterystyczną budowlą w Klaksvík jest kościół zbudowany z bazaltu – Christianskirkjan.
W Klaksvík mieliśmy okazję skosztować lokalnych przysmaków, zamówiliśmy na spróbowanie talerz z przystawkami (Faroese Tapas) za bagatela ok. 100 zł. Zobaczcie co dostaliśmy:
Uprzedzając pytania: nie, smakiem nie powaliło. Była to dla nas jedyna okazja, aby zjeść coś niestandardowego, bo z reguły menu obfitowało w burgery, pizze i sałatki.
Múli
Będąc na Borðoy postanowiliśmy pojechać do jednej z opuszczonych osad – Múli.
Znajduje się ona w północnej części wyspy, a droga do tej miejscowości pozostawia wiele do życzenia. Mówiąc w skrócie: cieszyliśmy się, że mieliśmy większy samochód ;) Z drugiej strony, czego oczekiwać po drodze do miasta widma?
Szczerze mówiąc, patrząc na inne miejscowości, które do tej pory odwiedziliśmy niczym się nie różniły od tej. W tamtych, niby zamieszkanych, również nie widzieliśmy żywego człowieka, podobnie jak tutaj (chociaż skądś wziął się tutaj jeden samochód).
W Múli, jedynie widać, że trawa jest nieskoszona i porasta część drogi. Mimo, że opuszczona to z tego co się dowiedzieliśmy, niektórzy przyjeżdżają tutaj na wakacje, a domy traktują jak domki letniskowe.
A szkoda, bo widoki tutaj są na prawdę jedne z ładniejszych (mimo kiepskiej pogody) :) Warto się przespacerować po okolicy.
Wyspa Viðoy
Na wyspie Viðoy znajdują się tylko dwie osady: Viðareiði oraz Hvannasund. Pierwsza znajduje się na północy, a druga na południu tuż przy moście łączącym wyspy Viðoy i Borðoy. Pogoda nas nie rozpieszczała, padało coraz mocniej, a chmury zasłaniały coraz więcej. Mimo to zdecydowaliśmy się pojechać do Viðareiði z nadzieją, że się jednak wypogodzi.
Dojazd do miejscowości jest bardzo prosty – prowadzi tu jedyna droga na północ, która w porównaniu z szutrową drogą do Múli, była odpoczynkiem dla amortyzatorów. Tak na prawdę droga rozwidla się po to aby zatoczyć koło, a część drogi przebiega w tunelu. Mieszkają tutaj aż 352 osób [źródło], a sama miejscowość jest zaskakująco duża, jak na osady w północnej części archipelagu.
Co sprawia, że miejscowość niemalże na krańcu archipelagu cieszy się popularnością wśród podróżników? Zapewne piękne widoki, na pozostałe wyspy, ale również wysoki na 750 metrów klif Enniberg. Ponownie nie było nam dane wszystkiego zobaczyć. I o ile deszcz nie był dla nas przeszkodą, o tyle wspinaczka na szczyt w chmurach wydała nam się bez sensu.
Skończyło się więc na zatrzymaniu na punkcie widokowym w Viðareiði skąd mogliśmy zobaczyć północne krańce i klify wysp Borðoy i Kunoy.
Tak, tam po drugiej stronie jest szutrowa droga do Múli, o której pisaliśmy wyżej :)
Wyspa Kunoy
Gdybyśmy mieli opisać Kunoy jednym słowem, to najlepiej opisałoby je słowo: góry. Znajdują się tutaj szczyty powyżej 800 metrów, jedne z wyższych na Wyspach Owczych.
Na Kunoy można dostać się mostem łączącym ją z wyspą Borðoy.
Podobnie jak na Viðoy, znajdują się tutaj tylko dwie zamieszkałe osady, oraz jedna opuszczona, z którą wiąże się tragiczna historia. Tuż przed Świętami Bożego Narodzenia w 1913 roku, wszyscy mężczyźni wyruszyli na połów z którego już nigdy nie wrócili. Kobiety, chłopiec oraz starzec opuścili miejscowość do 1919 roku [źródło].
Na lewym brzegu wyspy znajduje się miejscowość Kunoy, do której aby się dostać trzeba przejechać tunelem. I to jednym z tych najfajniejszych tuneli :) Jest to tunel wąski, w którym co chwilę trzeba ustępować przejazdu innym samochodom (a skąd ich tam tyle, to do tej pory nie mamy pojęcia ;)). Poza tym jest on jednym z najdłuższych tuneli na Wyspach, ma lekko ponad 3 km długości.
Dojeżdżając do miejscowości z daleka rzuca się w oczy biały kościół z czerwonym dachem oraz skromne miejsce piknikowe tuż przy drodze. Poza tym nie ma tu nic ciekawego. Dosłownie. Więc skąd tyle samochodów w tunelu? Przynajmniej to była fajna atrakcja, szczególnie dla Pawła ;)
Podsumowując
Jak to mówią – nie można mieć wszystkiego, a przecież mieliśmy już dużo ;-) Kiedyś musieliśmy w końcu trafić na gorszą pogodę.
Udało się zobaczyć kilka miejscowości, kolejne wzniesienia z wodospadami oraz klify. Zapewne w północnej części można odkryć wiele więcej miejsc chodząc na pieszo, bo dróg samochodowych jest tutaj mało. Może warto by było przyjechać tutaj na dłużej, zatrzymać się w Klaksvík i przy lepszej pogodzie wybrać się w trasę? Może będzie nam kiedyś jeszcze dane tutaj wrócić, a póki co nie było tak źle ;