Mamy już trochę podróży za sobą i przyszedł czas spojrzeć prosto w oczy i opisać jakie dziecięce gadżety były zupełnie nieprzydatne lub tak mało używane, że ich zakup był nieopłacalny. Tak, ta lista będzie subiektywna jak żadna inna na naszym blogu :)
Okres ciąży i pierwsze miesiące rodzicielstwa to ogrom decyzji do podjęcia. Przyszli rodzice chcą zapewnić dziecku to co najlepsze, a ponieważ w obecnych czasach wszystko jest na wyciągnięcie ręki to kupują na potęgę. Kupują, bo polecili znajomi, kupują bo tak powiedziano w szkole rodzenia, kupują, bo przecież jak ma coś znana blogerka parentingowa, to na pewno jest to niezbędne, kupują… bo wierzą, że dzięki temu zapewnią dziecku szczęście i uśmiech, a siebie upewnią w przekonaniu, że są najlepszymi rodzicami na świecie.
Nasz blog nie jest blogiem parentingowym, a wpisy o podróżowaniu z dzieckiem stanowią tylko około 10% wszystkich wpisów. Naturalnym jednak jest, że piszemy o podróżach z dzieckiem, o atrakcjach dla najmłodszych, ciekawych miejscach no i w końcu o wielu aspektach praktycznych, które sprawią, że wiele osób decyduje się ruszyć w podróż ze swoimi pociechami (co mega polecamy! :)).
Lubimy ułatwiać sobie życie i podróżowanie, jesteśmy trochę gadżeciarzami (no dobra, bardziej Paweł, szczególnie jeśli chodzi o technologię) i z racji naszej pasji, naturalnym jest, ze trzymamy rękę na pulsie i obserwujemy co w trawie piszczy na podróżniczej i parentingowej łące. Zanim pojawiła się Oliwia, szukaliśmy, porównywaliśmy, dyskutowaliśmy jaki wózek kupić, jaką chustę, jakie łóżeczko, jakie zabawki itp itd. Póżniej pojawiły się pierwsze plany podróżnicze więc i zaczęliśmy szukać co by nam się w tej podróży najbardziej przydało.
Teraz, po dwóch latach z rezerwą patrzymy na wszystko to, co jest polecane. Co i rusz pojawiają się nowe podejścia, nowe firmy, które prześcigają się w innowacyjnym podejściu do rozwoju dziecka, wzornictwie czy materiałach. Każdy ma swoje badania i swoje racje, które pokazują, ze jego produkt jest najlepszy, najbezpieczniejszy i najzdrowszy dla dziecka. Nie oznacza to, że zupełnie nie bierzemy pod uwagę opinii czy poleceń, bo są one bardzo często cenne, ale trzeba do nich podchodzić ostrożnie, a nawet krytycznie.
Poniższa lista jest bardzo subiektywna. Nie wszystko mieliśmy, ale też nigdy nie mieliśmy potrzeby ich kupowania tylko dlatego, że ktoś je poleca. Lista jest zrobiona pod kątem podróży (z dzieckiem do lat dwóch), a nie codziennego życia. Jest to bardzo ważne, bo część z poniższych przedmiotów na co dzień chętnie używamy, ale jadąc w podróż bez skrupułów zostawiamy je w domu. I najważniejsze: każde dziecko jest inne i każde ma inne potrzeby. Coś co u nas się nie sprawdziło u innych może być strzałem w dziesiątkę – i takich właśnie Waszych komentarzy oczekujemy :)
Szukasz kompletnej listy rzeczy, które warto zabrać ze sobą na wyjazd? Polecamy nasz wpis Co zabrać na wakacje? gdzie znajdziesz więcej szczegółów na temat tego jak i co zapakować. Dodatkowo możesz pobrać tam bezpłatny wzór listy do pakowania dla siebie lub/i dla całej rodziny.
To lecimy z listą gadżetów do podróży, które u nas zupełnie się nie sprawdziły, albo których nie potrzebowaliśmy, a zewsząd wszyscy polecali kupić.
W tym tekście przeczytasz o:
Torba do wózka
Bum! Zaskoczeni? ;-) Nie spodziewaliście się? :) A jednak, torba do wózka, to rzecz, której nie polecamy brać, chociaż jest kilka wyjątków, kiedy może się przydać, ale o tym poniżej.
Kiedyś przeczytałam gdzieś na Facebooku historię, jak to świeżo upieczona mama kupuje na początek zwykłą torbę do wózka, a najczęściej korzysta z tej która była gratis do wózka. Potem stwierdza, że potrzebna jest większa, bardziej poręczna, z kieszonkami, więc kupuje jakiś znany, polecany model. Chwilę później dochodzi do wniosku, że potrzebuje torby którą może traktować jako torbę codzienną, więc kupuje bardziej modową czy designerską, a ponieważ dziecko rośnie, ucieka to nie zawsze duża torba jest wygodna, więc najlepiej to plecak… Znacie to? Metoda prób i błędów, ciągłe zmiany, błądzenie w gąszczu zachwalanych produktów, co skutkuje zakupem kilku rzeczy o tym samym przeznaczeniu. Kupując pierwsze rzeczy “dla dziecka” ciągle szukamy czegoś, co sprawdzi się u nas najlepiej.
Dlaczego więc torbę uważamy za zbędny gadżet? I co w takim razie robi torba zawieszona na wózku w początkowych naszych podróżach z Oliwią?! Torba przydaje się wtedy jeśli zawsze będziemy jeździć z wózkiem. Zawsze. Jeśli jednak planujecie pójść w trasę z dzidziusiem w chuście czy nosidle, to torba stanie się dla Was jedynie obciążeniem. Zdecydowanie lepiej wtedy spakować wszystko w plecak i/lub nerkę.
Również lecąc samolotem może okazać się, że dodatkowa torba jest tylko utrudnieniem, bo ktoś ją jednak musi nosić, rozpakować do kontroli itp.
I przyznaję tutaj, można szukać toreb do wózków, które są zarówno plecakami, ale niestety jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego… My jadąc w podróż, przebywamy po kilkanaście godzin na nogach i nasze plecy dziękują nam na koniec dnia za wygodne, wyważone plecaki z dodatkowymi zapięciami na co najmniej pasach biodrowych. Stawiamy również na funkcjonalność i to czego naprawdę potrzebujemy – nie potrzebujemy tysiąca przegródek na butelki, skoro córka butelki nie akceptuje. Potrzebujemy za to plecak, który można otworzyć po całości, aby bez problemu dostać się do rzeczy na samym spodzie. No i wodoodporność też ma znaczenie ;)
Również ważna rzecz – jeśli jednak zdecydujecie się na torbę, to warto zwrócić uwagę, czy można ją w ogóle na wózku zamieszczać. Na naszym cudownym Yoyo (serio jest świetny! :)) nie można, bo może łatwo przeciążyć wózek do tyłu.
Co więc radzimy? Nie bierzcie żadnej dedykowanej torby czy plecaka dla dziecka. Bierzcie tylko bagaż, który nie będzie Wam ciążył. My wychodzimy z założeniem, że podręcznie bierzemy dwa plecaki i w to musimy spakować całą trójkę, bo w praktyce rąk braknie do noszenia wszystkich tobołków.
Fajnie również sprawdziła nam się taka mini torba przy wózku, którą mieliśmy w Wiedniu. Pakuje się tam tylko podstawowe rzeczy, jest lekka i nie stanowi dodatkowego bagażu – jest jakby częścią wózka ;)
Łóżeczko turystyczne/namiot dla dziecka
Mamy tutaj na myśli zarówno duże, składane kojce jak i takie małe, składane namioty zamykane, często z moskitierą. Generalnie w tym punkcie chodzi o to wszystko w czym dziecko miałoby spać na wyjeździe.
Po pierwsze, w większości hoteli nie mieliśmy problemu z dostawieniem łóżeczka w pokoju. Nawet jak o takie nie prosiliśmy, to w momencie meldowania pytano czy nie potrzebujemy łóżeczka. Pomijając już oferty hoteli na Booking.com, to również w Airbnb bardzo często można znaleźć domy i mieszkania, gdzie bezpłatnie właściciele przygotują też specjalny kojec dla dziecka. Warto pytać.
Co jednak jeśli znalezienie noclegu z łóżeczkiem graniczy z cudem? Albo kosztuje tyle, że już bardziej opłaca się kupić nowe łóżeczko? Po prostu śpimy razem! Tak, przyznajemy się do tego, że na wyjazdach często śpimy we trójkę :-P O samej teorii dotyczącej co-sleepingu nie będę dużo pisać, ale jest bezpieczne jeżeli tylko trzymamy się kilku podstawowych wytycznych, które bez problemu znajdziecie w internecie.
Często też kombinujemy – robimy małe kojce z dostępnych kocy, poduszek, pamiętając, że bezpieczeństwo zawsze jest na pierwszym miejscu.
Grające i śpiewające zabawki
Szczególnie te głośne, z melodiami, które chodzą za rodzicami później pół dnia, a Ci ochoczo podśpiewują je w pracy.
Zawsze bierzemy pod uwagę, że w samolocie, pociągu, czy autobusie nie jesteśmy sami, a takie zabawki nie dość, że są głośne, to mogą irytować współpasażerów. No więc braliśmy je początkowo i używaliśmy tylko w hotelu. Sporadycznie. W hotelu na wyjazdach przebywamy tylko tyle, aby się przespać i chwilę odpocząć, więc i tutaj nie było pola do popisu. Zabawki te, mimo, że są mogą być fajne dla dzieci (chociaż warto też poczytać o przebodźcowaniu dziecka), to często są też ciężkie, wymagają zapasowych baterii i śrubokrętów – no bo co zrobić jak nagle wyczerpie się bateria w ulubionej zabawce?
W naszej dwuletniej historii rodzicielstwa nie trafiliśmy na taką grającą zabawkę, która byłaby na tyle fajna, że Oliwia chciałaby się bawić nią codzienne przez co najmniej 15 minut. Tym bardziej, że na wyjazdach wszystko w koło jest nowe, więc i dzieci wolą odkrywać nieznane niż bawić się tym co już doskonale znają.
Kubki niekapki/butelki ze smoczkiem
Jak wspomniałam Oliwia nie akceptowała żadnej butelki, więc odszedł nam w ogóle temat kupowania i wożenia butelek na pierwsze 6 miesięcy. Później wprowadziliśmy wodę i to właśnie woda jest najczęściej pitym napojem przez Oliwię na wyjazdach ;)
Oczywiście próbowaliśmy popularnych ściętych kubeczków, kubków niekapków, ale najlepiej sprawdziły nam się po prostu butelki ze sportowym korkiem. Później doszedł do tego bidon i to on towarzyszy nam do tej pory. Obecnie, na każdy wyjazd bierzemy tylko ten jeden bidon z rurką.
W restauracjach czy barach jeśli kupujemy Oliwii coś do picia, to zamiast przelewać prosimy po prostu o słomkę, a zresztą picie ze zwykłego kubka nie jest już nie lada wyczynem. Bo przecież co byśmy nie kupili, to i tak najlepsze jest to, co piją rodzice, prawda?
Przy tym wszystkim nie robimy tragedii jeśli trochę tej wody się wyleje. Woda na ubraniu to nie koniec świata, a często stanowi niezłą ochłodę ;)
Mata do przewijania
W zestawie z pierwszą torbą była mata do przewijania, którą ochoczo na początku zabieraliśmy ze sobą. Nie skorzystaliśmy z niej ani razu. Ani razu! Po pierwsze nasza mata była zbyt mała (wąska) i o ile na noworodka wystarczy, to na większe dzieci już niekoniecznie. Po drugie, wcale nie miała jakiejś wyjątkowej powierzchni zapobiegającej wchłanianiu wszystkiego co na przewijaku może się znaleźć, wiec każdy “wypadek” wiązałby się z praniem całej maty (dość grubej i wolno schnącej).
Wiem, że na rynku są większe i lepsze maty do przewijania, ale zajmują też wtedy więcej miejsca.
Co wiec bierzemy w podróż? Albo jednorazowe podkłady do przewijania (które naprawdę można stosować kilka razy!) albo wielorazowy podkład do przewijania kupiony w Ikei – łatwo się go pierze, zajmuje mało miejsca i jest bardziej ekologiczny niż wielorazowe podkłady.
Pojemnik na chusteczki wilgotne
Myśleliśmy, że to będzie strzał w dziesiątkę. Zdarzało nam się wcześniej, że chusteczki wysychały, bo zapomnieliśmy je zamknąć lub opakowania się darły.
Pojemniki na chusteczki wilgotne do wielu rodziców przemawiają, ale nie do mnie. Zajmują dużo miejsca, są sztywne. O wiele lepiej kupić nawet małe opakowanie chusteczek wilgotnych – zajmie o wiele mniej miejsca i łatwiej je gdzieś wcisnąć.
Krzesełko turystyczne
Tutaj mam na myśli takie materiałowe “krzesełko”, które przywiązuje się do normalnego krzesła.
Tak, zakupiliśmy takie przed wyjazdem na Azory, bo był to czas kiedy Oliwia coraz chętniej siadała z nami przy stole, a obawialiśmy się, że na miejscu nie będzie krzesełek dla dzieci.
Problem z tym krzesełkiem jest taki, że zajmuje mało miejsca i często po prostu o nim zapominaliśmy ;) Kiedy już nam się przypomniało i zamontowaliśmy je, to Oliwia odmawiała siedzenia w nim. I wiecie co? Wcale jej się nie dziwię. Dziecko siedzi o wiele niżej, ledwo sięga do stołu. Nie jest to zbyt wygodne, a i ze wstaniem z niego dziecko raczej nie ma problemu – więc kiepsko się sprawdza.
Trafia na czarną listę ;)
--- autopromocja ---
Nie lubisz się pakować?
Polecamy naszą książkę!
Bazując na naszym doświadczeniu, praktykach i popełnionych błędach, chcemy pomóc Ci w pakowaniu, bo wiemy, że jest to wyzwanie dla wielu osób.
W tej książce znajdziesz 180 stron pełnych praktycznych informacji, wiele uniwersalnych porad, głównie pod specyfikę wyjazdów, ale wszystkie skupione są wokół pakowania na wyjazd z dziećmi.
Rodzinne podróżowanie – Pakowanie >>>
--- autopromocja ---
Podsumowanie
Wszystkie powyższe gadżety dla nas okazały się zbędne, mimo, że zawsze znalazł się ktoś, kto je bardzo polecał. Radziliśmy sobie bez nich, a niektóre wręczy były dla nas dodatkowym obciążeniem.
Oczywiście wiele zależy od Waszego sposobu podróżowania i Waszych oraz Waszych dzieci potrzeb, więc nie musicie traktować powyższej listy jako najświętszej prawdy :)
Niemniej jednak mamy jedną prośbę: zamiast jeździć na zakupy i przemierzać internet na wskroś w poszukiwaniu najlepszych rzeczy dla naszego dziecka lepiej ten czas spożytkować w inny sposób.
Po prostu spędzić go z dzieckiem – to jest właśnie ta jedna rzecz, której nigdy nie może zabraknąć, czy to w podróży czy w codziennym życiu :)
Jak pisał Paweł w tym wpisie, w podróży mamy w końcu siebie 24h/dobę, nie musimy iść do pracy, nie musimy sprzątać i gotować. Możemy wtedy najwięcej czasu spędzić wspólnie i warto ten czas dobrze wykorzystać :)
Żaden, ale to żaden gadżet nie jest w stanie zastąpić dziecku czasu i bliskości z rodzicem.
Amen.
Polecamy Wam również inne ciekawe artykuły o podróżowaniu z dzieckiem: